Cała nasza technologia na nic nam się nie przyda, jeśli choćby jeden z potężnych Pradawnych naruszy pakt i posłuszne mu wampiry zaatakują ludzi.

Pladze wystarczy tydzień, by zniszczyć Manhattan, w miesiąc opanuje całą Amerykę. Autor „Miasta złodziei” Chuck Hogan oraz uznany meksykański reżyser Guillermo del Toro kreślą scenariusz, który bez sentymentów pokazuje nam, jak wygląda świat z perspektywy niższych szczebli drabiny ewolucyjnej.

„Trudno będzie to panu zaakceptować. Lecz dla nich nie jesteśmy wrogami. Nie uważają nas za wartościowych przeciwników. Nawet nie dorastamy do tego miana w ich oczach. Dla nich jesteśmy zdobyczą. Jedzeniem i piciem. Zwierzętami w zagrodzie. Butelkami na półce”.

„Wirus” jest udanym połączeniem tradycji i współczesności. Mamy tu legendę o polskim szlachcicu Józefie Sardu, którego ojciec zabrał w góry Rumunii, wierząc, że gdy syn spożyje mięso upolowanego wilka, uleczy to jego wątłe, dotknięte gigantyzmem mięśnie. Z podróży Józef rzeczywiście wraca odmieniony. Mamy postać pochodzącego z Rumunii profesora Abrahama Setrakiana, byłego więźnia niemieckiego obozu śmierci w Treblince, uporczywie tropiącego Zło, które zamieszkało w ciele polskiego szlachcica. Mamy nawet aluzję do Stokerowskiego bohatera, Renfileda: jeden z pilotów samolotu nosi nazwisko Redfern. Należy do pierwszych zarażonych. Mamy na koniec drużynę łowców i – oczywiście – same wampiry.

Akcja rozgrywa się współcześnie w Nowym Jorku. Jeszcze żywe są wspomnienia wydarzeń z 11 września 2001 roku. Dlatego gdy na międzynarodowym lotnisku JFK ląduje samolot, który nie odpowiada na żadne próby nawiązania kontaktu, wszystkie służby zostają postawione w stan gotowości, w tym Centrum Kontroli i Prewencji Chorób. Na pokładzie znajdowało się dwieście dziesięć osób, niemal wszystkie nie żyją. Nie ma żadnych oznak walki lub zatrucia, żadnych wskazówek – poza ogromną, hebanową skrzynią, która w niewyjaśniony sposób trafiła do ładowni samolotu. Skrzynia wypełniona jest ziemią i znika równie tajemniczo, jak się pojawiła. Tragiczna i niepojęta śmierć pasażerów zbiega się w czasie z całkowitą okultacją, zjawiskiem tyleż fascynującym, co niepokojącym.

Odpowiednie służby wcielają w życie opracowane na taką okoliczność procedury, jednak najwyraźniej ktoś bardzo wpływowy sabotuje ich pracę, a ponadto zaczynają się dziać rzeczy, których żadne wytyczne nie przewidziały: znikają ciała ofiar, zaś jeden z ocalałych, pilot Redfern, przechodzi niewyobrażalną przemianę i atakuje lekarzy obrzydliwym, mackowatym żądłem, wystrzelającym z nienaturalnie rozwartych ust.

Tylko Abraham Setrakian posiada wiedzę o prawdziwej naturze zachodzących zmian. Wokół niego zawiązuje się skromniutka i ograniczona w swych możliwościach drużyna pogromców, złożona z dwójki epidemiologów oraz specjalisty od deratyzacji. Tymczasem świat staje na krawędzi pandemii, która może doprowadzić do wyginięcia ludzkości.

Ożywieńcy w pierwszej kolejności szukają niezarażonych członków rodziny i przyjaciół. Zwierzęcy instynkt prowadzi ich do ludzi, z którymi są połączeni emocjonalną więzią. W ich ciałach rozwija się nicień, odpowiedzialny za przenoszenie wirusa. Kolonizuje on organizm gospodarza i adaptuje do swych potrzeb. Zarażeni tracą owłosienie, ich skóra staje się biała, a pod powiekami wyrastają im błony, przezroczyste drugie powieki, przesuwające się poziomo w poprzek gałki ocznej. Źrenice robią się czarne i matowe. Układ krążenia i trawienny łączą się w jeden. Płynie w nim biała, pełna nicieni substancja. Pod językiem, z przekształcenia gardła, tchawicy i obkurczonych, zbędnych już płuc wyrasta nowy organ, który wampir potrafi wystrzelić na odległość metra lub dwóch. Nieumarli zaczynają się karmić już po upływie jednej doby od zarażenia, chociaż proces pełnej transformacji zajmuje siedem nocy. Nie trzeba dużo czasu, by zaatakowany przez nie Nowy Jork zmienił się w świat po apokalipsie.

Kadr z serialu “The Strain”, wyprodukowanego przez autorów powieści.

„Wirus” Chucka Hogana i Guillermo del Toro to bardzo ciekawa próba zmierzenia się z wyeksploatowanym motywem wampira. Łączy oryginalne ujęcie tematu z legendami i z kulturową tradycją, umiejętnie podsyca atmosferę strachu oraz przywraca potworom należne im miejsce: nie w panieńskim buduarze, lecz wśród największych koszmarów człowieka.