Inwazja wampirów w wersji Roberta McCammona, autora urzekających „Magicznych lat” i postapokaliptycznego „Łabędziego śpiewu”.

„Kto uwierzy, zanim będzie za późno? Ich największą siłą, pozwalającą im istnieć w świecie, który przeszedł od wozu ciągniętego przez woły do cadillaca i od procy do lasera, jest brak wiary w ich istnienie. Są niewidzialni, bo kryją się w sferze, której rozum nie jest w stanie pojąć, bo nawiedzają krainę nocnych koszmarów”.

Los Miasta Aniołów został przesądzony w dniu, gdy do Zamku Kronsteena, gotyckiej katedry przetransportowanej wprost z Węgier przez zdziwaczałego gwiazdora filmów grozy, wprowadził się rumuński książę Konrad Vulkan, wiekowy wampir w ciele chłopca. Zafascynowany dokonaniami Aleksandra Macedońskiego, Zdobywcy Świata, postanowił powtórzyć jego wyczyn. Starannie zaplanowana inwazja rozpoczyna się tuż przed Halloween, a jej pierwszym celem jest miasto, które nigdy nie zasypia – i w którym nic nikogo nie jest w stanie zdziwić. Morderstwa i zaginięcia są tu na porządku dziennym, a wypacykowane wampiry nie straszą nawet w filmach. Z każdą kolejną nocą armia krwiopijców podwaja swoje szeregi, szykując się do decydującego uderzenia.

Świat jednak jest mały. W wielokulturowym mieście detektyw Andy Palatazin pracuje nad sprawą seryjnego mordercy nazywanego Karaluchem. Palatazin, który jako chłopiec uciekł z matką z opanowanego przez wampiry Krajecka, pierwszy zaczyna domyślać się prawdy, ale nikt nie traktuje poważnie jego ostrzeżeń – a wampirów wciąż przybywa.

„Pragnienie” McCammona wyróżnia się sensacyjną intrygą i solidnie przedstawionym tłem społeczno-obyczajowym. Autor nie skupia się na epatowaniu grozą, lecz stara się nadać swojej opowieści pozory wiarygodności. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron przyglądamy się pracy policji, odwiedzamy luksusowe posiadłości bogaczy i opanowane przez gangi biedne dzielnice Los Angeles. Obserwujemy pierwsze, pełne niedowierzania reakcje ludzi na kontakt z „nieistniejącymi” wampirami, podzielamy frustrację tych, których relacjom nie daje się wiary. Napięcie narasta stopniowo, podbudowywane coraz liczniejszymi scenami grozy (te lodowate ręce, wysuwające się spod łóżka i chwytające bohaterów na kostki!), a swój szczyt osiąga w fantastycznym, apokaliptycznym finale.

Robert McCammon pozostał wierny klasycznej wizji krwiopijcy. Jego wampiry mają rumuńskie korzenie. Noce spędzają w trumnach, słońce jest im nienawistne, podobnie jak ogień, krzyże i święcona woda. Nie odbijają się w lustrze, mają lodowate ciała, popielate twarze i martwe, pokryte błoną oczy. Pożywiają się w tradycyjny sposób, wbijając kły w swoje ofiary i wysysając z nich całą krew. Stanowią odrębną rasę: są szybsze i silniejsze od ludzi, a dzięki krwi, która je rozgrzewa, mogą żyć wiecznie. Potrafią też wpływać na umysły ludzi. Książę wampirów posiada również moce, które można by określić jako magiczne: steruje pogodą i umysłami zwierząt. Kolejnym ukłonem w stronę „Drakuli” Stokera jest postać Karalucha, współczesnego Renfielda, uwolnionego przez Mistrza z aresztu w spektakularnej scenie z udziałem tysięcy nietoperzy.

Chociaż „Pragnienie” do tematu wampirów nie wnosi niczego nowego, uznałabym to raczej za zaletę niż za wadę (wspomnijcie „Zmierzch”). Powieść McCammona to solidne czytadło, które zadowoli wszystkich miłośników krwiopijców. Jeśli interesuje was motyw wampirycznej inwazji, sięgnijcie też po genialny cykl „Wirus” Chucka Hogana – palce lizać i obgryzać.