Taran Matharu, autor świetnego młodzieżowego cyklu fantasy „Summoner”, tym razem proponuje coś z zupełnie innej beczki.

Początek książki z miejsca przywiódł mi na myśl „Więźnia labiryntu” Dashnera. Młody człowiek, wyrwany ze swojego świata, nagle znajduje się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co – a u jego stóp szaleje jakiś krwiożerczy potwór…

Cade Carter to nieśmiały kujon o hinduskim rodowodzie, który nigdy w życiu nie uczestniczył nawet w niewinnej bójce. Dzięki stypendium uczęszczał do drogiej prywatnej szkoły, a jego ulubionym przedmiotem była historia, co zawdzięczał swemu białemu ojcu, uniwersyteckiemu wykładowcy tego przedmiotu. Celowo użyłam czasu przeszłego, ponieważ gdy poznajemy chłopca, znajduje się właśnie w rygorystycznym, przypominającym więzienie ośrodku wychowawczym, gdzie znęcają się nad nim oprychy takie jak Finch i Spaślak. Jednak to dopiero pierwszy gwałtowny zwrot w jego życiu. Pewnego dnia, razem z kilkoma innymi kolegami z ośrodka, Cade budzi się nagle pod obcym niebem, na nieprzyjaznej planecie usianej szkieletami rzymskich legionistów i fantastycznych stworzeń. Tak rozpoczyna się mrożąca krew w żyłach walka o przetrwanie, której stawką jest los całej Ziemi.

„Nad ich głowami wisiał czerwonopomarańczowy księżyc zalewający okolicę bladą poświatą, którą Cade brał dotąd za blask zachodzącego słońca. Tuż przed nim płynął przez niebo drugi, mniejszy księżyc. Razem wyglądały jak piłka do baseballa krążąca wokół piłki do koszykówki.

– Ale… to… nie… – zaczął Cade, lecz umysł i język zgodnie odmówiły mu posłuszeństwa. Nie był w stanie podać choćby jednego racjonalnego wyjaśnienia. To musiał być sen. Coś takiego nie miało prawa się dziać.

– Yoshi… – rzucił Scott – mam wrażenie, że nie jesteśmy już w Kansas”.

Żartowniś Scott, odważna Amber, inteligentny Krecik i lojalny Quintus, młody rzymski legionista, który wciąż ratuje naszemu bohaterowi życie, to, oprócz Cartera, najciekawsze postacie powieści. Chociaż po obcej planecie miota się prawdziwa chmara ziemskich nastolatków, Matharu zadbał o ich zróżnicowanie: każdy ma swoją przeszłość, szczególne umiejętności, wyrazisty charakter. Nie wszyscy natomiast pochodzą z tego samego czasu, co jest dodatkowym smaczkiem książki. Ale na tym nie koniec. Kolejnymi atutami są ziemskie artefakty (relikty cywilizacji Olmeków, rzymskie koszary, piramida Majów, japońskie miecze, staroświecka kamera) oraz… dinozaury. Sceny walki z raptorami nie powstydziłby się „Park Jurajski” Crichtona.

„Zawodnik. Wybraniec” to sprawnie napisana, wciągająca powieść młodzieżowa. Choć pomysł nie jest nowy („Wonderscape” Jennifer Bell, „Pięć Królestw” Brandona Mulla), podczas lektury bawiłam się świetnie i na pewno sięgnę po kolejny tom. Matharu potrafi pisać, bez dwóch zdań. Polecam z przyjemnością.