Trudno nie polubić bandy sympatycznych dzieciaków z Klubu Frajerów w Derry. Kradną potworowi całą książkę. Prawdopodobnie dlatego „To” Stephena Kinga jest jedną z jego najlepszych powieści.

„- Sie masz, Haystack! Richie Tozier się nazywam, do zabawy się wyrywam. – Wyciągnął rękę.

– Gdyby cię to interesowało, nazywam się Ben Hanscom – oznajmił Ben. (…)

– A to Stan Uris – zwrócił się do Bena Richie. – Stan jest Żydem. A zatem zabił Chrystusa. W każdym razie tak mówił Victor Criss któregoś dnia. Od tej pory jestem po stronie Stana. Domyślam się, że skoro jest taki stary, to mógłby nam kupić parę piw, no nie, Stan?

– Myślę, że to musiał być mój ojciec – powiedział Stan cichym, łagodnym głosem, co sprawiło, że wszyscy łącznie z Benem wybuchnęli śmiechem.”

Klub Frajerów tworzy siódemka wyalienowanych ze środowiska szkolnego outsiderów. Billa „Jąkałę” Denbrougha, przyszłego przywódcę Klubu, poznajemy już na pierwszej stronie: złożony fatalną grypą spędza jesienne popołudnie w łóżku, przygotowując okręcik dla młodszego brata. Choroba zatrzymuje go w domu, gdy sześcioletni George samotnie wychodzi na deszcz, by pobawić się łódką. Bill nie zobaczy go już nigdy więcej.

Ben Hansom, regularny gość miejscowej biblioteki, to inteligentny i oczytany chłopiec ze sporą nadwagą, który niejednokrotnie musi uciekać przed szykanującymi go nastoletnimi oprychami. Przemoc rówieśnicza w latach 50. ubiegłego wieku przybiera takie formy, że włos się jeży na głowie. Zadziwia też bierność dorosłych. Prześladowane dzieci nie mają do kogo zwrócić się o pomoc – jedyną ich szansą jest bezustanna ucieczka i czujne rozglądanie się na boki. Problemy ze szkolnymi psychopatami mają również uzależniony od nadopiekuńczej matki Eddie i Richie „Niewyparzona Gęba” Tozier, który naraził się im swoimi dowcipnymi komentarzami. Winą Stana Urisa jest żydowskie pochodzenie, a Mike`a Hanlona – jego czarna skóra. Innego rodzaju kłopoty ma Beverly, regularnie bita przez własnego ojca. Klub Frajerów stanie się odskocznią od codziennych problemów i silnie zwiąże ze sobą całą potrzebującą wsparcia i akceptacji siódemkę.

Największą zaletą powieści Kinga – oprócz charakterystycznych dla niego doskonale skonstruowanych postaci i dialogów – jest kapitalnie oddany klimat tamtych lat, gdy dla dzieciaków spełnieniem marzeń był rower lub bilet do kina na najnowszy horror. Z nostalgią przyglądamy się ich codziennym, wspólnym zabawom, tak różnym od zajęć współczesnych nastolatków, a tak bliskim naszemu dzieciństwu. „To” Stephena Kinga to drobiazgowo skonstruowana, pierwszorzędna powieść obyczajowa o młodzieńczych latach i o sile przyjaźni grupki frajerów, którzy mierzą się ze szkolnymi prześladowcami, rodzinnymi dramatami, przemocą domową, z rasizmem i z dyskryminacją, a jednocześnie słuchają zakazanego przez rodziców rock and rolla, czytają komiksy, grają w Monopol, budują tamy i mają swój własny świat ukryty przed wzrokiem dorosłych. Do tego dziecięcego świata wdziera się brutalnie tytułowe To – potwór w przebraniu klauna, który jest mumią, wilkołakiem i każdym koszmarem, jaki zdołasz sobie wyobrazić. Zdeterminowana siódemka, kierowana przez żądnego zemsty Billa, stawia czoło niedostrzegalnemu dla dorosłych Złu, jednak odnosi tylko połowiczny sukces. Dwadzieścia lat później byli członkowie Klubu Frajerów powracają do Derry, by – zgodnie ze złożoną w dzieciństwie przysięgą – ponownie zmierzyć się z nawiedzającym ich rodzinne miasto koszmarem. Aż chciałoby się powiedzieć: ale kanał… .

Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądało dzieciństwo, spędzane z przyjaciółmi, których ukradł wam smartfon, albo jeśli interesuje was, co tak naprawdę cyklicznie żerowało w Derry, sięgnijcie po jedną z najbardziej znanych książek mistrza horroru. Przed wami ekscytująca, nostalgiczna, ale też mrożąca krew w żyłach i brutalna historia rozpisana na 1102 strony.