„Czarownica to ktoś, kto wie trochę więcej niż inni – dlatego zresztą nazywano je też wiedźmami”.

W trzeciej części podcyklu o Tiffany Obolałej (tutaj pierwsza i druga) pajacują głównie Nac Mac Feegle, które wierzą, że trafiły do Raju. Historia młodziutkiej czarownicy z ubogiej w wiedźmy krainy zwanej Kredą utrzymana jest bowiem w wyraźnie poważniejszym, gorzko-melancholijnym klimacie.

„To nie była normalna pogoda, nawet w środku zimy, a przecież nadeszła już wiosna”.

Jeden instynktowny odruch, spontaniczny czyn, jeden pozornie niewielki i nieistotny błąd świeżo upieczonej czarownicy sprowadza nieszczęście na jej ukochaną krainę – tę, którą zobowiązała się chronić. Choć nadeszła długo wyczekiwana wiosna, śnieg nie przestaje padać: zaspy są już wysokie na podwójny wzrost człowieka, ludziom kończą się zapasy, a owce umierają. Co takiego przeskrobała Tiffany? Posłuchała własnych stóp i wbrew ostrzeżeniom panny Skorek przyłączyła się do tańca. To ona, zamiast wiosny, zatańczyła z zimistrzem. A on się w niej zakochał. I teraz ani myśli odejść, ba, więcej nawet: władający śnieżycami i mrozem Duch Zimy dla swej wybranki próbuje stać się człowiekiem. Choć Tiffany, jak każdej kobiecie, schlebia męskie zainteresowanie (a zimistrz wyznawać uczucia potrafi jak mało który mężczyzna), konsekwencje tej miłości są katastrofalne dla całego ludzkiego świata. Na szczęście wielka ciut wiedźma wciąż może liczyć na wsparcie niezawodnych Feeglów, które dla niej gotowe są nawet przeprawić się przez Styks („Dajom w tym rejsie co do picia?”).

Czarownice, w przeciwieństwie do magów, nie kształcą się na uniwersytetach, a ich wiedza opiera się na obserwacji życia i znajomości natury ludzkiej. Polegają na zdrowym rozsądku i chętniej niż czarów używają rozumu. Ich stoickie podejście do życia jest odbiciem filozofii praktykowanej przez autora. Najsłynniejsza czarownica z Lancre, specjalizująca się w głowologii babcia Weatherwax, wciąż wygłasza kwestie, pod którymi Pratchett mógłby się podpisać. Zdaniem babci rolą czarownicy jest pomaganie ludziom, co często wymaga poświęcenia siebie. Wiedźmowanie nie polega na wymachiwaniu różdżką i ułatwianiu sobie życia – wręcz przeciwnie, ono to zwykłe ludzkie życie czyni trudniejszym, gdyż nakłada na barki „powinność”. A powinność to przede wszystkim ciężka, codzienna praca i odpowiedzialność za innych: za słabszych, starych, chorych, porzuconych, bezradnych. Także za tych, którzy nie widzą dalej niż czubek własnego nosa. Cała ta magiczna otoczka to tylko taki rodzaj „boffo”: przydaje się jedynie do tego, by spełnić oczekiwania ludzi, zrobić na nich odpowiednie wrażenie („Pokaż ludziom to, co chcą zobaczyć, pokaż, co ich zdaniem powinno istnieć”). Dzięki temu czarownice zapewniają sobie posłuch i szacunek.

To tylko pokazuje, jak ważne w życiu ludzkim są opowieści. Myślimy opowieściami. Oczekuje się od nas, że będziemy grać swoje role zgodnie z ich scenariuszem: wiedźmy powinny być złe, a królewicz winien być rycerzem i bohaterem, co podkreśla nawet jego imię, Roland. Inna sprawa, że babci Weatherwax, mimo usilnych prób, nie udało się wyhodować ani jednej brodawki, a Roland jest nieporadny jak dziecko. A jednak w opowieściach to właśnie on uratował Tiffany przed okrutną Królową Elfów (choć w rzeczywistości było na odwrót), a Esmeralda Weatherwax z premedytacją podtrzymuje swoją czarną legendę. Bo tego chce Opowieść. A najmądrzejsi z nas potrafią ją rozpoznać – i wykorzystać.

„Odszukaj opowieść, powtarzała zawsze babcia Weatherwax. Wierzyła, że świat pełen jest form opowieści. Jeśli człowiek im pozwolił, przejmowały nad nim władzę. Ale jeśli badał je, odkrywał… wtedy mógł je wykorzystać, mógł je zmieniać…”