Szatkowanie milusińskich nabiera tempa – druga część historii o potworach grasujących w Archer`s Park nie bierze jeńców.

Erica Slaughter zabiła potwora terroryzującego małe miasteczko w Wisconsin („Coś zabija dzieciaki”), ale prawdziwy horror dopiero się zaczyna. Wyeliminowana maszkara zostawiła potomstwo: piątkę bezwzględnych, wygłodniałych skurczybyków. Ofiar jest tak dużo, że policja przejmuje szkolną halę sportową, przed którą gromadzą się rodziny, by zidentyfikować szczątki swoich dzieci. I właśnie wtedy niewidoczne dla dorosłych stwory przypuszczają atak. Na przerażających kadrach obserwujemy maluchy, rozrywane na oczach swoich oszołomionych rodziców przez potwory, które przecież nie istnieją… prawda?

Drugi tom komiksu „Coś zabija dzieciaki” szokuje brutalnością i przygniata ciężką atmosferą. Ginące w przerażający sposób dzieciaki, pogrążone w traumie rodziny, oczekujące pod szkolnym budynkiem, wyczerpani psychicznie policjanci, układający w hali szczątki poszatkowanych ofiar – ciąg niekończących się, wstrząsających kadrów nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z rasowym horrorem. Wszelkie podobieństwa do „Stranger Things” w tym miejscu się skończyły: to nie sentymentalna bajeczka o grupce przyjaciół z małego miasteczka, ale krwawa bitwa z bezwzględnymi, terroryzującymi Archer`s Park drapieżnikami, podczas której dzieciaki są przebijane kolczastymi odnóżami i rozrywane na strzępy. Nawet Erica Slaughter, zawodowa łowczyni potworów, przestaje ogarniać tę masakrę, dlatego w miasteczku pojawia się jej tajemniczy opiekun, skoncentrowany jednak głównie na problemie zwiększającej się liczby przypadkowych świadków, bardzo niewygodnych dla pewnej szczególnej organizacji. Wprowadzenie wątku Domu Slaughterów dodaje nieco głębi i tajemnicy tej krwawej historii, która – pomimo dość uproszczonych rysunków – naprawdę potrafi wstrząsnąć.