Niespójny, pozornie chaotyczny świat przedstawiony i odrealniony mroczny klimat to coś, co w horrorach bardzo sobie cenię, dlatego z przyjemnością zapraszam do miasteczka Nonstead.

Kolejne spotkanie z twórczością Marcina Mortki: po barwnym, awanturniczym cyklu „Karaibska krucjata” i czytanych z synem książkach o przygodach Tappiego z Szepczącego Lasu przyszedł czas na horror. Marcin Mortka śmiało sięga po różne gatunki i tym razem oferuje swoim czytelnikom solidną porcję grozy.

„Nonstead to nie jest złe miejsce. Skądże znowu”.

Motyw pisarza, który zaszywa się w chacie na jakimś odludziu, by modlić się o natchnienie lub odreagować traumy, pojawia się często w twórczości mistrza gatunku, Stephena Kinga. Wykorzystał go również Marcin Mortka: główny bohater jego książki, brytyjski pisarz Nathaniel McCarnish, porzuca wygodne miejskie życie i wynajmuje dom na prowincji. Wybór miejsca nie jest przypadkowy: przed paroma laty Nathaniel odwiedził Nonstead ze swoją partnerką Fionną. Od tego czasu Fionna przestała być sobą. Zawalała projekty, nie chodziła do pracy, zapominała o posiłkach, gasła w oczach. Pewnego dnia po prostu zniknęła, nie zostawiając nawet listu. Nathaniel wraca do Nonstead, ostatniego miejsca, w którym był szczęśliwy, jednak niemal natychmiast zostaje wplątany w niewytłumaczalne, przerażające wydarzenia. Choć mieszkańcy Nonstead usilnie ignorują niepojęte zjawiska, przybysz z Nowego Jorku zrobi wszystko, by rozgryźć lokalną tajemnicę, która zabrała mu ukochaną kobietę.

Trzeba przyznać, że Marcinowi Mortce udało się wykreować miejsce niezwykłe: zagubione pośród lasów i mgieł Nonstead jest równie odjechane jak Twin Peaks z kultowego serialu. Pastor z miejscowego kościoła biega nocą po mieście, wypisując coś na ścianach budynków, a każdy dzwonek telefonu wprawia go w śmiertelne przerażenie. Mała dziewczynka jest nawiedzana przez demoniczną istotę. Radio odbiera audycje, których odebrać nie powinno. Ludzie widują rzeczy nie z tego świata, świrują, popadają w obłęd, praworządni obywatele nagle zaczynają popełniać przestępstwa. Jakie zło zalęgło się w Nonstead? Czy położona w lesie stara Samotnia może być źródłem niewytłumaczalnych zjawisk? A co, jeśli przyczyna koszmarów, dręczących mieszkańców, kryje się gdzie indziej?

„Miasteczko Nonstead” Marcina Mortki to prawdziwa jazda bez trzymanki: tajemnica goni tajemnicę, dynamiczna akcja gna do przodu jak młody wyżeł, a my ledwie wyrabiamy na zakrętach, podskakując na wertepach razem z McCarnishem i jego „partnerem” w śledztwie, miejscowym drwalem Skinnerem (mój ulubieniec, zdecydowanie). Co jakiś czas autor funduje nam randkę z tajemniczym i niepokojącym Rzeźbiarzem Marzeń, co tylko potęguje niesamowity klimat, świetnie zresztą oddany na okładce. W „Miasteczku Nonstead” naprawdę dużo się dzieje – koniecznie musicie tam zawitać.