„Doktor Sen” to kontynuacja klaustrofobicznego „Lśnienia”. Jest odpowiedzią na często zadawane autorowi pytanie, co się stało z tym szczególnym dzieciakiem z hotelu „Panorama”.

Lubimy wiedzieć, jak potoczyły się losy bohaterów, do których się przywiązaliśmy. Nie mamy ochoty rozstawać się z fikcyjnym światem, mimo że rozstanie zbliża się nieuchronnie wraz z ostatnią stroną. To wyjaśnia potrzebę dopisywania dalszych ciągów, często przez innych autorów („Mały Książę odnaleziony”, „Staś i Nel. Zaginiony klejnot Indii”, trylogia Pierumowa osadzona w świecie „Władcy pierścieni”, itp.) Pokusie tej uległ również Stephen King: co pewien czas mimowolnie liczył, ile Danny Torrance miałby dziś lat i zastanawiał się, gdzie właściwie teraz jest. Aż w końcu machnął tę książkę.

Po tym, jak „Panorama” doszczętnie spłonęła, Wendy Torrance i jej syn otrzymali od korporacji odszkodowanie, pozwalające im na skromne życie przez jakieś trzy lata. Wydawało się, że wszystko powoli zmierza ku lepszemu, jednak hotel jeszcze z dzieciakiem nie skończył. Przerażająca kobieta z wanny powróciła jako kobieta na sedesie, a Danny pojął, że nigdy nie uwolni się od duchów: jego jasność jest dla nich jak dobrze przyprawiony kotlet.

To przekleństwo w połączeniu z genetycznym obciążeniem sprawiło, że dorosły Torrance rozczarowuje siebie i czytelników. Rozstaliśmy się z wrażliwym, zahukanym chłopcem, a gdy spotykamy go ponownie, jest niechlujnym alkoholikiem z wściekłym psem w głowie – jak jego ojciec.

„Chaos i mordobicie. W głowie miał wściekłego psa. Na trzeźwo potrafił trzymać go na smyczy. Kiedy pił, smycz znikała”.

Gdy już zaczynamy mieć po dziurki w nosie obrazowych i odstręczających opisów ludzkiego upodlenia, Danny trafia do Frazier, gdzie podejmuje pracę w hospicjum. Wykorzystuje swoje zdolności, by pomagać odchodzącym ludziom i zyskuje przydomek Doktor Sen. Tam kontaktuje się z nim malutka Abra, urodzona w czepku i posiadająca dar jasnowidzenia. Jeśli jasność Danny`ego jest dla duchów jak kotlet, to moce Abry stanowią odpowiednik rogu obfitości. Dziewczynka staje się celem Prawdziwych, nieśmiertelnych potworów, które krążą po Ameryce jak cichy wirus, udając zwyczajnych ludzi z kamperów:

„Nie lubią psów, a psy ich nie lubią. Można rzec, że psy widzą ich prawdziwe oblicze. Bystre, czujne oczy pod tanimi okularami przeciwsłonecznymi. Silne, muskularne nogi myśliwych pod poliestrowymi luźnymi spodniami z Wal-Marta. Ostre kły pod sztucznymi szczękami, tylko czekające na to, żeby je wysunąć.

Nie lubią psów, za to lubią pewne dzieci.

O tak, bardzo lubią pewne dzieci.”

„Doktor Sen” to, moim zdaniem, udana kontynuacja: wciągająca, mroczna, ciekawie nawiązująca do poprzedniej powieści, ale nie wtórna. Podobał mi się pomysł z Prawdziwym Węzłem i z zainteresowaniem śledziłam rozwój akcji aż po finalną konfrontację dobra ze złem. Bardzo kingowska proza z ciekawymi postaciami i konsekwentnie budowanym nastrojem.