„Na początku moje pomysły obracały się wokół węży spadających na ludzi. Sami wiecie, że to cholernie przerażające”.
Tyler Crook

Im dalej w las, tym więcej drzew. W trzecim tomie „Hrabstwa Harrow” historia pięknie się rozwija: Cullen Bunn wprowadza nowe wątki, związane z postaciami drugoplanowymi.

Tym razem Emmie poświęcona została tylko jedna historia, w dodatku narysowana nie przez Tylera Crooka, lecz przez Hannah Christenson, co przyjęłam bez entuzjazmu. Młoda wiedźma udaje się do Creech`s Crossing, by sprawdzić plotki o nawiedzonym domu. Wpada prosto w pułapkę, zastawioną przez wroga, z którym zmierzyła się już w części drugiej: wszystko wskazuje na to, że Kammi nie pozwoli o sobie zapomnieć.

Bardzo ciekawy jest wątek Bernice, być może nawet najlepszy w trzeciej części. Przyjaciółka Emmy konfrontuje się z mieszkającą w głębi lasu starą panią Lovey, która jest postrachem całej okolicy. Rozmowa ze staruszką rzuci nowe światło na historię wiedźmy z Harrow. Bernice podejmie decyzję, pozwalającą jej wyjść z cienia Emmy, za której spódnicą do tej pory się chowała. Dziewczyna pokaże, że ma charakter, a jej postać nabierze znaczenia.

Również niepokojący wątek Bezskórego Chłopca doczekał się w trzeciej części rozwinięcia, a to za sprawą tajemniczego przybysza, zajadającego się wieprzowymi raciczkami („Nie są tak pyszne jak mięso dwunożnych świń”). Umiejętnie manipuluje on chłopcem, wystawiając na próbę jego lojalność wobec Emmy.

Scenarzysta Cullen Bunn udowadnia, że hrabstwo Harrow ma nam jeszcze wiele do zaoferowania. Gdy już jesteśmy niemal pewni, że wiemy, dokąd zmierza ta opowieść, Bunn wyciąga kolejnego królika z kapelusza, czerpiąc garściami z folkloru amerykańskiego Południa i zaskakując czytelników nowymi pomysłami.

Nie byłoby sukcesu „Hrabstwa Harrow” bez klimatycznych, akwarelowych rysunków Tylera Crooka, idealnie odtwarzających atmosferę amerykańskiej prowincji. W obszernym szkicowniku, dołączonym do trzeciego tomu, Crook uświadamia nam, jaką orką na ugorze bywa praca rysownika („Kilka dni temu rzuciłem okiem na prawą stronę kadru i zdałem sobie sprawę, że żyłki na liściach powinny biec w drugą stronę. Gdyby ktoś mnie szukał, będę płakał pod biurkiem”). Rozumiem, że stosowana przez niego metoda jest bardzo czasochłonna, a zeszyty muszą ukazywać się co miesiąc, mimo to nadal z uporem twierdzę, ze nikt inny nie jest w stanie go zastąpić. Tylko na ilustracjach Tylera Crooka hrabstwo Harrow żyje naprawdę.

Czasami bywa tak, że zupełnie przypadkowo wpada nam w ręce komiks, który okazuje się prawdziwą czytelniczą perełką. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z „Hrabstwem Harrow”. Po lekturze trzeciego tomu jestem już zdeklarowaną zwolenniczką serii, fankomaniaczką sarkającą na obce wtręty, samozwańczym obrońcą integralności scenariusza i ilustracji. Myślę, że ten emocjonalny stosunek do komiksu Bunna i Crooka jest dla niego najlepszą reklamą. Dajcie się uwieść tej historii.