Happy end… i co dalej?

„Wygląda na to, że wiemy za dużo o początkach miłości i lekkomyślnie mało o jej dalszym ciągu”.

Twórca pojęcia „ateizm2.0”, w którym oznaczenie „2.0” sugeruje wydajniejszą, ulepszoną wersję, tym razem proponuje nam nową definicję miłości.

Dawniej związek dwóch osób był kontraktem, którego warunki uzgadniały rodziny, częściej biorąc pod uwagę własne korzyści niż szczęśliwość potomstwa. Potem, w proteście przeciw małżeństwom z rozsądku, wykalkulowanym i przypominającym transakcje biznesowe, nastał kult miłości romantycznej, którą utożsamiamy z pierwszymi, pełnymi zauroczenia chwilami, gdy ukochaną osobę windujemy na piedestał i oddajemy jej cześć niczym bóstwu. Poszukujemy więc drugiej połowy, która nas w pełni zrozumie i nigdy nie zapragnie kogoś innego. Ten błąd zaważy prawdopodobnie na całym naszym uczuciowym życiu:

„Romantyczna wizja małżeństwa podkreśla, jakie to ważne, by znaleźć odpowiednią osobę, co z czasem zaczęło oznaczać kogoś, kto podziela większość naszych zainteresowań i wartości. Jednak na dłuższą metę okazuje się, że takich osób nie ma. Jesteśmy zbyt różnorodni i wyjątkowi. Nie istnieje żadna trwała zgodność. Partner, który naprawdę jest do nas najlepiej dopasowany, to nie ten, który cudownym zrządzeniem losu wydaje się dzielić wszystkie nasze zamiłowania, lecz ten, który potrafi inteligentnie i z wdziękiem pokonywać różnice.

Prawdziwym wyznacznikiem odpowiedniości partnera jest raczej jego zdolność do tolerowania różnic niż iluzoryczne całkowite dopasowanie. Dopasowanie się to osiągnięcie miłości, a nie jej warunek wyjściowy”.

„Prawdziwa historia miłości” to opowieść o Rahibie i Kirsten, parze z Edynburga, której związek śledzimy na kartach książki – od pierwszego zauroczenia, przez randki, po małżeństwo i wspólne wychowywanie dzieci. Historii zakochanych towarzyszą komentarze de Bottona, tłumaczące, skąd wynikają nieporozumienia między kochankami, i dowodzące, że „miłość to raczej umiejętność niż entuzjazm”. Żeby stworzyć trwały, satysfakcjonujący związek, trzeba nad nim i nad sobą nieustannie pracować, unikać oceniania relacji przez pryzmat wprowadzających w błąd wzorców narzucanych przez różne media oraz odrzucić romantyczną ideę miłości, której przygotowanie do wspólnego życia zaczyna i kończy się na słowach: „I żyli długo i szczęśliwie”.

„Rahib jest tak przejęty, że ma ochotę zaczepiać przypadkowych ludzi i dzielić się z nimi swoim szczęściem. Nie wie właściwie, jak tego dokonał, ale udało mu się odnieść poważny sukces w trzech głównych punktach stanowiących fundament romantycznej wizji miłości: znalazł odpowiednią osobę, otworzył przed nią serce i został przyjęty.

Jednak jeszcze donikąd naturalnie nie doszedł.

On i Kirsten wezmą ślub, będą cierpieć, zadręczać się brakiem pieniędzy, najpierw urodzi im się córka, później syn, jedno z nich przeżyje romans, nastąpią okresy znudzenia, niekiedy jedno z nich będzie miało ochotę zamordować to drugie, a przy kilku okazjach zabić się samemu.

To właśnie będzie prawdziwa historia miłości”.

Każdej w miarę doświadczonej osobie spostrzeżenia te będą się wydawały truizmem, ale to dopiero początek. Rozważania de Bottona na temat miłości wywracają do góry nogami wszystko, co wiemy na jej temat, zmuszają nas do otwarcia się na drugiego człowieka i zaakceptowania jego praw: do wolności, samostanowienia o sobie, do błędów i posiadania wad. Czasem oznacza to przymknięcie oczu na jego oglądanie się za zgrabną kelnerką lub fantazje o innych. Nade wszystko jednak zaakceptować trzeba ułomność ludzkiej natury oraz pogodzić się z faktem, że nie ma czegoś takiego jak związek idealny – jest tylko drugi człowiek z całym dobrodziejstwem inwentarza (z takim a nie innym wychowaniem, z indywidualnymi doświadczeniami, nawykami, urazami, cechami, itd.).

„Małżeństwo: optymistyczne, szlachetne, pełne niezmiernej życzliwości ryzykowne przedsięwzięcie dwojga ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, kim są ani kim może być druga osoba, wiążących się na przyszłość, której nie potrafią sobie wyobrazić, a której zbadania skrupulatnie się wystrzegali”.

W szkole miłości przez całe życie jesteśmy uczniami i na tę naukę musimy być gotowi. Otwartość na sugestie, umiejętność przyjmowania krytyki od partnera, akceptacja odmiennych poglądów, chęć nawiązania dialogu, umiejętność udzielania i przyjmowania nauk – to lekcje, które powinniśmy odrobić, jeśli chcemy, by nasz związek przetrwał. Niestety, dziś preferuje się wygodniejsze i szybsze rozwiązania, które nie wymagają od nas podejmowania trudu pracy nad sobą i związkiem – separację i rozwód. To właśnie romantyczne idee są najczęstszą przyczyną małżeńskich katastrof: chcemy przyjść „na gotowe”, spotkać swój ideał, a potem żyć długo i szczęśliwie. Gdy z czasem okazuje się, że idealna połówka nie jest w stanie sprostać wszystkim naszym oczekiwaniom, a romantyczne scenariusze przegrywają z prozą życia, odchodzimy rozczarowani, by szukać szczęścia gdzie indziej.

„Być może za kilkaset lat poziom samoświadomości, który dziś jest wymagany do zawarcia małżeństwa, będzie uchodzić za niezrozumiały czy wręcz kompletnie barbarzyński. Być może w przyszłości standardowym, nieodbieranym negatywnie sposobem na rozpoczęcie poznawania się (choćby i na pierwszej randce) będzie proste pytanie, na które każdy powinien udzielić cierpliwej, szczerej i bezpośredniej odpowiedzi: Na czym polega twoje wariactwo?”

„Prawdziwa historia miłości” Alaina de Bottona powinna zastąpić podręcznik wychowania do życia w rodzinie. Myślę, że młodzi ludzie mieliby z jej lektury więcej pożytku. Do małżeństwa należy dojrzeć: nie powinno być ono kalką romantycznego filmowego scenariusza, kolejnym punktem do odhaczenia ani też lekarstwem na nieprzyjemną samotność.

„Mówimy o miłości, jakby to było całkiem jednolite zjawisko, a przecież składa się ono z dwóch całkiem różnych elementów: z bycia kochanym i z kochania. Powinniśmy zawierać małżeństwo, gdy jesteśmy gotowi na to drugie, a przy tym świadomi nienaturalnej i groźnej obsesji związanej z tym pierwszym”.

(O innych książkach tego autora przeczytasz tutaj).