W świecie, w którym herezją jest wiara, że Chrystus umarł na Krzyżu, Mordimer Madderdin, inkwizytor Jego Ekscelencji biskupa Hez-Hezronu i miecz w ręku Aniołów niestrudzenie wypełnia wolę Pana.
„Zaproszono mnie na wieszanie i nie wypadało odmówić”.
Druga część Cyklu Inkwizytorskiego Jacka Piekary to porcja sprawdzonej już, znakomitej rozrywki dla miłośników historii alternatywnych osadzonych w quasi-średniowiecznym świecie. Gawędziarski talent narratora i zarazem głównego bohatera serii oraz charakter podejmowanych przez niego zadań nie pozwalają się nudzić. Polszczyzna Jacka Piekary jest soczysta, barwna i niezwykle żywa, a liczne aluzje do naszych współczesnych realiów dodają książce pikanterii.
W drugiej części Cyklu Inkwizytorskiego Madderdin mierzy się z heretykami, wędrującą czarownicą, z kultem Hagath, z wampirami oraz z bezwzględnym kanonikiem Tintallero, który w imieniu Stolicy Apostolskiej terroryzuje Wittingen, dając upust swym sadystycznym skłonnościom. Dwa najlepsze opowiadania w zbiorze to, moim zdaniem, „Wąż i gołębica” oraz „Żar serca”. W tym drugim Mordimer wplątuje się w polityczne rozgrywki, których celem jest zdyskredytowanie Świętego Officjum, dzięki czemu historia staje się bardziej złożona, a nasz bohater zostaje rzucony na głębokie wody.
W książce, jak już wspomniałam, nie brakuje aluzji do naszej niedoskonałej rzeczywistości. Mordimer Madderdin ma ugruntowaną opinię na temat księży („nigdy nie przepadałem za księżmi, bo trudno było znaleźć istoty bardziej plugawe, sprośne i chciwe zysku za wszelką cenę”), ludzi nauki („zapominali o tym, iż poza tym, co cielesne, istnieje również to, co duchowe”) oraz lekarzy („Bowiem w stosunku do lekarzy należy stosować wymiennie bat oraz jeszcze więcej bata. Tylko wtedy można ich skłonić do stawiania właściwych diagnoz i przeprowadzania uważnych operacji”). Niewątpliwą zaletą całego cyklu jest również charakterystyczny humor, który uprzyjemnia lekturę.
„- Mój syn jest wampirem – rzekł baron tak po prostu, jak gdyby oznajmiał: mój syn wyjechał na polowanie.
Miałem nadzieję, że Kostuch oraz bliźniacy się nie odezwą, i Bogu dziękować, nie odezwali się.
– Z czego wasza dostojność to wnosi? – zapytałem uprzejmie.
– Może z tego, że rosną mu ostre kły? – odparł leniwym tonem. – A może z tego, że wysysa krew swych ofiar i śpi w trumnie?”
Mordimer Madderdin jest niekwestionowaną gwiazdą Cyklu Inkwizytorskiego: na pozór cyniczny, wyrachowany i równie zepsuty jak otaczający go świat, w rzeczywistości ma w sobie poczucie sprawiedliwości, które nie pozwala mu obojętnie przejść obok krzywdy. Jest również na tyle mądry, by dostrzegać złożoność spraw tego świata, co nie przeszkadza mu w cieszeniu się urokami życia. Nie ukrywa swojej słabości do pięknych kobiet, a do poduszki poczytuje „Trzysta nocy sułtana Alifa”, książkę, na której widok rumienią się niewiasty (notabene, biskup Hez-Hezronu posiada własny, ozdobny egzemplarz). Przy wszystkich swoich wadach ma w sobie coś, co sprawia, że czujemy do niego sympatię i chętnie spędzamy czas w jego towarzystwie. Summa summarum wykazuje on w tym świecie najwięcej człowieczeństwa i dlatego wierzymy mu bardziej niż samemu Ojcu Świętemu, nawet gdy cynicznymi uwagami próbuje pomniejszyć szlachetność swych czynów. Wierzymy, że w każdej sytuacji postąpi słusznie, ratując potrzebujących ratunku i karząc godnych kary, bez względu na to, jak byliby możni i wpływowi.
„Młot na czarownice” niczym nie ustępuje „Słudze Bożemu”, pierwszej powieści z Cyklu Inkwizytorskiego, a talent Jacka Piekary sprawia, że lektura smakuje wybornie. Z pewnością to nie koniec mojej znajomości z Mordimerem Madderdinem.
Dodaj komentarz