„Serce Neftydy”, pierwsza fantastyczna powieść Marcina Szczygielskiego, zachwyci nie tylko młodych czytelników. Przedstawia świat, w którym spełniły się niemal wszystkie proroctwa Harariego.


„Sukces rodzi ambicję, a nasze ostatnie osiągnięcia motywują teraz ludzkość do tego, by wytyczać sobie jeszcze śmielsze cele. Skoro zapewniliśmy sobie niespotykany dotąd poziom dobrobytu, zdrowia i harmonii, skoro tak wiele osiągnęliśmy, a jednocześnie wiemy, jakie wartości obecnie wyznajemy, możemy przypuszczać, że kolejnym celem ludzkości będzie nieśmiertelność, szczęście i status bogów”.
(Yuval Noah Harari „Homo deus. Krótka historia jutra”)


Jaki będzie świat, gdy spełni się największe marzenie ludzkości? W nakreślonej z rozmachem wizji Marcina Szczygielskiego ludzkość opuści wyniszczoną wojnami genetycznymi Ziemię, a życie niemal całkowicie przeniesie się do trójsieci.

Bohaterem „Serca Neftydy” jest nastoletni Effi, który wraz z matką utrzymuje się ze zbierania kosmicznych śmieci. Chłopak z niecierpliwością odlicza ostatnie godziny, dzielące go od dorosłości. Marzy o normalnej, dorosłej wersji oprogramowania portu dostępu do trójsieci, która zastąpi wgraną mu przez matkę Wtyczkę –rodzaj cerebroniańki, dość upierdliwej dla nastolatka. Wtyczka nie tylko cenzuruje jego dostęp do trójsieci, ale potrafi też stymulować apetyt i pragnienia chłopca, co przywodzi na myśl spekulacje Harariego na temat algorytmów, sterujących ludźmi. Jako genetyczna trójka Effi odbiega od federacyjnego wzorca, dlatego nie posiada statusu obywatela i w związku z tym może uzyskać dostęp jedynie do komercyjnych wyszukiwarek, których wyniki składają się w 99 procentach z reklam i haseł sponsorowanych (to brzmi już bardzo znajomo). Nic dziwnego, że jedną z najważniejszych umiejętności w przyszłym świecie jest wyszukiwanie sensownych informacji w tym olbrzymim śmietniku. Zapamiętywanie faktów i magazynowanie ich w pamięci to marnotrawstwo zasobów ludzkiego mózgu. Trudno tu nie dostrzec krytyki naszego przestarzałego systemu edukacji, który jest ślepy na zmiany zachodzące w świecie i w żaden sposób nie przygotowuje młodych ludzi do wyzwań, jakie stają przed nimi w XXI wieku. Oddajmy głos Harariemu:


„Obecnie zbyt wiele szkół skupia się na wtłaczaniu informacji. (…) Tymczasem w XXI wieku zalewają nas olbrzymie ilości informacji i nawet cenzorzy nie próbują tego przepływu blokować. Zajmują się natomiast szerzeniem dezinformacji albo rozpraszaniem naszej uwagi rzeczami nieistotnymi. (…) W takim świecie ostatnią rzeczą, którą powinna przekazywać swym uczniom nauczycielka w szkole, są kolejne informacje. Dzieci i tak już mają ich za dużo. Zamiast coraz większej ilości informacji ludziom potrzebna jest zdolność ich rozumienia, odróżniania tego, co ważne, od tego, co nie, przede wszystkim zaś zdolność łączenia wielu bitów informacji w szerszy obraz świata”.
(Yuval Noah Harari „21lekcji na XXI wiek”)

Dlaczego to takie ważne? Gdy cumujący w pasie planetoid prom kosmiczny Effiego zostaje unicestwiony, a w katastrofie ginie matka, jedyna bliska mu osoba, chłopiec zabiera ze sobą jej serce i udaje się na zniszczoną Ziemię w poszukiwaniu genlabu – genetycznego laboratorium, w którym mógłby przywrócić matkę do życia. Konfrontuje wówczas swoją wiedzę, uzyskaną z trójsieci, z rzeczywistością i po raz pierwszy w swoim młodym życiu kwestionuje wiarygodność internetowych przekazów.

Podczas gdy Effi w towarzystwie niebieskiego Narmera, miedzianej dziewczyny i centaurzycy Haro przemierza postapokaliptyczną Ziemię, zdominowaną przez fantastyczne, pochodzące z laboratoriów hybrydy, Marcin Szczygielski stopniowo odsłania przed nami własną, mroczną wizję przyszłości, w której śmiałe i pozbawione jakichkolwiek ograniczeń eksperymenty naukowców mieszają się z przeżywającą renesans mitologią egipską. I – jak przewidywał Harari – to właśnie naukowcy i najbogatsi przedstawiciele ludzkości pokonują śmierć oraz sięgają po status bogów, nieprzypadkowo wzorując się na panteonie egipskim, obfitującym przecież w rozmaite hybrydy. Z bogami greckimi łączy ich z kolei bezduszność, z jaką traktują stworzone przez siebie istoty (w tym genetycznie modyfikowanych ludzi): z przerażającą łatwością podejmują decyzje o zagładzie całych populacji, a tworzenie nowych hybryd traktują jak zabawę. Choć udało im się pokonać śmiertelność ciała, nie potrafią zapobiec regresji ludzkiego umysłu:


„Udało nam się zmienić ludzki organizm, wyeliminować proces starzenia i śmierć. Jednak nie mogliśmy zmodyfikować receptora czasu. Gdy umysł człowieka funkcjonuje dłużej niż 350 lat, zaczyna się degenerować, bo jego funkcjonowanie zależy od ilości i siły dostarczanych mu bodźców – mówiąc w uproszczeniu, im dłużej żyje, tym więcej coraz mocniejszych bodźców potrzebuje. W przypadku człowieka niegenomodyfikowanego proces starzenia się, ograniczenie sprawności, choroby i fizyczne zmęczenie w naturalny sposób przytępiały tę potrzebę, ale gdy ludzki organizm stał się wieczny i niezmiennie młody, stała się ona najważniejsza. A co gorsza, okazało się, że u nieśmiertelnych ostatecznie zanika umiejętność oceny szybkości upływu czasu – dni mijają niczym sekundy, miesiące niczym godziny… Pozbawiony empatii, nienasycony, głodny wrażeń rozum w nieśmiertelnym ciele – potrafisz sobie wyobrazić gorszy koszmar?”

„Serce Neftydy” Marcina Szczygielskiego to jedna z najlepszych powieści młodzieżowych ostatnich lat. Śmiała, przerażająca, ale i fascynująca wizja przyszłości Ziemi, ciekawi bohaterowie, niezwykłe, fantazyjne hybrydy oraz naprawdę wciągająca fabuła nie pozwalają oderwać się od książki. Zaskakujący epilog zapowiada równie ekscytującą kontynuację, na którą czekam z niecierpliwością.