Uznany dziennikarz naukowy na tropie pseudonauki. Książka Roku 2020 LubimyCzytać.pl, Złota Róża na 24. Festiwalu Nauki.

Łukasz Lamża, dziennikarz naukowy i filozof, w swojej książce „Światy równoległe” przygląda się najpopularniejszym współcześnie pseudonaukowym teoriom. Stawia sobie przy tym trzy cele.

Pierwszym jest opisanie niektórych spośród szczególnie popularnych obecnie „kiepskich teorii”. Będzie więc mowa o bardzo aktualnym problemie, jakim jest niechęć części społeczeństwa do szczepień, o zaskakująco rozpowszechnionej wierze w działanie preparatów homeopatycznych, o zarabianiu na życie kawałkiem patyka (radiestezja), o zaprzeczaniu globalnemu ociepleniu, ale też o teoriach tak kuriozalnych jak kreacjonizm młodoziemski (tu polecam waszej uwadze kreacjonistyczne obliczenia tempa produkcji nawozu na arce Noego), czy o technice powiększania piersi za pomocą hipnozy (serio).

Drugim celem książki jest merytoryczne wyjaśnienie, dlaczego owe „kiepskie teorie” są błędne. Łukasz Lamża sięga po argumenty naukowe, podkreślając przy tym, że oparte są one na specjalistycznej wiedzy z zakresu fizyki, chemii, farmakologii, fizjologii człowieka i biotechnologii, dlatego nie mogą być intuicyjnie zrozumiałe dla publiczności, w przeciwieństwie do argumentacji pseudonaukowej, która ma wielką moc oddziaływania, zwłaszcza gdy odwołuje się do ludzkich lęków i żeruje na naszym poczuciu niepewności. Różdżkarze straszą nas na przykład „zagrożeniami z gruntu” i „atakami z powietrza”, przekonując, że planeta „bezustannie sieka nas setkami niewidzialnych promieni”, które są niebezpieczne dla zdrowia. Jednocześnie oferują rozwiązanie tego problemu: otóż mogą zafundować naszej działce diagnozę radiestetyczną, a następnie „korektę energetyczną” i w ten sposób uchronić nas przed negatywnymi konsekwencjami działania „energii specjalnego rodzaju”. Nie za darmo, oczywiście.

„Gdy radiestetka B poinformowała mnie, że pod moją działką przebiega sieć mikrożyłek wodnych wysyłających na wszystkie strony różnokolorowe promienie – żółte powodujące choroby układu nerwowego, niebieskie wywołujące ból mięśni i czerwone prowadzące do chorób krwi i wątroby – mało nie osłabłem. Może powinienem jednak zamieszkać w wieżowcu, zasugerowałem najpierw nieśmiało, ale rozmówczyni szybko sprowadziła mnie na ziemię: w powietrzu krzyżują się przecież węzły siatki Hartmanna. Zanim zdążyłem zapytać, czy nie jest to może ta sama siatka szwajcarska, której unikanie mam już poniekąd opanowane, zostałem uspokojony: otóż istnieje sposób na ekranowanie wszystkich złych promieni, odziemnych i odpowietrznych. Tak się bowiem szczęśliwie składa, że w cenie wizyty, wynoszącej w przypadku mojej działki zaledwie tysiąc dwieście złotych, w moim ogródku zostanie zakopana kostka odpromienna, w której znajduje się zalany żywicą neutralizator. Nie udało mi się namówić mojej rozmówczyni na zdradzenie sekretów tego urządzenia, zapewniła mnie jednak, że po umieszczeniu go w odpowiednim punkcie działki – najczęściej gdzieś przy granicy, gdzie nie będzie przeszkadzał – stworzy wokół mojego domu bańkę ochronną. Tak, jej wpływ będzie również sięgał za dom, gdzie moje dzieci będą miały huśtawkę. Pytam, czy bańka obejmie też sąsiada – który, jak rozumuję głośno, w takim razie powinien chyba dorzucić się do opłaty za usługę radiestetyczną. Otrzymuję jednak solenne zapewnienie, że bańka wystaje najwyżej metr za granicę działki. Kiedy zwierzyłem się, że tak zupełnie szczerze mówiąc, to nie życzę za dobrze sąsiadowi i może to nawet lepiej, radiestetka zaśmiała się i przyznała, że ona sama też nie odpromieniła swoich sąsiadów. Niech się smażą”.

W tym miejscu przypomniał mi się główny bohater słynnego cyklu Grahama Mastertona „Manitou”, jasnowidz Harry Erskine, który opowiada bogatym starszym paniom przeróżne brednie, aby wcisnąć im absurdalnie drogie przeciwśrodki ze swej „Magicznej Spiżarni” („Obiecuję, że jeżeli weźmie pani dziś ze sobą kawałek krwawiącego korzenia, pani weekend przebiegnie całkowicie inaczej. Żadnego gubienia torebek, żadnych spadających obrazów, zalanych dywanów, skradzionych pereł. Wszystko, co pokazały karty, zostanie anulowane”).

