„Widzicie, niektóre drzwi są zamknięte nie bez powodu”.
Aaron Mahnke, autor audycji poświęconej historiom niesamowitym, zaprasza do świata potwornych istot.
Na początku chciałabym zastrzec, że książka nie stanowi kompendium solidnej, udokumentowanej wiedzy na temat spraw nadprzyrodzonych. To raczej zbiór luźnych gawęd, ujętych w pięć rozdziałów i zapisanych stylem tak prostym i przystępnym, że zanim zdążyłam poczynić jakieś zapiski na marginesach, już było po lekturze. Nie jest to bynajmniej zarzut pod adresem autora, jednak fakt ten wiele mówi o charakterze „The World of Lore”: to pozycja dla wielbicieli niesamowitych opowieści – takie trochę paranormalne „Z archiwum X”. I choć autor co jakiś czas puszcza oko do czytelników, nigdy nie stawia kropki nad i, bo a nuż….
Otwierający książkę rozdział o wampirach niczym mnie nie zaskoczył: Bartłomiej Grzegorz Sala powiedział mi na ten temat znacznie więcej. Po lekturze „Prawdziwej historii zombie” Adama Węgłowskiego żywe trupy nie stanowią dla mnie tajemnicy – tu również Mahnke mnie rozczarował. Na jego korzyść przemawia natomiast fakt, że książka nie jest poświęcona jednemu rodzajowi istot nadprzyrodzonych, lecz prezentuje całą ich galerię: przez jej karty przewijają się mali ludzie, elfy, demony, koboldy, rozrabiające w samolotach gremliny, tricksterzy, wilkołaki, krakeny, syreny, nawiedzone lalki oraz wszelkie inne potwory wywodzące się z wiejskiego folkloru lub miejskich legend.
Idealnym wcieleniem trickstera jest, zdaniem autora, skandynawski bóg Loki, występujący ostatnio niemal we wszystkich filmach opartych na komiksach Marvela. Ciekawie jego naturę przedstawił Jakub Ćwiek w serii „Kłamca”.
„Loki doskonale spełnia wszelkie oczekiwania jako trickster. Na całym świecie i na kartach historii niemal wszyscy tacy sztukmistrze mają wiele wspólnych cech. Są amoralni i z zadziwiającą łatwością popełniają zarówno dobre, jak i straszne czyny. Potrafią tworzyć i niszczyć. Często bywają posłańcami przynoszącymi ludziom złe lub wręcz tragiczne wieści. I potrafią w mistrzowski sposób odwracać kota ogonem”.
Do moralnie niejednoznacznych dowcipnisiów, „nie całkiem dobrych i nie całkiem złych”, zalicza Mahnke krasnale, chochliki z celtyckich wierzeń ludowych i francuskie lutin:
„Postać maleńkiego spryciarza jest z pewnością mocno zakorzeniona w europejskich podaniach ludowych. Takie istoty wydają się pojawiać wszędzie, od dzieł Szekspira po opowieści o Harrym Potterze. Wszystkie są małe, amoralne i trzeba je udobruchać, żeby uniknąć przykrych konsekwencji”.
Potworne istoty spotkać można nie tylko na lądzie – czają się one również w niezbadanych morskich głębinach („Tyle ciemności i nieznanego, że czujemy się trochę nieswojo”). Na dawnych mapach umieszczano sugestywne rysunki „sterczących z fal łbów zielonych bestii albo długich ogonów, które smagają przepływające w pobliżu statki”. Czy były to jedynie motywy dekoracyjne? Wszak historie o tajemniczych istotach żyjących w oceanie opowiadano sobie już od starożytności. Wychwytywane przez naukowców odgłosy, pochodzące z morskich głębin, mogą być dźwiękami lodowców trących o dno oceanu, tylko czemu dochodzą one z miejsca zlokalizowanego obok „fikcyjnego cyklopowego miasta R`lyeh, w którym śpi i czeka uwięziony Cthulhu”?
Niektóre z opowiadanych przez autora historii rozsławiło kino. Tak było w przypadku demonicznej lalki Annabelle, nad którą egzorcyzmy odprawili Ed i Lorraine Warrenowie, badacze zjawisk paranormalnych. Również wydarzenia, do jakich doszło w połowie ubiegłego wieku w miasteczku Point Pleasant w USA, stały się podstawą scenariusza: zaskakująca pięknymi, zimowymi kadrami „Przepowiednia” Marka Pellingtona to historia o Człowieku Ćmie, nakręcona na motywach książki amerykańskiego badacza Johna A. Keela („Indiany Jonesa zjawisk paranormalnych”).
Przed wynalezieniem Facebooka opowieści były remedium na samotność: wspólna mitologia łączyła ludzi, a przekazywane z pokolenia na pokolenie rytuały dawały poczucie przynależności i bezpieczeństwa:
„Niektóre opowieści miały uczyć. Inne wychwalały cnoty, pokazując odpowiednie przykłady. Jeszcze inne wyczulały dzieci na niebezpieczeństwo i uczyły, jak unikać zagrożeń. Ostatecznie jednak robiły coś, czego nie potrafiliśmy zrobić my sami: umieszczały nas we właściwym kontekście. Pokazywały szerszą perspektywę. Może się wydawać, że jesteśmy końcowym ogniwem łańcucha pokarmowego. A co, jeśli tak nie jest?”
W taki właśnie „przedfejsbukowy” sposób Aaron Mahnke snuje swoje niesamowite opowieści, które „są w znacznej mierze produktem wyobraźni, ale w końcu mogą też zawierać ziarnko prawdy”. Przytacza mniej lub bardziej znane przykłady kontaktu z Innym, szuka logicznych wyjaśnień niezwykłych wydarzeń (wierzenia, zabobony, emanacje miejskich legend, choroby, prawa fizyki, itp.), ale na koniec każdej historii i tak zostawia czytelnika z przewrotną i efektowną puentą („Nigdy nie wiadomo, co ujrzycie w strumieniach świateł swojego samochodu”, „Rzeczywiście, trumna nie była pusta – wypełniały ją kamienie”, W nogach ich łóżka znajdowała się lalka z kuchennym nożem w ręku”).
Aaron Mahnke jest niepoprawnym dziewiętnastowiecznym romantykiem uwięzionym w umyśle człowieka XXI wieku: logika nie pozwala mu bezkrytycznie przyjąć tego, w co bardzo chciałby uwierzyć.
Dodaj komentarz