Króciutkie uzupełnienie historii przedstawionej w pierwszym sezonie kultowego serialu „Stranger Things”.

Hawkins w stanie Indiana, typowe amerykańskie miasteczko z lat 80. Dzieciaki spotykają się ze sobą, śmigają na rowerach, grają w planszówki. Gdy jeden z nich niespodziewanie znika, poszukują go przyjaciele, brat oraz nietracąca nadziei matka. Tak w skrócie można przedstawić fabułę pierwszego sezonu „Stranger Things”, serialu, który zdobył serca widzów, wykorzystując naszą nostalgię za starymi, dobrymi czasami.

Komiks stworzony w oparciu o scenariusz Jody Houser opowiada o tym, co działo się z Willem Byersem po jego zniknięciu. Towarzyszymy Willowi „po drugiej stronie”, czyli w ciemnej i zimnej wersji jego własnej rzeczywistości, w której czają się przerażające stwory. Docierają tam głosy z prawdziwego świata, ale chłopiec nie wie, w jaki sposób ma do niego wrócić. Jest przerażony i doskwiera mu samotność. Od przyjaciół nauczył się, że w przygodach obowiązuje jedna prawda: rozdzielenie bywa katastrofalne w skutkach. W pojedynkę każdy staje się łatwym łupem. Samotny Will próbuje przetrwać w tej przerażającej rzeczywistości, w której czyhają na niego bardzo realne potwory z innych wymiarów. Tymczasem poszukiwania chłopca trwają…

Obserwowanie Willa przebywającego „po drugiej stronie” jest trochę nużące. Ciekawie wypadają natomiast nawiązania do serialu: znalezione przez Willa okulary, należące do Barb, „lampkowa rozmowa” z matką, krótka wizyta Jonathana i Nancy w mrocznym świecie czy wiadomości przekazywane chłopcu przez Jedenastkę. Regularnie wracamy również do czasu sprzed zaginięcia chłopca, przyglądając się przyjaciołom pochłoniętym wspólną grą (nie komputerową – w tym całym urok). Takie momenty ożywiają nieco monotonną fabułę, choć i tu odczuwałam pewien niedosyt – zdecydowanie za mało było Dustina, bez którego ten serial traci połowę uroku. Zakończenie natomiast bardzo przypadło mi do gustu, ale to, niestety, kropla w morzu.