„Zaledwie 6 milionów lat temu pewna małpa miała dwie córki. Jedna z nich stała się przodkinią wszystkich szympansów, druga naszą prapraprababcią.”

Yuval Noah Harari w panoramie dziejów ludzkości od prehistorii do dziś. Jedna z tych książek, o których nie da się zapomnieć.

Wyobraźcie sobie świat zaludniony przez różne gatunki ludzi: neandertalczyków, Homo soloensis, Homo floresiensis (niziołki przypominające hobbitów), Homo denisova, Homo sapiens. Ta wizja jest tak oszałamiająca, że gdybym była pisarzem, pokusiłabym się o przedstawienie jej w książce. Yuval Noah Harari udowadnia, że tak mniej więcej wyglądałby świat, gdyby nasz drapieżny i zachłanny gatunek nie ukatrupił swoich braci i sióstr, co zdają się potwierdzać najnowsze badania. Błędnie sądziliśmy, że wszystkie te gatunki ludzi układały się w prostą linię pochodzenia (Homo ergaster dał początek erectusowi itd.), z czego wnioskowaliśmy, iż w każdym dowolnym momencie Ziemię zamieszkiwał jeden typ człowieka. Tymczasem świat był zamieszkiwany jednocześnie przez kilka gatunków człowieka, które znajdowały się mniej więcej w środkowym przedziale łańcucha pokarmowego. Ludzie zjadali i byli zjadani. W jaki sposób jeden z tych gatunków, homo sapiens, na przestrzeni ostatnich 100 tysięcy lat wskoczył na sam szczyt łańcucha pokarmowego? Przystępnie i fascynująco opowie wam o tym Yuval Noah Harari w fenomenalnej książce pt. “Sapiens. Od zwierząt do bogów”.

Pierwszą działalnością gospodarczą człowieka, przeprowadzaną na masową skalę, było planowe wypalanie lasów. Wykorzystaliśmy do tego celu ogień. Już wtedy biedna planeta winna była zadrżeć. Ogień dał nam również dostęp do nowych działów „supermarketu natury”: niektórzy naukowcy uważają, że istnieje bezpośredni związek między nabyciem umiejętności gotowania a rozrostem mózgu u ludzi. Większy mózg wykorzystaliśmy w charakterystyczny dla siebie sposób: wykosiliśmy całą konkurencję (jak zauważa Harari: „Mamy wątpliwy zaszczyt bycia najbardziej morderczym gatunkiem w annałach biologii”). Mieliśmy przewagę, którą dała nam wyjątkowa zdolność: my posługiwaliśmy się mową artykułowaną, a oni nie (najprawdopodobniej). Potrafiliśmy przyswajać, przechowywać i komunikować ogromne ilości informacji nie tylko o otaczającym nas świecie, ale też o rzeczach, które nie istnieją (wspólne mity, itp.) I wykorzystaliśmy tę wiedzę, rozwijając nieznaną wcześniej umiejętność elastycznej współpracy w ramach wielkich liczebnie zbiorowości. Jak wiadomo, i Herkules d…, kiedy wrogów kupa – zwłaszcza, gdy wrogowie są dobrze zorganizowani.

„Zdolność kreowania ze słów wyobrażonej rzeczywistości pozwalała dużej liczbie nieznanych sobie ludzi na angażowanie się w skuteczną współpracę. Miała wszak również jeszcze jeden efekt. Ponieważ zakrojone na dużą skalę współdziałanie ludzi opiera się na mitach, sposób, w jaki współpracują, można zmienić, zmieniając mity – opowiadając inne historie. W sprzyjających okolicznościach mity mogą się zmieniać w całkiem krótkim czasie. W 1789 roku mieszkańcy Francji niemal z dnia na dzień przestali wierzyć w mit boskiego prawa królów i zaczęli wierzyć w mit suwerenności ludu. W rezultacie od rewolucji poznawczej homo sapiens jest zdolny do szybkiego modyfikowania swojego zachowania pod wpływem zmieniających się potrzeb. Pchnęło to ewolucję kulturową na pas szybkiego ruchu, który pozwalał omijać zatory genetycznej ewolucji. Pędząc tym pasem, homo sapiens rychło prześcignął wszystkie inne gatunki ludzi i zwierząt w zdolności do współpracy.”

