Czwarta część „Hrabstwa Harrow” prezentuje jedną historię, w której główną rolę odgrywa Emma. Historia jest ciekawa, ale jakże krótka…

„Rodzinę” można by przeczytać, stojąc w kolejce do kasy. Nie przesadzam. Hrabstwo Harrow to jednocześnie zachwycająco sielskie i przerażająco niesamowite miejsce, w którym chciałoby się zostać trochę dłużej. Nic z tego. Wpadamy tam tylko jak po ogień. Wielka szkoda.

Akcja czwartego tomu rozpoczyna się na ogromnym polu kukurydzy, co mnie, wielbicielkę klasycznych dla amerykańskiego horroru i sajensfikszynowców krajobrazów, wielce satysfakcjonuje. W dodatku jest to pole należące do starego Chabona: podobno coś tam gadają o jego roślinach, ale tym razem nie dowiemy się jeszcze, co. Emma i wyraźnie zdystansowana wobec przyjaciółki Bernice szukają chłopca, który wyszedł ze szkółki niedzielnej i ślad po nim zaginął. Szczęśliwie znajdują dziecko i na tym udział Bernice w tym tomie się kończy: zgarnia chłopca do domu, a Emma zostaje z tajemniczym mężczyzną, który „zaopiekował się” Clintonem. Jak się okazuje, jest on członkiem bardzo osobliwej „rodziny”. Należała do niej także i Hester, zanim rodzina wypędziła ją za łamanie praw i postępowanie wbrew tradycjom. Siłą rzeczy należy do niej również Emma, będąca kolejnym wcieleniem złej czarownicy.

W „Rodzinie” po raz kolejny wracamy do historii Hester Beck, jednak tym razem poznamy fakty sprzed stworzenia mieszkańców Hrabstwa Harrow. Cofniemy się do czasów, kiedy Hester, jako jedna z nadprzyrodzonych, długowiecznych istot, określających się mianem „rodziny”, popełniła niewybaczalną zbrodnię, za co została ukarana wygnaniem. W żaden sposób nie powstrzymało jej to jednak od dalszego łamania praw: pozbawiała życia i dawała życie ukształtowanym z błota i krwi ludziom, tworzyła nienaturalne bestie tylko po to, by przekonać się, czy jest do tego zdolna. Hester, która odrodziła się w Emmie, nie łamie już prawa. Dziewczyna wielokrotnie udowodniła, że świat z nią jest lepszy. Może dołączyć do rodziny, ale najpierw trzeba zniszczyć wszystko, co wiąże się z działalnością złej Hester. Hrabstwo Harrow nie ma prawa dłużej istnieć.

Czwarta część „Hrabstwa Harrow” urzeka zjawiskowymi akwarelami Tylera Crooka: kadry są przepiękne i ogląda się je z prawdziwą przyjemnością. Cullen Bunn wprowadza nowe, intrygujące postacie, co podtrzymuje nasze zainteresowanie, jednak po lekturze czujemy niedosyt – jakbyśmy zamiast obiadu otrzymali same przystawki. Seria ma wszystko to, za co cenimy dobre, klimatyczne opowieści grozy: oryginalny pomysł, kapitalną scenerię, doskonałego ilustratora. Chciałabym jednak, by historie były bardziej rozbudowane i nie kończyły się po kilkunastu stronach. Obawiam się, że niedługo dodatków Tylera Crooka będzie więcej niż fabuły.

O poprzednich częściach „Hrabstwa Harrow” przeczytacie tutaj, tutaj i tutaj.