„Zapuszczaj się jak najdalej. Tam, gdzie śpiewają raki”.

Sześcioletnią Kyę, najmłodszą z pięciorga rodzeństwa, poznajemy, gdy zawzięcie szoruje rondel. Jej matka, wystrojona w wyjściowe buty, właśnie odchodzi w dal. Jest skwarny sierpniowy poranek 1952 roku.

Czarnooka i ciemnowłosa dziewczynka mieszka z rodziną na dzikim i zdradliwym wybrzeżu Karoliny Północnej („Człowiek nie szuka dachu nad głową pod palmiczką na mokradłach, chyba że przed kimś ucieka lub dociera do kresu swej drogi”). Naprędce sklecona chata nie ma bieżącej wody i prądu, Kya nie potrafi czytać, a ludzie z miasta z pogardą traktują „hołotę z bagien”, ale mokradła są piękne i pełne życia – dla tego, kto potrafi to dostrzec i docenić:

„Mokradła to nie bagna. Mokradła to przestrzeń wypełniona światłem, gdzie trawa wyrasta z wody, a woda płynie ku niebu. Jej strumienie suną powoli, niosąc słoneczną kulę do morza, a długonogie ptaki – jakby stworzone do lotu – unoszą się z niespodziewaną gracją pośród wrzasku tysiąca gęsi śnieżnych”.

Ojciec Kyi był nieudacznikiem, który zmarnował życie sobie i innym. Omotał dziewczynę z dobrego domu, za pożyczone pieniądze udając kogoś, kim nie był, narobił jej dzieci, potem przepił jej spadek i wreszcie ściągnął rodzinę na mokradła. Cuchnący rybą i bimbrem („Tata miał tylko dwa biegi: milczenie bądź wrzaski”), nie żałował razów ani żonie, ani dzieciom. Wkrótce po matce uciekło najstarsze rodzeństwo, a malutka Kya musiała nauczyć się, jak żyć z ojcem („Nie wchodź mu w drogę, niech cię nie widzi, umykaj z plam słońca w cień”). Gdy w końcu i on zniknął, rodzinę zastąpiły dziewczynce ptaki, a jej matką stały się mokradła („nawet, kiedy upadała, ziemia zawsze brała ją w swoje ramiona”). Dzika i wolna Dziewczyna z Bagien stała się obiektem plotek w pobliskim miasteczku – a stąd już krok do nieszczęścia…

Przejmująca historia porzuconej dziewczynki, która od natury dostaje wszystko, co najlepsze, a od ludzi tylko to, co w nas najgorsze, zachwyciła mnie przede wszystkim sugestywnymi opisami przyrody. O ile wątek kryminalny nie przekonał mnie zupełnie, a nagromadzenie nieszczęść spadających na Kyę ocierało się o nieprawdopodobieństwo, o tyle opisy codziennego życia blisko natury naprawdę mnie urzekły. Przy uproszczonym, czarno-białym świecie dzika przyroda amerykańskich mokradeł zachwyca bogactwem i złożonością, której brakuje zarówno fabule, jak i wykreowanym postaciom.