Ogłosiliśmy swą niezależność od biologii i wzięliśmy się za przekształcanie świata, choć za rozwojem historycznym nie nadążał nasz rozwój genetyczny. Jeszcze dziś nasze mózgi i umysły są przystosowane do zbieracko – łowieckiego trybu życia, dlatego tak często środowisko poprzemysłowe, w którym obecnie żyjemy, wywołuje w nas stres, depresję i poczucie wyalienowania. Zmieniliśmy nasze otoczenie w sztuczny, uprzemysłowiony i stechnicyzowany „raj”, ale wewnątrz wciąż jesteśmy zbieraczami – łowcami z sawanny. Niezły paradoks, prawda? Podkreślić należy przy tym, że przeciętny zbieracz – łowca, tak z naszego punktu widzenia prymitywny, posiadał szerszą, głębszą i bardziej wszechstronną wiedzę niż jego współcześni potomkowie:

„Pewne dowody wskazują, że od epoki zbieracko – łowieckiej pojemność mózgu przeciętnego homo sapiens w zasadzie uległa zmniejszeniu. W erze łowiectwa i zbieractwa przetrwanie wymagało od każdej jednostki nadzwyczajnej sprawności umysłowej. Nastanie rolnictwa i przemysłu stworzyło parasol ochronny osobnikom o niskiej inteligencji. Pracując w charakterze nosiwody albo przy linii montażowej, można było przetrwać i przekazywać swoje kiepskie geny kolejnym pokoleniom.”

Bieg rozwoju historycznego ludzkości ukształtowały trzy rewolucje:

„Siedemdziesiąt tysięcy lat temu rewolucja poznawcza uruchomiła koło historii. Dwanaście tysięcy lat temu przyspieszenia nadała mu rewolucja rolnicza. Rewolucja naukowa, która nastąpiła zaledwie przed 500 laty, może zakończyć historię i zapoczątkować coś zgoła innego. Niniejsza książka opowiada o tym, jak te trzy rewolucje oddziaływały na człowieka i inne pokrewne mu organizmy.”

Rewolucja rolnicza – tak, jak ją prezentuje Harari – to po prostu Samo Zło. Przyniosła ludziom żywot zdecydowanie trudniejszy i mniej satysfakcjonujący, a w gratisie dorzuciła eksplozje demograficzne i rozpasane elity: „Rewolucja agrarna była największym oszustwem historii”. Kto jest winny? Ryż, pszenica i ziemniaki, które udomowiły sobie człowieka – nie na odwrót. Rewolucja rolnicza dała nam pewną zdolność, która na dłuższą metę okazała się pułapką: mogliśmy utrzymać przy życiu większą liczbę ludzi, ale w zdecydowanie gorszych warunkach. Staliśmy się niewolnikami i niewolnikami uczyniliśmy zwierzęta: zdławiliśmy ich naturalne instynkty, zniszczyliśmy ich więzi społeczne i zaczęliśmy je eksploatować w sposób okrutny i bezduszny. Temu tematowi Harari poświęca dużo miejsca w swojej książce, zmuszając nas do spojrzenia w oczy niewygodnej prawdzie. Opisuje przerażające przemysłowe metody hodowli zwierząt i pokazuje, jak sofistycznie my, ludzie, potrafimy je godzić z własnym sumieniem:

„Tak jak transatlantycki handel niewolnikami nie wynikał z nienawiści do Afrykańczyków, tak też współczesny przemysł hodowli zwierząt nie kieruje się niechęcią. Napędzany jest obojętnością. Większość ludzi, którzy produkują i konsumują jaja, mleko i mięso, rzadko kiedy zastanawia się nad losem kurcząt, krów czy świń, którymi się żywi. Ci, którzy o tym pomyślą, częstokroć przekonują, że takie zwierzęta, pozbawione doznań i emocji, niezdolne do odczuwania cierpienia, w rzeczywistości niewiele różnią się od maszyn.”

Pasjonująca książka Harariego kończy się charakterystyką czasów obecnych i rozważaniami nad kondycją współczesnego człowieka. Jako gatunek odnieśliśmy spektakularny sukces, ale czy dzięki niemu my, poszczególni ludzie, jesteśmy dziś bardziej szczęśliwi? Codziennie zmuszani do konsumowania coraz większej liczby towarów (gdyż po raz pierwszy w dziejach podaż zaczęła przewyższać popyt), zachęcani do folgowania sobie i swoim zachciankom, w nieustannym kieracie zarabiania i wydawania, w ciągłym pośpiechu i niedoczasie (dziś na zachodzie przeciętna rodzina ma w domu więcej zegarów niż wszyscy mieszkańcy średniowiecznego państwa), pozbawieni więzi rodzinnych i wspólnot lokalnych – czy wreszcie jesteśmy szczęśliwi? I czy na pewno o to nam chodziło?

