Dla fanów „Kronik Wardstone”, „Zwiadowców” i… zbieraczy Pokemonów.

Wydawnictwo Jaguar ma nosa do serii młodzieżowych. Po kultowych „Kronikach Wardstone” i równie popularnych „Zwiadowcach” przyszedł czas na „Zaklinacza” Tarana Matharu – wciągającą sagę o przygodach Fletchera i jego demona Ignatiusa.

Świat wykreowany przez Matharu pochłonął mnie od pierwszej strony. W Hominum, położonym pomiędzy krainą elfów i dżunglami orków, w niewielkiej wiosce Skóry tuż przy północnej granicy z elfami, samotny kowal o dobrym sercu wychowuje sierotę i podrzutka. Fletcher jest skromnym i pracowitym piętnastolatkiem, marzy jedynie o ciepłej kurtce, na którą od dawna zbiera pieniądze, a dzięki swojemu opiekunowi całkiem nieźle potrafi czytać, co jest rzadką umiejętnością. Niestety, na jego życie dybie rozpuszczony syn właściciela kantoru lichwiarskiego. Pewnego dnia do Skór trafia weteran wojny z orkami, jedyny ocalały z całego oddziału. Fletcher dostaje od niego magiczną księgę, należącą do zmarłego zaklinacza oddziału, i próbuje odczytać znalezioną w niej inkantację, chociaż ma świadomość, że z mocą przyzywania stworów przychodzą na świat tylko arystokraci – i ich nieślubne dzieci. Ku swojemu zaskoczeniu chłopiec przywołuje niezwykle rzadkiego demona – salamandrę, której daje imię Ignatius. Tylko dzięki pomocy Ignatiusa udaje mu się ujść z życiem z kolejnego starcia z synem lichwiarza, ale dla własnego bezpieczeństwa musi natychmiast zniknąć ze Skór. Tak rozpoczyna się niezwykła przygoda chłopca i jego demona w równie niezwykłym, oryginalnym i atrakcyjnym dla młodego czytelnika świecie.

Elfy, krasnoludy i orki (w tym przerażający ork albinos) oraz quasiśredniowieczna otoczka przywodzą na myśl najsłynniejsze dzieło fantasy – „Władcę Pierścieni” Tolkiena. W ciekawy sposób ukazane są w książce skomplikowane stosunki pomiędzy rasami, będące skutkiem wspólnej, niełatwej historii, pełnej wojen i powstań. Z kolei Akademia Vocanów, w której kształcą się rozpuszczone bachory arystokratów, nietolerujące dopuszczonych od niedawna do nauki rówieśników „z plebsu” i krasnoludów, może nieco przypominać Hogwart (Tarquin i jego siostra bliźniaczka Isadora z pewnością wylądowaliby w Slytherinie). Nowym pomysłem jest sięganie przez portale do eteru, gdzie zaklinacze łowią demony o różnych poziomach mocy. Eter jest jednak niezwykle niebezpiecznym miejscem, w którym czają się prawdziwie lovecraftowskie potwory.

„W miarę jak oczy żuka przyzwyczajały się do ciemności, powoli ukazywała się im kipiąca masa. Wijące się, rozedrgane kłębowisko, splątany chaos macek, ślepi i wyszczerbionych kłów.

– Ceteany… – wyszeptała zdjęta grozą Sylvia.

– Owszem, ceteany. Widzę, że jesteś świetnie przygotowana – potwierdziła głucho Lovett i otarła pot z czoła. – Niektórzy nazywają je przedwiecznymi. Głodują na skraju przepaści, pożerają się nawzajem i wciąż czekają na nowe ofiary”.

„Zaklinacz. Początek” Tarana Matharu wpadł mi w ręce po lekturze ostatniego tomu „Kronik Wardstone”, kiedy zastanawiałam się, co ja teraz swoim dzieciakom z Koła Czytelniczego mam polecić. Po przeczytaniu pierwszej części z miejsca kupiłam kolejne tomy, a kolejka do czytania ustawiła się natychmiast – niczym w PRL za papierem toaletowym. Potrzebujecie lepszej rekomendacji?