„To nowy świat, stary. Wyobraź sobie, jakie to dla nas dziwne, że mamy mieszkać w więzieniu i nazywać to miejsce domem”.

Więzienie wreszcie jest bezpieczne. Znalezione obok gabinetu naczelnika ochronne stroje do zwalczania zamieszek to łup cenniejszy od złota. Dla Carol takim łupem są książki z więziennej biblioteki, które znosi do swojej celi całymi stosami („Przeczytam je w tydzień, góra dwa”). Miło widzieć, że nawet po apokalipsie ludzie nie przestają czytać.

Po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie babkom pozostał kac moralny. Faceci nie analizują tego, co i między kim zaszło. Kombinują, skąd wziąć paliwo do generatora. Po usunięciu z terenu więzienia wszystkich szwendaczy marzą o chwili normalności. Miło byłoby posłuchać muzyki, obejrzeć jakiś film, choć przez moment pożyć jak dawniej. Po raz pierwszy pojawia się nadzieja, że w tym postapokaliptycznym świecie może da się jakoś egzystować. I właśnie wtedy Rick, Glenn i Michonne odkrywają Woodbury…

Jak można określić Woodbury? To postkatastroficzne wypaczenie, zarządzane przez socjopatycznego Gubernatora („Zastanawiałem się nad prezydentem… ale to moim zdaniem brzmi głupio”). O ewolucji tej postaci świetnie opowiada Jay Bonansinga w opartych na komiksach powieściach „Narodziny Gubernatora” i „Droga do Woodbury”, które każdy fan serii koniecznie powinien przeczytać.

W Woodbury niczym w starożytnym Rzymie urządza się walki dla rozrywki („Oto ważna lekcja. Musisz zająć czymś ludzi, bo inaczej zwrócą się przeciw tobie”). Rolę dzikich bestii pełnią tu zabezpieczone łańcuchami truposze, które przebywają na arenie obok naparzających się ludzi. Gubernator nie tylko dba o swoje zombie – on je wręcz podziwia za to, że biorą, czego chcą, nie przejmując się moralnymi zakazami.

„- Odgradzacie cały ten teren… zabezpieczacie go, potem ściągacie tu gromadę szwendaczy, dla rozrywki. To niezbyt bezpieczne, Gubernatorze.

– Początkowo tak było, przyznaję… Mieliśmy kilka wypadków. Ale kiedy zaczęliśmy je karmić… Są dosć łagodne. Nie stanowią większego zagrożenia.

– Chwileczkę… karmicie je? Czym je do licha karmicie?

– Jak to, nieznajomy. To oczywiste. Karmimy je nieznajomymi”.

Rick, Glenn i Michonne zostaną wystawieni na ciężką próbę. Zaintrygowany ich specjalistycznym wyposażeniem Gubernator zrobi wszystko, by odkryć, skąd przyszli – i co jeszcze może im zabrać.

W „Najlepszej obronie” dzięki dramatycznym wypadkom w Woodbury akcja wreszcie się rozkręca. Arcyłotr Gubernator wprowadza do tego tomu brutalność i niczym nieuzasadnione bestialstwo (robi, co chce, tylko dlatego, że może). To człowiek pozbawiony hamulców, dopuszczający się rzeczy szokujących i obrzydliwych. Dla trójki naszych bohaterów spotkanie z nim będzie prawdziwym wstrząsem. Przekonają się, że w postapokaliptycznym świecie, w którym przyszło im żyć, grasują drapieżniki znacznie gorsze od szwendaczy – a jeden z nich właśnie dowiedział się o więzieniu…