„Układ między państwem, rynkami i jednostkami jest palcem po wodzie pisany. Państwo i rynek mają odmienne opinie na temat wzajemnych praw i zobowiązań, a jednostki uskarżają się, że i pierwsze, i drugi za wiele wymagają i zbyt mało dają. Nierzadko jednostki są wyzyskiwane przez rynki, a państwa zatrudniają swoje armie, siły policyjne i aparaty biurokratyczne do tego, by prześladowały jednostki, zamiast je bronić. Zadziwia jednak to, że ta umowa w ogóle działa, jakkolwiek niedoskonale. Łamie ona bowiem trwające od niezliczonych pokoleń ludzkie porządki społeczne i zdaje się sprzeczna z ewolucją człowieka. Miliony lat ewolucji przysposobiły nas do życia i myślenia w sposób właściwy członkom społeczności. W ciągu zaledwie dwóch stuleci staliśmy się wyalienowanymi jednostkami.”

Wspólnota niosła pomoc, opierając się na lokalnych tradycjach i gospodarce przysług. Sąsiedzi pomagali sobie w potrzebie, a rodzina udzielała wsparcia i opiekowała się swoimi członkami: chorymi, starcami, sierotami. Kiedy ktoś chciał zbudować dom, rodzina wyciągała pomocną dłoń. Rodzina była systemem opieki społecznej, systemem służby zdrowia, systemem edukacji, branżą budowlaną, związkiem zawodowym, funduszem emerytalnym, itd. Nic dziwnego, że państwowe prawo i interesy rynku miały spore trudności z przenikaniem na grunt życia rodzinnego: rodzice i lokalni przywódcy nie chcieli pozwolić, by ich dzieci były separowane od wspólnoty i indoktrynowane przez nacjonalistyczne systemy szkolnictwa, wcielane do wojska bądź „zamieniane w pozbawiony korzeni miejski proletariat”, w wyalienowane, pozbawione wsparcia i łatwe do wykorzystania jednostki.  Państwa i rynki pracowały nad tym, by osłabić więzi rodzinne i wspólnotowe. Pracowały bardzo skutecznie.

„Dziś władza rodzicielska jest w całkowitym odwrocie. Mądrość ludowa, zawodowi psychoterapeuci i państwowi ustawodawcy na ogół zwalniają dzieci ze ślubów posłuszeństwa wobec rodziców i nawet pięćdziesięciolatkowie mają w zwyczaju obwiniać rodziców za własne porażki i przewinienia. We freudowskiej sali sądowej tata i mama mają takie same szanse na uniewinnienie, jak oskarżeni podczas stalinowskich procesów pokazowych.”

Jaka czeka nas przyszłość? Czy będziemy żyli długo i (nie)szczęśliwie? A może będziemy żyli wiecznie? W „Podróżach w czasie” James Gleick stwierdził, że ludzie mogą aspirować do wieczności, ale nie mogą jej osiągnąć. Yuval Noah Harari jest w tej kwestii ostrożniejszy: żyjemy w czasach dynamicznych zmian i rewolucyjnych wynalazków, trudno więc przewidzieć, co może przynieść nam przyszłość. W XXI stuleciu ludzkość zaczęła przekraczać własne biologiczne granice, zastępując prawa doboru naturalnego prawami inteligentnego projektu. Potrafimy stworzyć na zamówienie zielonego fluorescencyjnego królika (w 2000 roku zrobił to brazylijski przedstawiciel bio – artu Eduardo Kac), zmieniać płeć, wskrzeszać gatunki zmarłe (w tym neandertalczyka), tworzyć istoty bioniczne (bo przecież już dziś nasze naturalne zmysły i funkcje wspomagane są takimi urządzeniami jak okulary, rozruszniki serca, protezy, a nawet komputery). Powstrzymuje nas jedynie etyka. Jeszcze. Pytanie brzmi: jak długo? Jak będzie wyglądał świat, gdy postęp w badaniach okaże się w końcu ważniejszy od argumentów natury etycznej?

„Przyszli panowie świata prawdopodobnie będą różnić się od nas o wiele bardziej, niż my różnimy się od neandertalczyków. O ile bowiem i my, i neandertalczycy jesteśmy przynajmniej ludźmi, o tyle nasi spadkobiercy będą podobni bogom.”