„Jeśli mity umrą, umrze nasz świat”.

Skąd wziął się wizerunek diabła i czyje wyobrażenie przejęli chrześcijanie jako symbol Chrystusa?

„Alfabet Krawczuka mitologiczny” poświęcony jest wybranym postaciom z greckich wierzeń, ale zawiera też bardzo ciekawe odniesienia do współczesności. Przywołuje ponadto przykłady najsłynniejszych dzieł sztuki inspirowanych motywami mitologicznymi i wzbogacony jest o literackie cytaty, w tym zwłaszcza z „Przemian” Owidiusza, które „najpełniej i zarazem najzręczniej ujmują w pięknej, potoczystej formie ogrom mitów”. Autor przekonuje, że warto studiować mitologię, gdyż jej znajomość może być przydatna: to przecież prawdziwy ocean symboli, podniet i motywów, z którego czerpie nasza kultura. Każda strona „Alfabetu Krawczuka mitologicznego” w istocie tezę tę potwierdza.

„Nasze podróże, zwłaszcza na szlakach Neptuna, to prawdziwe odyseje: a mamy już nawet odyseje kosmiczne. Wabią nas głosy syren, a satyra można spotkać nie tylko w leśnych ostępach. Na plażach igrają nimfy. Oczywiście wszyscy dbamy o faunę i florę, zapominając wszakże o tym, że Faun i Flora to istoty półboskie i pisać by je należało jako osoby z dużej litery. Bywają mężczyźni przystojni jak Adonis lub Apollon, ale i zakochani w sobie jak Narcyz, zdarzają się panie o charakterze Megier, a wzrok ich niby wzrok Gorgony.”

Otwierające książkę opowieści o trzech urodziwych młodzieńcach – Adonisie, Akteonie i Narcyzie – wprowadzają nas w dziwny, starożytny świat, w którym człowieka i całą przyrodę traktuje się na równych prawach. To religie teistyczne zaczęły twierdzić, że – jak to ujął Noah Yuval Harari – „wszechświat nie jest parlamentem istot”:

„Wcześniej religie animistyczne przedstawiały wszechświat jako wielką chińską operę o nieograniczonej obsadzie wielobarwnych aktorów. Słonie i dęby, krokodyle i rzeki, góry i żaby, duchy i elfy, anioły i demony – każdy miał jakąś rolę w kosmicznym dziele. Religie teistyczne przerobiły ten scenariusz, zmieniając wszechświat w ponury dramat Ibsena z zaledwie dwiema głównymi postaciami: człowiekiem i Bogiem.”

(Yuval Noah Harari „Homo Deus. Krótka historia jutra”)

Na konsekwencje takiego traktowania przyrody nie trzeba było długo czekać: wszelkim istotom niebędącym ludźmi najpierw zamknięto usta – dziś z drzewami i zwierzętami mogą bezkarnie rozmawiać tylko szaleńcy lub dzieci. Następnie rzekoma (rzekoma, bo współcześnie naukowcy ją podważają) wyższość człowieka stała się usprawiedliwieniem dla systematycznego i bezdusznego wykorzystywania zwierząt:

„Mur nie do przebycia pomiędzy nami a przyrodą wzniosło dopiero chrześcijaństwo nauczając, że tylko i jedynie człowiek ma duszę nieśmiertelną. On też jest panem stworzenia, Bóg bowiem powiedział do naszych prarodziców: Czyńcie sobie ziemię poddaną! Wychowani przez tyle wieków w duchu co najmniej obojętności dla zwierząt, roślin, całej przyrody, święcie przekonani, że wszystko to stanowi naszą własność, zostało nam dane, ma nam służyć, albowiem tylko po to istnieje – doprowadziliśmy świat do katastrofy.”

Mitologia podkreśla związek człowieka z przyrodą. Z krwi zabitego Adonisa powstały anemony, a z łez Afrodyty, która poraniła nogi, spiesząc ku umierającemu przez ciernie – czerwone róże. Również Hiacynt i Narcyz dali swe imiona kwiatom:

„Jest w tym coś wielce miłego i wzruszającego, że świat dawno umarły żyje jednak wśród nas poprzez ulotne nazwy pięknych kwiatów i roślin; oraz imiona bohaterów mitów. Runęły państwa, imperia, cywilizacje, wyginęły całe ludy, przeistoczyło się pozornie wszystko, ale imiona kwiatów sprzed pięciu i więcej tysięcy lat trwają w zupełnie nowej rzeczywistości, podawane z pokolenia na pokolenie.”

W mitologicznym świecie spotkamy dzikie i nieobłaskawione centaury, które stanowią symbol dwóch istot splecionych nierozerwalnie w każdym człowieku. Jedna z nich jest ludzka, rozumna i przyjazna, druga natomiast zwierzęca i porywcza. Te dwie natury toczą ze sobą nieustanną walkę: to od nas zależy, która będzie górą.

