Znakomita. Jedna z najlepszych opowieści grozy, jakie miałam przyjemność przeczytać – jeśli nie najlepsza.

W „Czterech porach roku” Stephena Kinga zachwyciło mnie opowiadanie „Metoda oddychania”. Teraz już wiem, dlaczego. To przecież jedna z upiornych opowieści starszych panów ze Stowarzyszenia Chowder.



„Na początku wymyśliłem grupkę starych ludzi, opowiadających sobie różne historie – miałem nadzieję, że w końcu znajdę coś, co pozwoli połączyć je w całość. Szalenie podoba mi się idea opowiadań wtrąconych w akcję powieści – sporą część życia spędziłem na wysłuchiwaniu opowieści starych ludzi o ich rodzinach, przygodach z czasów młodości i podobnych sprawach”.


Peter Straub (w: Stephen King, „Danse macabre”)

Jest wyjątkowo chłodny październik. W małym, prowincjonalnym Milburn, bliższym „ckliwej epoce gotyckiego romansu niż współczesności”, czterej dystyngowani panowie spotykają się mimo okropnej pogody na kolejnym zebraniu Stowarzyszenia Chowder, podczas którego zamierzają snuć opowieści. Od tragicznej śmierci jednego z członków – równo przed rokiem – historie te są coraz upiorniejsze: „Jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłeś? Tego ci nie powiem, ale opowiem ci o najgorszej rzeczy, która mi się przytrafiła… o tej najstraszniejszej…” Jednocześnie starszych panów od roku dręczą koszmary senne i doświadczają oni niekontrolowanych wizji, co razem z wyrzutami sumienia, mającymi swe źródło w skrzętnie skrywanej tajemnicy z przeszłości, oraz z niepokojem, wywołanym rocznicą śmierci towarzysza, tworzy wyraźnie wyczuwalną atmosferę zagrożenia:


„ – Doskonale wiecie, co się z nami stało. Siedzimy tu i gadamy jak żerujące na trupach wampiry. Milly ledwo może już znieść te wasze wizyty w moim domu. Przedtem tacy nie byliśmy, mieliśmy zwyczaj mówić na różne tematy. Dobrze się bawiliśmy – wtedy można się było jeszcze dobrze bawić – ale teraz już tak nie jest. Wszyscy jesteśmy przerażeni. Ale nie wiem, czy wszyscy macie odwagę przyznać się do tego. Tak, minął już rok, ale nie waham się przyznać: ja się boję”.

Bohaterowie postanawiają wezwać do Milburn Dona Wanderleya, pisarza i „eksperta w tych sprawach”. Zmarły przed rokiem wuj pisarza był piątym członkiem Stowarzyszenia. Don Wandarley – po skomplikowanym związku z tajemniczą i groźną kobietą, od której cudem udało mu się uwolnić, a która doprowadziła potem do śmierci jego brata – napisał Czuwającego nocą, fikcję opartą na przeżytych doświadczeniach. Sekret starszych panów również związany jest z pewną demoniczną kobietą. Jej rzekoma „krewna” właśnie wprowadza się do Milburn, a nasi dziarscy staruszkowie wkrótce zaczynają padać jak muchy…

Peter Straub znalazł więc swoje połączenie: to postać kobiety fatalnej, występującej na przestrzeni lat w różnych wcieleniach Czuwającej Nocą. Raz jest ona Almą Mobley, raz Ewą Galli, a innym jeszcze razem małą dziewczynką o imieniu Angie. To śmiertelnie niebezpieczny Duch, obdarzony potężnymi mocami i wysługujący się przerażającymi potworami rodem z najgorszych koszmarów: wampirami, wilkołakami, ożywieńcami… Gdy Zło ze swą świtą powtórnie przybywa do Milburn, by wyrównać rachunki z mieszkańcami (a zwłaszcza z naszymi podstarzałymi bohaterami), grupka zdeterminowanych obrońców staje do nierównej bitwy.

„Upiorna opowieść” Petera Strauba to historia perfekcyjnie zaplanowana i doskonale opowiedziana, którą czyta się z prawdziwą rozkoszą. Napisana eleganckim, wyważonym stylem, charakterystycznym dla najlepszych opowieści grozy, zaspokoi estetyczne apetyty najbardziej wymagających czytelników. Styl tej prozy uwiódł mnie na równi z jej bohaterami, urzekająco dystyngowanymi starszymi panami, którzy celebrują sztukę snucia opowieści podczas zrytualizowanych spotkań staroświeckiego i niezwykle uroczego Stowarzyszenia Chowder.

Powieść Petera Strauba tkwi głęboko w nurcie gotycyzmu: pisarz przestudiował Hawthorne`a, Jamesa, Lovecrafta i mnóstwo książek autorów z ich ligi, po czym wycisnął z nich wszystko, co najlepsze. W „Upiornej opowieści” znajdziemy suspensowe rozwiązania, wzrastające napięcie, odrealniony zimowy pejzaż, opuszczone domy, prowincjonalne miasteczko („miejsce cyklicznego czasu powszedniego”), duchy, zjawy i wizje, aurę tajemnicy, grozę oraz historie z dreszczykiem, snute przez staroświeckich, wytwornych dżentelmenów. Otwierające książkę pytanie o najgorszą rzecz, jaką zrobiliśmy w życiu, uświadamia nam, że upiorna opowieść o duchach to tak naprawdę historia o potworach, drzemiących w naszych wnętrzach:


„Jego [Petera Strauba] podejście do tematu przypomina wędrówkę po pełnej zwierciadeł sali (trzy motta pojawiające się w powieści stanowią Straubowskie wariacje na temat mitu o Narcyzie); autor uświadamia nam bez przerwy, że twarz wyglądająca z tych wszystkich luster jest także twarzą, która w nie spogląda. Książka sugeruje, że potrzebujemy opowieści o duchach, ponieważ w istocie sami jesteśmy duchami”.
Stephen King „Danse macabre”