„Wierzcie mi, że zagniewany Anioł jest gorszy niż wasze najstraszniejsze koszmary. A niezbadane są ścieżki, którymi podążają umysły Aniołów”.

Oto świat, w którym Chrystus zszedł z Krzyża i z mieczem w dłoni zaczął wymierzać sprawiedliwość. Mordimer Madderdin, jeden z Inkwizytorów Jego Ekscelencji Biskupa Hez-Hezronu, ostrze w ręku Pana i sługa Aniołów, czuwa nad tym, by wiara owieczek pozostała czysta.

Madderdin jest inteligentny, cwany i doskonale potrafi grać pokorne cielę – nic więc dziwnego, że z każdej sytuacji umie wyciągnąć jakieś korzyści. Tę pokorę wciąż zresztą ze skromnością (fałszywą?) podkreśla: „cichy jestem i pokornego serca, dokładnie jak nakazuje Pismo”, „wasz uniżony sługa”, „jestem tylko biednym chłopcem z prowincji”.

Niech was jednak nie zwiodą pozory. Mordimer posiada zimny, lotny umysł, doskonałe inkwizytorskie wyszkolenie (w wielu dziedzinach), wsparcie potężnego Anioła Stróża oraz pomoc trzech obdarzonych szczególnymi talentami zabijaków. Potrafi wykaraskać się z najgorszej kabały i jeszcze przy tym zarobić, gdyż Kościół nie płaci dobrze swym sługom, a taki już jest świat, że ludzie szlachetni, uczciwi i kierujący się porywami serca cierpią biedę, zaś różni obwiesie i oszuści opływają we wszelkie dostatki (dlatego nie grzech ich łupić). Przy wsparciu Kostucha i bliźniaków (nazwanych mało subtelnie Pierwszy i Drugi, ale kto dbałby o subtelność w tym ponurym, pełnym brudu i błota świecie) Mordimer rozprawia się z heretykami, odszczepieńcami, wyznawcami Starych Bogów, czarownikami, alchemikami, nekromantami – krótko mówiąc z każdym, kto Bogu niemiły. A wszystko dla chwały Pana.

„Przecież nie chodzi o to, by ofierze zadawać cierpienie, często nawet nie o to, by wydobyć odpowiednie zeznania, lecz o to, by wywołać skruchę. By zbolały i skruszony przestępca padł w ramiona swemu inkwizytorowi i szlochając w głos, przyznawał się do winy, całym sercem kochając tego, kto zadał mu radosny ból i naprowadził na ścieżkę wiary”.

„Sługa Boży” Jacka Piekary to powieść otwierająca doskonały Cykl Inkwizytorski z akcją osadzoną w alternatywnym świecie, w którym Jezus nie umarł pokornie na Krzyżu, lecz zszedł na ziemię, by ukarać nieprawych. Ten zgrabnie wymyślony temat (z gatunku „co by było, gdyby…”) został pierwszorzędnie zrealizowany. Świat wykreowany przez Jacka Piekarę jest niezwykle plastyczny (i – dodajmy szczerze – ponury): pełno tu smrodu, błocka, tłustych brzuszysk, spoconych, lepkich paluchów, zepsutych zębów, noży błyskających w zaułkach, rozlewanego piwa, czyli wszystkiego tego, co kojarzy nam się z czasami, gdy Kościół dzierżył władzę absolutną, a koń był jedynym środkiem lokomocji. Do tego otrzymujemy porządną dawkę rozrywek miłych Szatanowi: trucicielstwo, czarnoksięstwo, krwawe ofiary, sabaty, rozpustę, morderstwa – do wyboru, do koloru. Największą jednak zaletą powieści (i całego Cyklu zresztą) jest styl autora,: malowniczy, często dosadny, bezbłędnie oddający koloryt tej quasi-średniowiecznej epoki, a przy tym niepozbawiony humoru.

„- Kto nie boi się śmierci? – spytał głos dobiegający zewsząd i znikąd.

Bliźniacy rozejrzeli się nerwowo i obnażyli sztylety.

– Umarli – odpowiedziałem, bo zagadka była prosta, a znajdowanie odpowiedzi na tego typu pytania było częścią mojej edukacji.

Niemniej sprawa przybierała poważny obrót. Jeśli podziemia były zabezpieczone nekromantycznymi zaklęciami, to była tu robota dla oddziału inkwizytorów, a nie dla biednego Mordimera Madderdina, który dopiero co otrzymał koncesję i miał zamiar po prostu zarobić kilka groszy na bochenek chleba i kubeczek wody.

– A więc wejdź do umarłych – powiedział głos i stalowa płyta bezszelestnie zniknęła w murze.

– Ja chromolę – mruknął Pierwszy. – Zmywamy się, brat?

– Ja ci się zmyję – powiedziałem, nie patrząc nawet na niego”.

„Sługa Boży” Jacka Piekary to pozycja obowiązkowa dla tych miłośników fantasy, którzy lubią książki z akcją rozgrywającą się w mrocznych, quasi-średniowiecznych czasach. Cykl Inkwizytorski jest w tej grupie jedną z ciekawszych serii, dlatego z przyjemnością wróciłam do tej lektury po latach.