„Pewnej niedzieli król Artur siedział sobie w łóżku i jadł jajko, gdy niedzielny obwoływacz miejski wkroczył do jego komnaty…”

Rodzina zielonych smoków szturmuje zamek Ukruszon, tymczasem wszyscy znamienici rycerze szukają gdzieś daleko przygód, Lancelot jest na urlopie, a William, Bert, Joe i Albert – na chorobowym. Z zadaniem zabicia smoków wyrusza więc Ralph, mały chłopiec. Po drodze – jak w rosyjskich baśniach – przyłączają się do niego osobliwi towarzysze: rycerz Przedwczoraj Piątek, czarodziej, który ciągle myli zaklęcia i mały zielony smok. Bestie rezydujące na zamku okazują się jednak bardzo grzeczne i przyjazne, co stawia naszą drużynę w nieco kłopotliwym położeniu. Na szczęście konflikt zostaje zażegnany na drodze kooperacji ludzko – smoczej.

„Smoki na zamku Ukruszon” to opowiastki przeznaczone dla młodszych czytelników, które Pratchett napisał, kiedy sam był młodszym pisarzem. Łatwo w nich dostrzec charakterystyczne cechy stylu, doprowadzonego do perfekcji w serii o Świecie Dysku. W opowiadaniach Terry Pratchett wykorzystuje baśniowe lejtmotywy w podobny sposób, jak później sztafaż gatunku fantasy: są one dla niego pretekstem do krytycznego spojrzenia na nasz własny świat, przy czym umożliwiają zachowanie dystansu – niby to o nas, ale nie do końca o nas. Jest bezpiecznie. Można się pośmiać. Chyba.

W dwóch opowiastkach, które stały się zalążkiem pierwszej powieści Pratchetta pt. „Dywan”, obserwujemy ludzki świat w miniaturowej skali. Lud Upadłej Zapałki, mieszkający na skraju Dywanu, wyprawia się w niebezpieczną podróż samym środkiem kobierca, pełnego nieznanych zagrożeń i nieodkrytych krain, by znaleźć nowe miejsce do życia („Klechdy o Ludzie Dywanu”). Druga wyprawa ma na celu odnalezienie nowego, niezbadanego terytorium, nazywanego Kilimem („Kolejna klechda o Ludzie Dywanu”). Tym razem mieszkańcy Dywanu niczym renesansowi zuchwalcy wsiadają na okręt i docierają do Maty Kokosowej, gdzie witają ich jaskrawe papugi i strzały tubylców. Posiłkując się położeniem Żarówki i Parapetu, określają pozycję swojego okrętu, co pozwala im dotrzeć najpierw do Nogi Stołowej, gdzie uwalniają mieszkańców klasztoru od terroryzującego ich Kornika Potwornika, a następnie do samego Kilimu, którego charakterystyka brzmi bardzo znajomo: mnóstwo tubylczych plemion, piramidy i złoto.

Kornik Potwornik

Opowiadanie ‘Wielka Drobina” stanowi wariację na ten sam temat: to historia wyścigu kosmicznego dwóch państw, leżących na malutkiej drobinie kurzu. Astronom Gwimper, poddany króla Pozry, z wielkim zainteresowaniem śledzi ruchy sąsiednich drobin, chociaż nikt nie wierzy, by na innych cząsteczkach kurzu mogło istnieć życie. To też brzmi znajomo, prawda? Gdy jednak Gwimperowi udaje się dostrzec na niezbyt odległej drobinie drzewa, góry i zwierzęta, rozpoczyna się zacięta rywalizacja między krajami.

Opowiastka „Wielki wyścig” skojarzyła mi się z kreskówką „Odlotowe wyścigi” (pamiętacie Dicka Dastardly`ego i jego psa Muttleya?). Rolę Dicka gra w opowiadaniu baron von Treu, paskudny właściciel „Gerty”, samochodu benzynowego. Chce on za wszelką cenę pokonać właścicieli pozostałych pojazdów: elektrycznych, na gumkę, na parę, na sprężone powietrze, itp.

„Łowy na Chrapka” to historia Wielkiej Ekspedycji do lasów tropikalnych górnej Amazonki i jednocześnie satyra na dziewiętnastowiecznych odkrywców. Pułkownik Podomka, bohater opowiastki, poluje tylko na drobną zwierzynę, czyli na wszystko, co jest od niego mniejsze, a najlepiej, gdy nie sięga mu powyżej kolan. W opowiadaniu „Żółw Herkules” tytułowy bohater postanawia odkryć świat i niczym pewien znany wszystkim hobbit odbywa wyprawę Tam i z Powrotem, za całe towarzystwo mając jedynie ślimaka.

„Maszerując żwawo przez wysoką trawę, słuchał Łupiny, który opowiadał mu o świecie. Za ogrodem ciągnęło się bowiem pole, a na polu znajdował się ponoć staw. I to był już koniec świata.

– Nic więcej nie ma – oznajmił Łupina. – A przynajmniej nie słyszałem, żeby było. W stawie mieszkają żaby, a w trawie węże. A najwredniejsza z nich jest pewna żmija – dodał, wzdrygając się, lecz zaraz się rozpromienił. – Na szczęście są też pszczoły i pyłek kwiatowy, a czasem także świnie w koniczynie.”

„Smoki na zamku Ukruszon” adresowane są do najmłodszych czytelników, ale ja również bawiłam się podczas lektury przednio. Opowiadania Pratchetta pełne są absurdalnych scenek i ożywczego humoru („Snibril wziął kuszę i kołczan pełen bełtów, za pas zatknął dwa miecze i maczugę, w obie ręce chwycił włócznie, a w zębach zacisnął nóż”). Dodatkową zaletę stanowią zabawne rysunki, które stworzył Mark Beech. Całość w pięknym, solidnym wydaniu prezentuje się zachwycająco. Polecam czytelnikom z wyobraźnią, doceniającym absurdalny humor.