„Czytanie książki w miejscach publicznych staje się tak rzadkie, że można się spodziewać, że pewnego dnia zostanie uznane za karalne jako nazbyt wyzywające”.

Tomasz Genow „Kosmos jest ze słów”

Czytanie zdaje się rozrywką zupełnie nieszkodliwą i najmniej „inwazyjną” społecznie. Cóż komu przeszkadza czytelnik pogrążony w lekturze? Nie zajmuje dużo miejsca, nie pcha się na afisz, nie generuje hałasu, ot, siedzi sobie spokojnie w kąciku i przewraca te swoje kartki. A jednak każdy, kto czyta regularnie, zetknął się wielokrotnie w swoim życiu z podejrzliwością i nieufnością osób nieczytających. Co takiego przeszkadza ludziom w akcie czytania, że nie mogą czytających zostawić w spokoju? Dlaczego nie uważają za stratę czasu wielogodzinnego ślęczenia przed telewizorem, a jednocześnie wytykają czytelnikom, że bujają w obłokach, trwonią życie? Czy wynika to jedynie z braku doświadczenia czytelniczego, a więc z nieznajomości wielorakich korzyści płynących z czytania? Z pewnością nie tylko. Wszak reżimy totalitarne doskonale zdają sobie sprawę z wywrotowej funkcji literatury, która uczy samodzielnego myślenia, dlatego czytania boją się jak diabła. Alberto Manguel w znakomitej „Mojej historii czytania” proponuje ciekawe wyjaśnienie tej podejrzliwości, jaką osoby stroniące od książek żywią wobec czytelników:

„Wspólnota czytelników prawie wszędzie ma reputację dwuznaczną, co wynika ze zdobytego przez nią autorytetu i przypisywanej jej mocy. Coś w relacji zachodzącej między czytelnikiem a książką uważa się za mądre i owocne, ale także ekskluzywne i wykluczające. Być może jest tak dlatego, że widok osobnika zaszytego w kącie z książką w ręku, najwyraźniej obojętnego na zgiełk tego świata, kojarzy się z nieprzeniknioną prywatnością, samolubnym okiem i tajemną czynnością uprawianą w pojedynkę. (…) Rozpowszechniony lęk przed czynnościami, jakim czytający może oddawać się wśród stron książki, podobny jest odwiecznemu strachowi mężczyzn przed tym, co kobiety mogą robić w sekretnych miejscach swego ciała, i tym, co czarownice i alchemicy knują w ciemności za zamkniętymi drzwiami. Według Wergiliusza, z kości słoniowej zbudowana jest brama fałszywych marzeń; zdaniem Sainte-Beuve`a także i wieża, w której przebywa czytelnik”.

Z niechęcią do czytania przyjdzie się zmierzyć bohaterce książki Alana Bennetta, tytułowej czytelniczce znakomitej. Określenie „znakomita” ma w tym wypadku dwa znaczenia: jedno odnosi się do osiągnieć bohaterki na polu czytelniczym, drugie zaś podkreśla jej „znakomite” urodzenie, ofiarą czytelnictwa uczynił bowiem autor samą królową angielską. Akcja książki rozgrywa się „po śmierci księżnej Diany”, a więc królowa to Elżbieta, idąca „w ślady swej imienniczki, Elżbiety I, która namiętnie lubiła czytać”. Odkryta w późnym wieku pasja czytelnicza budzi niechęć rodziny królewskiej i dworzan („Obawiam się, że Jej Wysokość trochę się nam rozbisurmaniła”). Królowa nie tylko zaczyna mieć własne zdanie, ale też wprowadza kłopotliwe zmiany w skostniały ceremoniał, czym zbija ludzi z tropu:

