„ZNOWU MAJĄ CZELNOŚĆ PRZYBYWAĆ”

Oficjalna kontynuacja „Wojny światów” H. G Wellsa spełniła moje oczekiwania. Stephen Baxter spisał się należycie – w przenośni i dosłownie (668 stron).

Pierwsza wojna marsjańska była dla ludzi kataklizmem. Dla Marsjan – zwykłym zwiadem. Czternaście lat później przybywają ponownie, by dokonać właściwej inwazji. Przygotowali się do niej dobrze: wyciągnęli wnioski, wyeliminowali słabe punkty swojej strategii, skomasowali siły. A ludzie? Ludzie sądzili, że także są gotowi.

W „Masakrze ludzkości” spotkamy się ponownie z bohaterami, powołanymi do życia przez Herberta George`a Wellsa. Mimo upływu lat znakomita większość z nich wciąż nie może pogodzić się ze sposobem, w jaki została potraktowana przez Wielkiego Kronikarza pierwszej wojny marsjańskiej, Waltera Jenkinsa. Takich smaczków w postaci odwołań do oryginalnej powieści znajdziemy bardzo wiele. Inne wykorzystują fakt, że mamy do czynienia z alternatywną wersją znanej nam historii. Ludzkość – dzięki pozostałościom po Marsjanach – dokonała wielkiego skoku technologicznego, co pozwoliło uniknąć paru spektakularnych wypadków:


„Często spotykanym żartem było na przykład stwierdzenie, jakim szczęściem jest, że w konwoju nie płynie Titanic linii White Star, uważany przez wiele osób za przeklęty statek – po zderzeniu podczas dziewiczego rejsu z górą lodową uratowało go jedynie opancerzenie burty z doskonałego, wysokiej jakości marsjańskiego aluminium”.

Choć radujemy się w duchu, że „Titanic” w alternatywnym świecie ocalał, z niepokojem obserwujemy zmiany, jakie zaszły w Anglii, która przewartościowała swoje priorytety po miażdżącym ataku marsjańskiego zwiadu. Kraj ten pod wpływem cesarskich Niemiec, które w 1914 roku rozpoczęły wojnę (trwającą w najlepsze podczas ataku Marsjan), został całkowicie „zberlinizowany”: władzę przejął wojskowy rząd, a społeczeństwo zmilitaryzowano. Zdelegalizowano też Unię Kobiet i związki zawodowe. Pisarze i artyści uprawiają propagandę – Arthur Conan Doyle płodzi na przykład dzieło pod tytułem „Generał Marvin albo dlaczego musimy prowadzić nieustanną wojnę”. Szkoły wychowują dzieci – żołnierzy, a wszyscy obywatele mają zakaz patrzenia w niebo („na mocy Doraźnej Ustawy o Przeciwdziałaniu Anarchii, w skrócie DUPA”). Za ogrodzeniami z drutu kolczastego uciekinierzy z Francji i z Belgii oraz „sabotażyści” zajmują się produkcją marsjańskiego aluminium – nasze skojarzenia z obozami koncentracyjnymi nie są przypadkowe i pokrywają się ze spostrzeżeniami głównej bohaterki:


„Upiorna produkcja była jednak tylko centrum dramatu: w przerzucaniu stert gliny i przenoszeniu sztab uczestniczyły długie szeregi ludzi, przechodzące przez buchające kłęby zielonego dymu. W prostych, przypominających więzienne, uniformach dreptali, szurając po ziemi stopami w miękkich łapciach – zarówno mężczyźni, kobiety, jak i dzieci”.

Nie można powiedzieć, że ludzkość na kolejną inwazję nie była przygotowana. Jednak jednej, niezwykle ważnej kwestii nie wzięto pod uwagę: jeśli Marsjanie „so mundrzy, to się cuś naumieli”. I naumieli się, rzeczywiście. Sporo się dowiedzieli przy pierwszym kontakcie z ludzkością i wrócili lepiej przygotowani. Z sentymentu dla swych poległych znowu zaczęli od Anglii, wkrótce byli już na wszystkich kontynentach. Tym razem – oprócz czerwonego zielska – przywieźli sobie niewolników z podbitych światów: „Jesteśmy świadkami ustanawiania na ziemi marsjańskiego ekosystemu. Czerwone zielsko rośnie, hominidy jedzą je jak nasze krowy trawę, po czym tak jak my zjadamy nasze krowy…” Marsjańskie rośliny zmieniają skład ziemskiego powietrza, pozbawiając go ważnych dla ludzi składników. Główna bohaterka nie ma złudzeń – w tej wojnie bakterie już nam nie pomogą:


„Gdy stałam w tej jamie rodem z horroru, miałam wrażenie, jakby Walter szeptał mi do ucha. Demon w mojej krwi nie był oczywiście odpowiedzią – nie mogła być nią żadna broń trzymana ludzką ręką. Frank też to dostrzegł, obserwując, jak czerwone zielsko wyniszcza ziemską roślinność – prawdziwa wojna prowadzona była w ziemi. Była to wojna gleby z glebą: esencji życia. (…) To była wojna światów – i tak należało ją prowadzić – i wygrać”.

Kto tym razem okaże się nieoczekiwanym wybawicielem ludzkości? A może Marsjanie na dobre skolonizują Ziemię, sprowadzając jej dotychczasowych panów do roli hodowlanego bydła? Zachęcam do sięgnięcia po doskonałą kontynuację jednej z najsłynniejszych powieści science fiction wszech czasów. „Masakra ludzkości” Stephena Baxtera nie tylko w ciekawy sposób rozwija pomysł Wellsa, ale też, konsekwentnie nawiązując do charakterystycznego, eleganckiego stylu i mrocznego klimatu „Wojny światów”, oddaje Szekspirowi science fiction zasłużony hołd. Dla fanów gatunku i wielbicieli Wellsa pozycja obowiązkowa.