Trzynasta, ostatnia część „Kronik Wardstone”. Tutaj kończy się przygoda z Johnem Gregorym, największym ze stracharzy Hrabstwa.

„Mieliśmy do czynienia z duchami, widmami, boginami i czarownicami – najróżniejszymi stworami z Mroku. Bardzo zatem polegaliśmy na książkach i notesach. Prowadzenie dokładnych notatek to podstawa: zerkaliśmy w przeszłość, by przygotować się na przyszłość”.

„Zemsta stracharza” jest smutna i nostalgiczna. Smutna, gdyż pewne rzeczy kończą się ostatecznie: stracharz i jego uczeń nie będą już maszerować przez pola jak za dawnych czasów, Alice nie nałapie na kolację królików – co było, nie wróci. Świadomy tych zmian Tom często przywołuje w pamięci wydarzenia i postacie z poprzednich części „Kronik”: niebezpieczne potyczki z Mrokiem, utraconych przyjaciół i pokonanych wrogów. To z kolei przywodzi na myśl wszystkie chwile spędzone na lekturze kolejnych części – i stąd nostalgiczny charakter ostatniej powieści cyklu. Ileż przygód przeżyłam w tym niezwykłym świecie, ile mrożących krew w żyłach momentów i wzruszających pożegnań. I choć historia nie zostaje definitywnie zakończona, a przed Tomem stają nowe wyzwania, Hrabstwo bez Gregory`ego nie będzie już takie samo.

„Przechowujemy notesy, by móc czerpać nauki z przeszłości. Wiem jednak, że stracharz musi patrzeć w przyszłość, dostosowywać się i zmieniać. Mądry człowiek uczy się aż po kres swoich dni. John Gregory był mądry i zrozumiał, że czasem niezbędny bywa kompromis z Mrokiem. Być może to ostatnia lekcja, jakiej mi udzielił”.

W trzynastym tomie „Kronik Wardstone” walka ze Złym zmierza do finału, ale w kulminacyjnym jej punkcie Delaney serwuje nam zaskakujący zwrot akcji, który wprowadza nowe wątki, zapowiadające kontynuację (trylogia „Kroniki Gwiezdnej Klingi”). A chociaż żal stracharza, Joseph Delaney jeszcze nie napisał ostatniego słowa – i tego trzeba się trzymać.