„Okazało się, że Jej Królewska Wysokość, nie uprzedziwszy o tym swoich asystentów, porzuciła utrwalone wieloletnią praktyką kierunki prowadzenia rozmowy – liczbę lat spędzonych na służbie, odległość przebytą, żeby się z nią dziś spotkać, miejsce pochodzenia – i wdrożyła zupełnie nowe otwarcie konwersacji, a mianowicie: „Co pani/pan teraz ciekawego czyta?” Na tak postawione pytanie bardzo niewielu wiernych poddanych Jej Wysokości miało gotową odpowiedź (chociaż jeden próbował: „Biblię”?). Niezręczne milczenie, które w konsekwencji zapadało, królowa miała zwyczaj przerywać słowami: „Sama czytam ostatnio…”, a czasem nawet sięgała do torebki, żeby zaprezentować rozmówcy aktualnie hołubioną książkę. Nic dziwnego, że czas audiencji znacznie się wydłużał, ich przebieg nie był już tak dopracowany, a rosnąca liczba poddanych odchodziła z żalem, że tak kiepsko wypadli, i z uczuciem, że monarchini zrobiła ich na szaro”.

Jedynie sama królowa, jako osoba czytająca, dostrzega korzyści płynące z czytania i wielokrotnie wyraża żal, że tę pasję odkryła za późno. Czytanie „uszczęśliwia ją jak nic innego”. Początkowo traktowane wyłącznie jako rozrywka, stopniowo przekształca się w ambitne studiowanie: monarchini zaczyna czytać z ołówkiem w ręce i nabiera zwyczaju notowania podczas lektury. Z zaskoczeniem odkrywa, że pogłębiona lektura nie tylko pogłębia jej własne myśli, ale też wyraźnie wpływa na jej charakter. Królowa staje się mniej oficjalna, bardziej szczera, uważna na innych. Ten „świt wrażliwości” nastaje właśnie pod wpływem rozlicznych lektur. Jak zauważyła Susan Sontag, lektura to nie tylko ucieczka od rzeczywistości, ale też możliwość wykroczenia poza ograniczające nas role: czytanie poszerza nasze horyzonty, pomaga nam zrozumieć, jak to jest być kimś innym i kim sami jesteśmy naprawdę, dzięki czemu możemy osiągnąć pełnię człowieczeństwa. Tę ważną funkcję literatury podkreśla również Harold Bloom, amerykański literaturoznawca i autor monumentalnego „Zachodniego kanonu”:

„Samotny czytelnik może być wymierającym gatunkiem, jednak wraz z nim zniknie także coś więcej niż radość z samotności. Ostateczna odpowiedź na pytanie Po co czytać? brzmi: wyłącznie głęboka, nieustanna lektura w pełni ustala i rozbudowuje autonomiczne ja. Dopóki nie stanę się sobą, jakim pożytkiem będę dla innych?”

Konsekwencją pogłębionego czytania staje się potrzeba pisania, potrzeba przemówienia własnym głosem, który najpełniej wyraziłby to wspomniane przez Blooma „autonomiczne ja”. Tak też się dzieje w przypadku królowej, której przestaje wystarczać rola biernej obserwatorki: odnalazłszy dzięki książkom własny głos, przechodzi do aktywnego działania.

Utrzymana w żartobliwym tonie, niewielka objętościowo książeczka brytyjskiego dramaturga jest przenikliwą charakterystyką środowiska czytelniczego, na co w posłowiu, zatytułowanym „O niebezpieczeństwach płynących z nieumiarkowanego czytania”, zwraca uwagę znakomita tłumaczka, Ewa Rajewska:

„Kto z Czytelników – bez wątpienia znakomitych, skoro przeczytali już książkę i kontynuują czytanie tego posłowia – w lekturowych praktykach Jej Wysokości z rozbawieniem nie rozpoznał swoich własnych? Te wybiegi, żeby wymigać się od nudnych obowiązków i zostać w łóżku z książką, te nieprzespane noce, wszystkie te przypadki, kiedy najbliżsi i przyjaciele przegrywają z pasjonującą nas w danej chwili lekturą i zostają odsunięci na dalszy plan?”

Przyznaję się do winy.