Najnowsza książka Elif Shafak przeciwstawia destrukcyjnej działalności człowieka dobroczynny wpływ natury, zestawiając nieetyczne, przerażające postępki ludzi z niewzruszoną moralnością i solidarnością drzew.

„Nawet drzewa różnych gatunków, niepomne na różnice, okazują solidarność sobie nawzajem, czego nie da się powiedzieć o wielu ludziach”.

Homo sapiens to chyba jedyny gatunek, któremu nie wystarcza zwykły ciężar życia: do chorób, kataklizmów, przerażającej myśli o śmiertelności własnej i bliskich osób dokłada jeszcze tak abstrakcyjne problemy jak wojny w imię jakiejś idei, kłótnie o poglądy, absurdalne nakazy i zakazy oraz nietolerancję utrudniającą egzystencję innym. Dąży do samozniszczenia z niezrozumiałym zapałem i nie ma dnia, żeby ktoś na tym świecie nie zginął, nie cierpiał, nie był zmuszony uciekać. Właśnie o takich ludziach, ale też o roślinach, podobnie jak ludzie skrzywdzonych przez bezsensowne konflikty i pozbawionych korzeni, opowiada ta poruszająca książka.

„Za większość cierpienia w królestwie drzew odpowiada gatunek ludzki”.

Elif Shafak zdecydowała się na niezwykły zabieg: jednym z narratorów tej wzruszającej, miejscami bardzo poetyckiej opowieści uczyniła drzewko figowe („z długiej linii pesymistów”), potajemnie przemycone przez parę młodych uciekinierów z Cypru. W Wielkiej Brytanii figa dorasta wraz z ich córką, która przyszła na świat w obcym kraju i nie wie nic o historii swojej grecko-tureckiej rodziny. Ada nie zna złotych plaż i turkusowej wody wyspy, po której nosi imię. Nie zna historii swojej ojczyzny, podzielonej zasiekami na dwie części: północną i południową. Nie zdaje sobie sprawy, że wiele lat temu właśnie na tej wyspie, podczas brutalnej wojny domowej, młody Grek Kostas zakochał się w Turczynce Defne. Ich potajemne uczucie rozkwitało w cieniu figi, wyrastającej pośrodku tawerny należącej do dwóch zakochanych w sobie mężczyzn, przyzwoitych i dobrych ludzi, których pewnego dnia zamordowano – tak po prostu. Mamy więc schemat charakterystyczny dla całej historii ludzkości: z jednej strony potrzeba miłości, rozkwitającej w każdych okolicznościach i wbrew wszystkiemu, z drugiej zaś szokująca przemoc, bezsensowne zniszczenie i śmierć. Skutki ludzkiego pędu do destrukcji dotykają jednak nie tylko ludzi: odczuwa je cała natura.

„Cierpiałyśmy także my, drzewa, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Tego roku całe lasy stawały w płomieniach podczas polowań na grupy rebeliantów ukrywających się w górach. Sosny, cedry, choinki… wszystkie spłonęły do gołego pnia. Mniej więcej w tym samym czasie między społecznościami Greków i Turków w Nikozji wzniesiono pierwszą barierę – ogrodzenie z drutu kolczastego z żelaznymi słupami i bramą, którą z łatwością dałoby się zatrzasnąć, gdyby tylko doszło do eskalacji przemocy. Duża, kolczasta opuncja, która utknęła w tej nieoczekiwanej przeszkodzie, mimo wszystko rosła dalej, wyciągając zielone ramiona przez oka w drucianej siatce, wykręcając się i wyginając, podczas gdy stal wrzynała się w jej ciało”.

Rośliny nie potrafią czytać ludzkich map i nie pojmują wytyczonych na nich granic („Mapa to dwuwymiarowe odwzorowanie z umownymi symbolami i wyżłobionymi liniami, które decydują, kto zostanie naszym wrogiem, a kto przyjacielem, kto zasługuje na naszą miłość, kto na nienawiść, a kto na całkowitą obojętność”). Dzielą jednak z ludźmi wszystkie nieszczęścia z tymi granicami związane. Walcząca o przetrwanie w obcym klimacie figa uświadamia nam, jak trudna jest sytuacja imigrantów w pierwszym pokoleniu: jednocześnie wdzięcznych i przerażonych, starających nie rzucać się w oczy, zawsze niedopasowanych, odseparowanych od innych „jakimś niebywałym doświadczeniem, niczym osoby, które przeżyły wypadek samochodowy”, wciąż noszących w swych skrwawionych sercach pamięć o innym niebie, innych miejscach, innych drzewach („Są troskliwi i czuli wobec swoich roślin, zwłaszcza tych, które przywieźli ze sobą z utraconej ojczyzny. Głęboko wierzą, że każde drzewo figowe ocalone przed burzą to czyjeś ocalone wspomnienie”).

„Wyspa zaginionych drzew” to, po zachwycającym „Uczniu architekta”, moje drugie spotkanie z twórczością Elif Shafak. Po raz drugi utalentowana brytyjsko-turecka pisarka rzuciła na mnie czar: pomimo upływu lat, mierzonych kolejnymi, licznymi przecież lekturami, jej książki żyją we mnie tak, jakbym czytała je wczoraj. Jeśli jeszcze ich nie poznaliście, czas naprawić to niedopatrzenie.