Trzecim i najważniejszym celem książki jest próba zrozumienia oponentów. Jak zauważa Łukasz Lamża, teorie spiskowe wyrastają na złożonej pożywce, w której można odnaleźć nie tylko niewiedzę, ale też wszystkie zwykłe ludzkie zjawiska psychologiczne i społeczne, takie jak brak zaufania do instytucji publicznych i nauki, potrzeba porządku czy rozmaite konflikty wartości:

„Dlaczego istnieją ruchy młodoziemskie i płaskoziemskie, dlaczego kwitnie handel homeopatyczną wodą, gigantycznymi dawkami witaminy C i magicznymi kabelkami do sprzętu audio? Jeżeli naszym celem jest świat oczyszczony z bzdur, świat racjonalny, epistemologicznie czysty – przynajmniej w tym zakresie, w którym irracjonalne zabrudzenia światopoglądu powodują realne ludzkie cierpienie – to powinniśmy ze szczególną uwagą przyjrzeć się właśnie pytaniom o głębokie przyczyny”.

W artykule „Boski Kaszpirowski” („Książki. Magazyn do czytania”, nr 1/2020) Olga Drenda, analizując fenomen słynnego telewizyjnego uzdrowiciela, zwraca uwagę na ludzką potrzebę porządku: chcemy, aby wszystko było raz na zawsze wyjaśnione, a przy tym trzymało się kupy. Ta potrzeba domknięcia poznawczego jest tak duża, że ulegają jej nawet ludzie z wyższym wykształceniem: akademicka wiedza i naukowa argumentacja okazują się niewystarczające, by przeciwdziałać mechanizmom płynącym z głębokich potrzeb psychicznych. Nauka nie ma gotowych odpowiedzi na wszystko. Tam, gdzie światopogląd naukowy nie ma szans przezwyciężyć „potrzeb, lęków i pragnień, które każą ludziom szukać sensu”, pojawia się pseudonauka. Teorie spiskowe, myślenie magiczne czy nonsensy płaskoziemców, które zachwyciłyby Pratchetta, autora cyklu „Świat Dysku”, wynikają właśnie z tej nadmiernej potrzeby porządku. Inną przyczyną popularności „kiepskich teorii” jest podejrzliwość i ogólna nieufność do właściwie wszystkich insytucji i autorytetów (smugi kondensacyjne, znajdujące się za samolotami, to tak naprawdę „zabójcze smugi chemiczne”, efekt jakiegoś tajnego programu sterowania klimatem, itp.). Zwrot ku pseudonauce może być również spowodowany rozczarowaniem wynikającym ze zderzenia ideałów z niedoskonałą codziennością: mankamenty systemu opieki zdrowotnej często nie zachęcają do zaufania.

„Nie da się bowiem ukryć, że na co dzień nie mamy do czynienia z warunkami, w jakich powstają raporty medyczne dla The Lancet, tylko raczej z lokalną przychodnią, w której nie zawsze w pełni kompetentna pielęgniarka wyciąga szczepionkę z nie zawsze najnowszej lodówki. (…) W idealnym świecie, w którym wszystkie dzieci są szczegółowo zbadane przed szczepieniem, wszystkie NOP-y [niepożądane odczyny poszczepienne] są zgłaszane, a rodzice otrzymują na ich temat szczegółową informację, prawdopodobnie zaufanie do powszechnego systemu szczepień byłoby większe. Nie żyjemy jednak w takim świecie”.

Z drugiej strony, co podkreśla Łukasz Lamża, w przypadku, gdy problem dotyczy całego społeczeństwa, decyzja o zaszczepieniu się nie może być naszym indywidualnym wyborem (sam decyduję o sobie, to moje ryzyko):

„Tak czy inaczej, również osoby zaszczepione mogą mimo wszystko zachorować: fałszywy jest więc argument, przytaczany przez antyszczepionkowców, że ich osobisty wybór, by się nie szczepić, nie powinien martwić osób zaszczepionych. Otóż właśnie powinien – ponieważ spadek odporności stadnej powodowany przez każdą osobę niezaszczepioną może również doprowadzić do zachorowań osób zaszczepionych”.

„Światy równoległe” Łukasza Lamży to niewielka pozycja, która nie wyczerpuje tematu, lecz raczej sygnalizuje problemy – problemy zresztą bardzo dziś aktualne, poruszające społeczność, podzieloną na zaszczepionych i antyszczepionkowców, na tych w maseczkach, i tych bez. Doceniona przez naukowców i czytelników książka Lamży mierzy się z najbardziej gorącymi zagadnieniami naszych niepewnych, chwiejnych czasów, pokazując, że jedyną obroną przed chaosem informacyjnym, niepewnością, globalnymi zagrożeniami i lokalnymi naciągaczami pozostaje rozum. Ale, jak mawiał Kubuś Puchatek, są tacy, co go mają, a są tacy, co go nie mają – i już.