„W nocy, gdy cały dom już śpi,
Stukostrachy, Stukostrachy
stukają do drzwi.”
21 czerwca 1988 roku mieszkanka Haven w stanie Maine (w pobliżu Derry – czy to jest TO Derry z „To”?) poszła do Ognistego Lasu i potknęła się o swoje przeznaczenie. Bobbi Anderson, autorka westernów, zahaczyła stopą o statek kosmitów i zaczęła kopać, zapominając o całym świecie. A jej pies Peter nie przestawał wyć. Bobbi straciła ponad trzydzieści funtów. U Petera nastąpiła gwałtowna remisja katarakty i zaczął świecić na zielono. I taki był początek.
Im głębiej kopała Bobbi, tym większy wpływ kosmiczny złom wywierał nie tylko na nią, ale też na wszystkich mieszkańców Haven, którzy zaczęli odbierać swoje myśli i wpadać na genialne pomysły. Becka Paulson pogadała sobie od serca z Jezusem, a potem usmażyła swojego puszczającego się męża za pomocą przerobionego telewizora. Dziesięcioletni Hillman Brown podczas pokazu magicznych sztuczek wysłał młodszego brata na Altair-4. A Bobbi kopała. Od jakiegoś czasu w towarzystwie zapitego poety, Jima Gardenera, który postanowił odwiedzić przyjaciółkę, tknięty dziwnym przeczuciem. Jim jako jeden z nielicznych nie uległ wpływowi kosmitów: uchroniła go przed tym płytka w głowie. A jednak został w Haven i pomagał Bobby, choć coraz mniej w niej było z jego dawnej przyjaciółki.
Z końcem lipca prawie wszyscy w mieście stracili zęby, czyniąc z Haven prawdziwy raj dla protetyków – gdyby tylko jakiś protetyk dał radę tam wytrzymać. Nawet ci, którzy tylko przejeżdżali przez miasteczko, odczuwali silny ból głowy i mdłości, a czasem gubili zęby. To, co zawładnęło lokalną społecznością, trzymało obcych na dystans. Nie pozwalało też wyjeżdżać mieszkańcom. I każdego dnia zmieniało ich trochę bardziej…
„W mieście powstała jakaś wspólnota wiedzy, zasób myśli znanych wszystkim. Jeszcze przed miesiącem Ruth uznałaby, że to szaleństwo. Teraz był to niezaprzeczalny fakt. Tak jak szepczące coraz natarczywiej głosy, ta wiedza istniała.
Wszystkim było między innymi wiadomo, że zapoczątkowała to Bobbi. Zrobiła to nieumyślnie, lecz uruchomiła lawinę.”
Reszta to prawdziwy literacki odlot: wybrańcy przyspieszają swoją mutację w tajemniczej, świecącej na zielono szopie, a gdy Gardener wreszcie próbuje im się przeciwstawić (tylko dlatego, że chcą go przerobić na baterię), rozpoczyna się bitwa – ale nie na gwiezdne miecze. W ruch idą udoskonalone sprzęty codziennego użytku: podskakujący parasol, wirująca suszarka, latający wykrywacz dymu i – najgorszy z nich wszystkich – wściekły odkurzacz.
„Gardener spojrzał w bezbrzeżnym zdumieniu na odkurzacz Electrolux, który właśnie o mało nie urwał mu głowy. Odkurzacz przeciął polanę jak torpeda, zawrócił i zaatakował ponownie. Na jednym końcu miał coś, co wyglądało jak srebrzysta mgiełka – jakiś rodzaj śmigła. Gardener przypomniał sobie okrągłą dziurę wygryzioną w drzwiach szopy i nagle wyschło mu w ustach”.
„Stukostrachy” przez wielu uznane zostały za najgorszą powieść Stephena Kinga. Ubawiłam się przy niej po pachy.
A potem spojrzałam na swój odkurzacz.
„W nocy, gdy cały dom już śpi…”
Dodaj komentarz