Karczmarz – pantoflarz i jego barwna, wieloetniczna kompania na tropie sprawy, która podejrzanie zalatuje Złem.
Autor „Karaibskiej krucjaty” i „Miasteczka Nonstead” zafundował nam tym razem zawadiacką i nieco rubaszną powieść fantasy, utrzymaną w lekkim, niemal bajkowym klimacie.
Dolina to kawałek ziemi tak niewielki, że ledwo starcza jej na porządne królestwo. W dodatku ostatni król, wsławiony obroną granic przed Złym, które spełzło z Gwiżdżących Gór, podzielił ją na „skrawki bez znaczenia strategicznego, rządzone przez sfrustrowanych, aroganckich książąt”. To dało początek Waśni, podczas której „bracia i siostry wytrwale tłukli się o tron i koronę”. I właśnie w takim nieciekawym dziejowym momencie na scenę wkracza z przytupem drużyna do zadań specjalnych, dowodzona przez Edmunda, zwanego Kociołkiem – Makłowicza świata fantasy i właściciela Karczmy Pod Kaprawym Gryfem.
Kociołkowi daleko do Gandalfa: nie można odmówić mu sprytu, ale heros z niego żaden. W stresujących momentach ucieka w gary, pichcąc posiłki dla członków swojej drużyny, których nietypowe umiejętności często przesądzają o pomyślności misji. Przezabawne są jego liściki do żony. Koloryzuje w nich rzeczywistość, by udobruchać małżonkę, albowiem boi się jej gniewu. Karczemną bójkę, zakończoną pobytem w więzieniu, przedstawia więc tak:
„Tęsknię za domem, i to bardzo, bo obecnie znajdujemy się w miejscu, gdzie panują doprawdy dzikie zwyczaje. Wczoraj widzieliśmy okropną bijatykę w knajpie, wiesz? Szybko udaliśmy się na spoczynek, bo trzeba było wcześnie wstać, ale co zobaczyłem, to moje, a widok ten mocno mną wstrząsnął. Nie do pomyślenia jest to wszystko. Aha, uderzyłem się dziś parę razy w głowę, ale to drobiazg. Wcale nie boli”.
Kociołkowa drużyna do zadań specjalnych to równie specyficzna ekipa. Należą do niej: nadpobudliwy krasnolud-alkoholik, strzykający śliną małomówny goblin, posługujący się zakazaną magią guślarz, socjopatyczny elf oraz rycerz jakby żywcem wyjęty ze średniowiecznej literatury parenetycznej. Wszystkie postacie są dobrze wykreowane i zdobywają sympatię czytelnika, jednak najbardziej intryguje tajemniczy elf, który pojawia się i znika zgodnie z własnym widzimisię. O ile krasnolud czy goblin przejawiają stereotypowe dla swych ras cechy, o tyle elf pozostaje sekretem owiniętym w tajemnicę.
„- Tajne wyjście z zamku – zawołałem, biegnąc za minstrelem. – Znasz jakieś?
– Jedno. W spiżarni. Nikt o nim nie wie i zawalono je brukwią, ale może…
– Mamy krasnoluda! Przebijemy się! Prowadź!”
Choć Dolina jest niewielka, dziwów w niej nie brakuje. Razem z bohaterami przemierzymy Głodną Puszczę, Pieprzne Łąki i Koboldczyznę, staniemy oko w oko z trollami i z leśnym smokiem, spotkamy Nocnych Jeźdźców i Trójokich Grzeszników. Ta lekka, utrzymana w awanturniczym klimacie powieść sprawdzi się doskonale jako odtrutka na szarą rzeczywistość. Ja bawiłam się przednio i z pewnością sięgnę po kolejną część.
Dodaj komentarz