„Lśnienie” to powieść rozsławiona przez ekranizację Stanleya Kubricka. Mam z tą ekranizacją kłopot: nazywa się Shelley Duvall. Przez cały film wpatrywałam się w nią jak zahipnotyzowana, czekając, aż z jej wiecznie otwartych ust zacznie kapać ślina.

„Każdy duży hotel ma swoje skandale. I każdy duży hotel ma swojego ducha.”

„Każdy hotel ma swojego ducha? W Panoramie odbywa się ich sabat.”

Fabułę można streścić krótko: niespełniony pisarz po przejściach (trudne dzieciństwo, alkoholizm, problemy z agresją, utrata pracy) przyjmuje sezonową posadę dozorcy w imponującym hotelu „Panorama”, położonym w górach Kolorado. Zimą hotel jest odcięty od świata, co dla Jacka i jego rodziny oznacza kilka miesięcy całkowitej izolacji. „Panorama” cieszy się złą sławą, nie tylko z powodu powiązań byłego właściciela z mafią, ale także dlatego, że ludziom często tu odbija. Poprzedni dozorca ukatrupił całą swoją rodzinę, a na koniec odebrał życie także i sobie. Od samego początku czujemy jednak, że to nie hotel (jakby nie okazał się upiorny) będzie w tej powieści źródłem największej grozy – a to za sprawą Jacka Torrence`a. Już pierwsza jego myśl, otwierająca książkę, jest antypatyczna i budzi w nas niechęć. Nie polubimy tego gościa. To egocentryczny nieudacznik, wyżywający się na słabszych i podległych mu osobach: uczniu, zastraszonej żonie, bezbronnym dziecku. Wydaje się, że posiadanie władzy nad innymi w jakiś sposób go dowartościowuje. Podczas ataków szału bywa straszny, kompletnie nie panuje nad swoim gniewem (szał połączony z alkoholem sprawił, że połamał rękę własnemu dziecku). Jego myśli, które nieustannie śledzimy, są pełne nienawiści, przylepiają się do ludzi warstwą odrażającego brudu. Warto dostrzec, że to wszystko już tam w Jacku siedzi, zanim przekroczy on progi demonicznego hotelu.

W „Lśnieniu” Stephen King rozwija koncepcję zła wewnętrznego, która jest powracającym motywem w jego twórczości (przemoc domową i rówieśniczą, alkoholizm, degrengoladę społeczną ukazują m.in. powieści „To”, „Carrie”, „Stukostrachy”, „Sklepik z marzeniami” czy zbiór nowel „Cztery pory roku”). To człowiek dla człowieka jest najprawdziwszym potworem. Takie spojrzenie na grozę stanowi bodaj najważniejszą cechę postnowoczesnego horroru, a „niepokojące obrazy domu rodzinnego, który podlega destrukcji, stają się stygmatem prozy Stephena Kinga” (Anita Has – Tokarz „Horror w literaturze współczesnej i filmie”).

Mamy więc zwichrowanego emocjonalnie i niezrównoważonego psychicznie człowieka. I mamy „Panoramę”: ogromny, majestatyczny hotel ze skandaliczną historią. Zły człowiek i Złe Miejsce. Po dodaniu jednego do drugiego otrzymamy szalonego młotkowego. Pozwólcie, że znów zacytuję fragment genialnego studium Anity Has-Tokarz:

„Jest to obszar zdolny zawłaszczyć bohaterów i uczynić z nich zakładników. (…) Zamknięta w opustoszałym domu/hotelu rodzina Torrence`ów ulega gwałtownej dezintegracji. Odcięcie od rutyny codzienności, wymagającej choćby zdawkowych kontaktów, demaskuje złudność więzi i uczuć, uwalnia tłumioną nienawiść, która u Torrence`a przemienia się w agresję. Niepostrzeżenie hotel Panorama ulega przeistoczeniu, staje się symbolicznym labiryntem zaludnionym złowieszczymi widmami, który odbija stan umysłu bohatera.

W miarę narastania akcji hotel jest metodycznie animizowany. Jego lokatorzy porównani są do drobnoustrojów uwięzionych w jelicie potwora, windy przypominają rozdziawione usta, okna hotelu obserwują Jacka Torrence`a, który jest owym ogniwem brakującym, można go naginać i wykręcać, dopóki nie trzaśnie.

Tę pozorność rodzinnych i małżeńskich uczuć wnikliwy czytelnik zdemaskuje bardzo szybko: nie ulega wątpliwości, że wyjątkowo wrażliwy pięcioletni Danny kocha mamę i tatę, ale tytułowe lśnienie, które pozwala mu słyszeć myśli rodziców, wystawia go często na ciężką próbę. Jak zauważa Hallorann, Danny łatwo wzbudza sympatię, chociaż rodziców ma „takich sobie”.

Przyznam szczerze, że umęczyła mnie ta książka. „Lśnienie” to powieść klaustrofobiczna, gęsta od negatywnych emocji, które trzymają czytelnika w ciągłym napięciu. Wendy bez przerwy popłakuje, Jack bez przerwy ociera chusteczką usta – szału można dostać. I tylko Danny lśni. Biedny Danny…