„Tu Biuro Wszelkiego Pocieszenia. Jak powiadają starsi wiekiem, kiedyś to był boży porządek. Rok miał cztery pory, a dzieci nie miały po 40 lat.”

Krótkie, bardzo zabawne felietony Wojciecha Zimińskiego, nadawane na antenie radiowej Trójki, zostały zebrane w niniejszej książce – ku uciesze gawiedzi i pokrzepieniu polskich serc. A co nas w nich tak mocno krzepi? Wspólnota doświadczeń, bo – jak we wstępie napisał Artur Andrus – „wiadomo, że czujemy się lepiej ze świadomością, że ktoś inny ma równie źle jak my albo gorzej od nas.”

Wojciech Zimiński opowiada o sprawach dobrze nam znanych: o tym, że dzisiaj wszyscy są pisarzami (nawet Doda), o charakterystycznych cechach polskich kierowców i o kłopotach z odśnieżaniem (bo śnieg dla właścicieli aut to przede wszystkim kłopot). Dowiemy się też, jak frustrujące jest posiadanie samochodu, który gada po niemiecku i na czym polega przewaga żony nad nawigacją, czyli „babą”:

„Mój kolega kupił sobie, jak ją nazywa, babę. Nie jest wrednym seksistą, ale kobieta jest rzeczywiście irytująca. Mądrzy się na potęgę, cały czas się wtrąca, a co najgorsze, zdarza jej się pomylić. Ja na przykład nie mam takiej baby, tylko żonę, która cały czas mnie instruuje, jak jechać, ostrzeżeniem dźwiękowym powiadamia mnie o przekroczeniu szybkości, a nawet gdybym nie usłyszał jej krzyku, co nie jest możliwe, to i tak zobaczyłbym jej dłonie rozpłaszczone na przedniej szybie. Ale co najważniejsze – i to pragnę podkreślić publicznie – MOJA ŻONA SIĘ NIGDY NIE MYLI.”

Autor podpowie nam także, jak wykurzyć kreta przy pomocy transmisji z obrad sejmu, jak kupić farbę i dlaczego lepiej nie kupować łóżka, jak zamawiać w eleganckiej restauracji, by nie umrzeć z głodu, i co powinien zrobić mężczyzna, gdy „zaprószy potomka”. Komentując naszą absurdalną rzeczywistość, nie omieszka wspomnieć o wizytach u lekarza, stresującej lekturze ulotek, sezonowych wyprzedażach czy zrównaniu w prawach krzywego ogórka. Jako osoba zwalczająca stereotypowy sposób myślenia przyjrzy się turystom podczas sezonu wycieczkowego:

„Co to może być za grupa w kapeluszach przypominających abażury niosąca ze sobą asortyment sprzętu elektronicznego, który zadowoliłby niejeden spory magazyn? Nie, to niemożliwe, to była grupa japońskich emerytów. A co to za karnie idące dwa szeregi turystów sprawdzające, czy to, co napisane w przewodniku, odpowiada rzeczywistości? Czyżby to była grupa z Niemiec?”

Innym opisywanym przez autora zjawiskiem jest „syndrom balkonu”, dotykający mężczyzn, którzy zaczynają uczestniczyć w życiu publicznym, co od razu zmienia ich „z pastuszka w giganta intelektu” (w ich mniemaniu):

„Życie mężczyzny bywa pełne złudzeń. Co więcej, mężczyźni sami te złudzenia wytwarzają. Na przykład mój pies. Jeśli miałbym opisać Państwu jego wygląd, to powiedziałbym, że jest to typ śródziemnomorski – raczej niewysoki brunet. Mój pies wychodzi na balkon i szczeka na przechodzących kolegów. Widać jak na dłoni, że wtedy czuje się raczej typem skandynawskim, czyli wysokim blondynem. Ulega iluzji.”

Wojciech Zimiński podchodzi do wszystkiego optymistycznie i z humorem, ponieważ w każdej sytuacji trzeba umieć znaleźć pozytywy i radość. Weźmy dla przykładu takie wakacje. Warto przygotować sobie z wyprzedzeniem zestaw żartów wakacyjnych (jak „ciągnięcie pugilaresu na żyłce przed rodziną grubasów na spacerze”), bo nic tak nie cieszy jak figle, a po powrocie do pracy będzie o czym opowiadać. Zwłaszcza że piłka nożna zawodzi na całej linii (chyba że chcemy pokonwersować o tym, dlaczego piłkarze niezwykle obficie i często spluwają).

Cieszmy się więc z drobiazgów i szukajmy pozytywów, a pierwszym z nich niech będzie ten, że możemy śledzić tok myśli Wojciecha Zimińskiego, do którego autor już się przyzwyczaił, więc – jak zauważa – pozbawiony został przyjemności, będącej naszym udziałem. I tylko jedna rzecz zasmuca: że ta przyjemność trwa tak krótko.