„Widzowie lubią być straszeni. Strach nierzeczywisty jest rodzajem homeopatii na strach rzeczywisty.”

Wisława Szymborska „Wszystkie lektury nadobowiązkowe”

Książka Magdaleny Kamińskiej to monografia filmowego horroru, prezentująca uporządkowany chronologicznie zarys jego historii w perspektywie kulturoznawczej. Pięknie wydana, cieszy nie tylko oko, zawiera bowiem bardzo ciekawe i profesjonalne omówienie rozwoju kina grozy.

Dla autorki fabularne centrum opowieści niesamowitej stanowi sytuacja antycudu, czyli konfliktogennej interakcji człowieka z bytem nadprzyrodzonym, która wywołuje w nas głęboki lęk o podłożu egzystencjalnym. Prościej mówiąc, chodzi tu o schemat „człowiek vs. potwór”, gdzie zagrożony człowiek najpierw robi ze strachu w gacie, a następnie kombinuje, jak wyjść z tego starcia w jednym kawałku. Dlatego opowieść niesamowita „pobudza do tworzenia taktyk i strategii radzenia sobie w życiu codziennym z zagadnieniami życia, śmierci oraz tego, co po nich i pomiędzy nimi”.

Pojęcie horroru można interpretować na wiele sposobów. W ujęciu tekstualnym (najstarszym, wywodzącym się z literaturoznawczej koncepcji gatunku) horror to gatunek rozumiany jako zbiór tekstów wyróżniających się podobnymi cechami. To także doskonałe medium pozwalające na unaocznienie wypartych pragnień, których przywołanie wiąże się z doświadczaniem przez widza silnych emocji (ujęcie psychoanalityczne). Horror może być formą społecznego dyscyplinowania grup mniejszościowych (zgodnie z ujęciem krytycznym, według którego film jest maską ideologii) oraz współczesnym wydaniem mitu i/lub reaktywującego mit rytuału (ujęcie mitograficzno – rytualistyczne). Interpretacja produkcyjno – historyczna skupia się na procesach produkcji, dystrybucji, krytyki i odbioru. Tutaj najważniejsza jest sama klasyfikacja gatunkowa: oznakowanie produktu (zaszeregowanie filmu do danego gatunku) ułatwia widzom zorientowanie się, czy do kina powinni zabrać chusteczki higieniczne, czy raczej papier toaletowy. Magdalena Kamińska proponuje nam jeszcze inne podejście, multidyscyplinarne, łączące wszystkie wymienione sposoby interpretacji.

W przeciwieństwie do nastolatków, my, dorośli, nie lubimy przyznawać się do tego, że oglądamy horrory. Jest to dla nas dość wstydliwe. Horrory nie są gatunkiem traktowanym poważnie – autorka mówi nawet o ich „gettoizacji”, czyli spychaniu do izolowanej niszy. Recenzując książkę Andrzeja Kołodyńskiego „Film grozy” (Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1970), Wisława Szymborska (“Wszystkie lektury nadobowiązkowe”) skomentowała to w charakterystyczny dla siebie, dowcipny sposób:

„Odnoszę wrażenie, że sam autor nie jest pewien, czy ma tym gatunkiem gardzić, czy go podziwiać. Bardziej jednak skłania się do tezy, że to gatunek drugorzędny, obliczony na zaspokajanie gustów prymitywnych. Od tej pory będę musiała chodzić na te filmy ukradkiem, ubolewając nad niedorozwojem własnego umysłu. Ale jakże ukradkiem, kiedy na sali zawsze dwa tuziny znajomych po kryjomu przede mną?”

Na szczęście dla nas Magdalena Kamińska to prawdziwa fanka horroru filmowego, możemy więc jej książkę czytać z przyjemnością i bez kompleksów. Bardzo ciekawe jest również jej spojrzenie na horror na sposób kulturoznawczy, ukazujący ten gatunek jako spadkobiercę długiej linii opowieści niesamowitych, które rozprzestrzeniały się, przenikały i przechodziły liczne transformacje, nie zawsze udane:

„Przykład wampira pokazuje bodaj najdobitniej, jak dalece wielowiekowa, międzykulturowa transmisja potrafi przeformułować tradycyjną legendę. (…) Zrodzony kilka wieków temu z obrzydliwej i strasznej wiejskiej legendy o niedotrupie, obecnie zaś do tego stopnia ogładzony towarzysko, że może się pokazać na najbardziej nawet wytwornych salonach, atrakcyjny, sexy i glamour bożek popkultury już nie straszy, lecz podnieca.”