Moją ulubioną postacią z mitologii jest Hermes, „najbardziej grecki z greckich bogów”, uosobienie tych wszystkich przymiotów umysłu i ducha, które Hellenowie cenili najwyżej (pomysłowość, spryt, szerokość zainteresowań, umiejętność wymowy i kontaktu z ludźmi).

„Młody bóg wyrósł w krainie pasterzy, uchodził więc za ich opiekuna. Często, i to już w dawnej sztuce, przedstawiano go w postaci dobrego pasterza, z barankiem zarzuconym na barki. To wyobrażenie przejęli później chrześcijanie jako symbol Chrystusa. Jeden z licznych przykładów utajonego życia w nowej religii dawnych obrazów, mitów i kultów.”

Hermes, podróżujący często i szybko, stał się też patronem podróżnych i posłańcem bogów. Jako posłaniec i pośrednik umiejętnie przekonywał, udzielał więc tego daru mówcom, pisarzom, nauczycielom i uczniom, podobnie jak sprzyjał twórcom, wynalazcom i ludziom pomysłowym. On także odprowadzał dusze zmarłych do podziemi, dlatego został utożsamiony z egipskim bogiem o imieniu Thot (opiekunem pisma i wiedzy magicznej), zyskując przydomek Trismegistos, po trzykroć wielki pan tajemnic, ukrytej mądrości i mocy magicznej. To właśnie dlatego traktaty, zrozumiałe tylko dla wtajemniczonych, nazywamy hermetycznymi. A Merkury nosi rzymskie imię Hermesa, gdyż jest najszybciej poruszającą się planetą.

Dawniej wołano „Hermes przyszedł!”, kiedy w towarzystwie zdarzyła się kłopotliwa przerwa w rozmowie. Przybycie Hermesa, posłańca bogów, powodowało bowiem zawieszenie wszelkich rozmów: należało wysłuchać, co bogowie mają do oznajmienia. Obrazowo przedstawia takie momenty powieść Madeline Miller „Kirke”.

„Lecz Hermes i tak wciąż jest wśród nas obecny. To on włada astrologicznym znakiem Bliźniąt, od 22 maja do 21 czerwca. Jemu też przypisany został dzień tygodnia zwany przez nas środą, a po łacinie, i stąd w większości języków europejskich, noszący jego imię: Mercurii dies.”

Aleksander Krawczuk zdradza, że urodził się w środę, dzień Merkurego, pod znakiem Bliźniąt właśnie. Zdradzę więc i ja, że w takich samych okolicznościach przyszedł na świat mój syn, dołączając do grona „ludzi merkurialnych”, viri Mercuriales, czyli tych, którymi ów bóg opiekuje się w sposób szczególny.

Od greckiego bożka Pana, którego nagłe pojawienie się wywoływało panikę, paniczny strach, pochodzi wizerunek diabła jako postaci z kopytami, różkami i z kozim ogonem. Starożytność nie miała własnego wyobrażenia Zła, gdyż nie dzieliła rzeczy na czarne i białe:

„Nawet bogowie nie są absolutnie doskonali i dobrzy. Nie ma też istot całkowicie złych, szatańskich. Dobro i zło są w świecie bogów i ludzi jakby przemieszane.”

Aleksander Krawczuk proponuje bardzo ciekawą interpretację mitu o Pandorze, przyczynie wszelkich ludzkich nieszczęść. Zwraca uwagę na jej podobieństwo do biblijnej Ewy i zastanawiającą zbieżność wyobrażeń „u dwóch różnych ludów w dwóch różnych kulturach, ale o zdecydowanie patriarchalnej strukturze rodzinnej i społecznej”. Zdaniem niektórych religioznawców, imię Pandora to jeden z przydomków wielkiej bogini, stanowiącej uosobienie Ziemi:

„O pierwotnym kulcie bogini w basenie Morza Egejskiego i w Azji Mniejszej , ale i gdzie indziej, świadczą liczne dane pośrednie, które można wydobyć także z mitów. Stopniowo wszakże ten kult, z istoty swej kobiecy i podkreślający rolę kobiety, a może stanowiący też echo dawnego matriarchatu, był wypierany przez religię Zeusa, pana niebios, męską i patriarchalną.”

„Alfabet Krawczuka mitologiczny” nie tylko przypomina wybrane mitologiczne postacie i wiążące się z nimi opowieści. Przede wszystkim uświadamia nam, jak wiele zawdzięczamy mitom i jak ważna jest ich znajomość. Bez tej wiedzy trudno zrozumieć całą kulturę i sztukę europejską:

„Powiada Alojzy Osiński: Morze jest mitologia, która w sobie głębokie ma rozumienie i wysokie zakrytości (…). Wiele ma trudności; uczyć się jej trzeba. Bez klucza mitologii nie przystępuj do nauk, bo w nich jak w gęstym lesie pobłądzisz”.