„Baśnie są bardziej niż prawdziwe: nie dlatego, iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać”.

G.K. Chesterton

W bardzo starym domu, takim, który ma strych pod dachem i piwnicę pod ziemią, mieszka rezolutna dziewczynka Koralina Jones. Ponieważ jej rodzice są wciąż zajęci pracą, Koralina odwiedza sąsiadów („Idź pozawracaj głowę pannom Spink i Forcible albo szalonemu staruszkowi z góry”) i prowadzi badania w ogrodzie oraz w domu. W ten sposób odkrywa, że trzynaścioro drzwi otwiera się normalnie, ale za czternastymi, zamkniętymi na klucz, znajduje się przejście do mieszkania, bardzo podobnego do jej własnego. W tym drugim mieszkaniu czeka na nią druga mama, która w przeciwieństwie do tej pierwszej gotuje świetne domowe obiady, chociaż ma guziki zamiast oczu. Tak zaczyna się przerażająca i bardzo niebezpieczna przygoda…

„Uciekaj, póki masz jeszcze powietrze w płucach, krew w żyłach i ciepło w sercu. Uciekaj, póki masz umysł i duszę”.

Mała Koralina ma więcej rozsądku niż niejeden dorosły. Fakt, jest dociekliwa i spostrzegawcza, ale jej dojrzałość zaskakuje. Dziewczynka od początku jest taka jak trzeba: nie przechodzi żadnej przemiany, nie uczy się na błędach, nie zdobywa życiowej mądrości – ona ją już posiada i nawet łaskawie dzieli się nią z potworem, udzielając mu lekcji o życiu. To nadzwyczaj bystre i operatywne dziecko nie tylko potrafi poradzić sobie samo w domu, ale też ratuje z opresji rodziców – z niewielką pomocą gadającego kota. Taka bohaterka była dla mnie trochę nieprzekonująca (chociaż kot bardzo dobry). Jeśli chodzi o grozę, bardziej trzymał mnie w napięciu „Czarny Młyn” Marcina Szczygielskiego – moim zdaniem jest to książka znacznie lepsza od „Koraliny”.

Przesłanie „Koraliny” jest oczywiste: smoki można pokonać. Oprócz przesłania mamy jeszcze lekcję, której Koralina udziela podszywającej się pod mamę istocie: w życiu nie ma rzeczy doskonałych, ale to właśnie te drobne niedoskonałości sprawiają, że jest ono prawdziwe – i dlatego cenne. To trud włożony w budowanie relacji czy w realizowanie marzeń nadaje im wartość:

„- A czy dostanę jaskrawozielone rękawiczki i żółte kalosze w kształcie żab?

– Żab, kaczek, nosorożców, ośmiornic, czego tylko zapragniesz. Każdego ranka będzie czekał na ciebie nowy świat. Jeśli tu zostaniesz, damy ci wszystko, czego tylko zechcesz.

Koralina westchnęła.

– Ty naprawdę nie rozumiesz, prawda? – rzekła. – Ja wcale nie chcę wszystkiego, czego pragnę. Nikt tego nie chce. Nie tak naprawdę. Co to za zabawa dostawać wszystko, o czym się marzy, tak po prostu? Wtedy to nic nie znaczy. Zupełnie nic”.