O strywializowaniu wizerunku wampira przez popkulturę pisał również Bartłomiej Grzegorz Sala w bardzo ciekawej, prezentującej sylwetki najsłynniejszych europejskich krwiopijców książce “W Górach Przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów”. Poruszyłam ten temat także w recenzjach powieści „Wywiad z wampirem” Anne Rice i „Drakuli” Brama Stokera.

Najciekawszą częścią książki „Upiór w kamerze” są niewątpliwie rozdziały poświęcone historii filmu grozy. Autorka omawia pierwsze wizerunki potworów literaturze i w filmie (niemieckie kino fantastycznej grozy w latach 20. i 30. XX wieku), przeniesienie „stolicy grozy” za ocean przez uciekinierów z Europy (w wyniku m.in. dekretu Hitlera, potępiającego „sztukę zdegenerowaną”) i wzrost popularności filmu grozy wraz z rozwojem kina dźwiękowego:

„Dziś nadal można wyobrazić sobie niemy melodramat, ale z pewnością nie bezdźwięczny film grozy, pozbawiony nieartykułowanych łkań i krzyków wydawanych przez kolejne scream queens, budzącego atawistyczne poczucie zagrożenia wycia wilków, ciężkich kroków na skrzypiących deskach podłogi, osobliwego tembru głosu szalonych doktorów, niewyraźnej artykulacji potwornych mutantów, rzężenia umierających i torturowanych, czy wreszcie niepokojąco egzotycznego akcentu tajemniczych postaci, spośród których niejedna okazała się przybyłym z Europy wampirem.”

W dalszej części autorka omawia klasyczny okres Universalu, który przyczynił się do triumfalnego przemarszu europejskich potworów (Drakuli, Frankensteina) przez kinematografię. Zwraca również uwagę, że słynne Universal Monsters egzystowały we wspólnym uniwersum, wizualnie wzorowanym na Stokerowską Transylwanię, a niekiedy umownie zwanym Rurytanią. Po tym, jak Universal doszczętnie wyeksploatował i skompromitował formułę, pałeczkę przejął Val Lewton, wynalazca dramaturgicznych chwytów związanych z budowaniem suspensu (słynny „Lewtonowski autobus”). Horrory Lewtona były wysmakowane formalnie, utrzymane w stylistyce noir i nasycone licznymi odwołaniami do sztuki. Wyczerpany, doszczętnie zgrany gatunek był jednak dodatkowo boleśnie ograniczany przez kodeks produkcyjny i dlatego ekranowe potwory wyemigrowały w latach 50. do Europy, gdzie rozwinął się nurt kina eksploatacyjnego. Wśród jego najpopularniejszych odmian wskazać można spaghetti western, filmy sztuk walki, filmy motocyklowe i samochodowe, slashery (krwawe horrory i thrillery o seryjnych mordercach), czy filmy o zombie. Wszystkie te pozycje łączy wspólny, eksploatacyjny model produkcji, żerujący na nieoczekiwanym, niskobudżetowym hicie, inicjującym serię szybkich kontynuacji. Ten mechanizm rabunkowej wręcz eksploatacji przyczynił się zarówno do wzrostu popularności, jak i do upadku wytwórni Hammer. Wówczas nieoczekiwane sukcesy artystyczne zaczął odnosić horror amerykański, a za pioniera tej nowej fali uznaje się Herschella Gordona Lewisa, nazywanego dziś „ojcem chrzestnym gore”. Nie jest moim zadaniem streszczanie kolejnych rozdziałów książki, ale w taki właśnie naprzemienny sposób czerpiąc z kultury europejskiej, amerykańskiej, a później także azjatyckiej, horror jako gatunek rozwijał się i pomimo różnych perturbacji wciąż cieszy się popularnością i licznym gronem (często ukrytych) fanów.

„Upiór w kamerze” Magdaleny Kamińskiej to cenna monografia gatunku, którą polecić mogę nie tylko jego zagorzałym wielbicielom, lecz – z uwagi na erudycyjny charakter – wszystkim zainteresowanym historią kina. Zarówno dla osoby zorientowanej w temacie, jak i dla amatora będzie to ciekawa i wartościowa lektura. Piękne wydanie, ozdobione nastrojowymi rycinami, czyni z tej pozycji idealny prezent dla każdego miłośnika horroru.