Skasowałam kolejny bilet na pociąg „jadący niezmordowanie przez ponure krajobrazy armagedonu nieumarłych”. Działo się.

„Świat był we władaniu umarłych już od roku, a wszystko zaczęło się tutaj, w nijakim chińskim budynku ukrytym na widoku”.

W trzeciej części cyklu „Armagedon dzień po dniu” garstka ocalałych wojskowych, wykonująca rozkazy Ciągłości Rządu, zmaga się nie tylko z hordami podrasowanych napromieniowaniem zombiaków, ale też z sabotażami tajemniczej grupy Remote Six, dowodzonej przez oszołoma, nazywającego siebie „Bogiem”. Owa tajna komórka decyzyjna, odpowiedzialna za największe konflikty ostatnich dziesięcioleci („od zrzucenia bomb atomowych na Japonię, po zamachy na kluczowych przywódców Wietnamskiej Armii Ludowej w programie Feniks oraz podobne, bliższe teraźniejszości operacje destabilizujące na Bliskim Wschodzie”) wykorzystuje dwa zaawansowane komputery kwantowe i supernowoczesną technologię, by pociągać za sznurki zza kurtyny. Eugeniczne plany dowodzącego nią „Boga” zakładają stworzenie genetycznej utopii rządzonej przez technokratyczną elitę. Jedyną przeszkodę stanowią resztki żołnierzy, którzy z poświęceniem wykonują zadania zlecone przez Ciągłość Rządu, by pokrzyżować plany wroga. Podejmują oni ostatnią desperacką próbę odzyskania choć częściowej kontroli nad sytuacją: dowódca marynarki wojennej staje na czele globalnej misji zmierzającej ku sercu pandemii, do Chin. W operacji „Klepsydra” uczestniczy między innymi nasz bohater i jego kumpel z drugiej części cyklu, Saien. W tym samym czasie oddział specjalny „Feniks” przedziera się do opuszczonego Hotelu 23, by zabezpieczyć pozostałą w kompleksie jedyną głowicę nuklearną, którą grupa Remote Six usiłuje wykorzystać do zniszczenia „Klepsydry”. Mało? To dorzućcie do tego jeszcze Roswell i zwłoki czterech istot pozaziemskich.

Lektura książki o wirusie z Chin, który oddał ziemię we władanie nieumarłym, w kontekście najnowszych doniesień o kolejnych ofiarach koronawirusa, pochodzącego właśnie z Chin, była lekko niepokojąca. Gdyby koronawirus choć w niewielkim stopniu przypominał anomalię z powieści, mielibyśmy naprawdę przesrane (kto wie zresztą, co jeszcze zaserwuje światu laboratorium w Wuhan).

„Warunki naziemne pogarszały się w tempie wykładniczym, odkąd po raz pierwszy potwierdzono występowanie anomalii w Chinach. W początkowych dniach kryzysu gałąź wykonawcza rządu USA podjęła decyzję, aby dokonać ataku na największe miasta Stanów Kontynentalnych w celu uniemożliwienia lub utrudnienia nieumarłym eliminacji ocalałych obywateli Stanów Zjednoczonych. Miasta zostały zrównane z ziemią przez eksplozje silnych głowic nuklearnych. Wiele zainfekowanych istot wyparowało w wybuchach. Ale cena za to okazała się katastrofalna”.

Postapokaliptyczny cykl J.L. Bourne`a skupia się na akcjach, strzelankach, taktykach i tego typu militarnych kwestiach. Trzecią część na plus wyróżnia to, że nie siedzimy już wyłącznie w głowie głównego bohatera, skrobiącego w notatniku swą kronikę końca czasów. Miło również, że autor między drobiazgowymi opisami różnego rodzaju karabinów znalazł chwilę na pochylenie się nad kondycją człowieka w rozpadającym się świecie:

„Człowiek nie jest przystosowany do patrzenia, jak zmarli chodzą. Nie jest również stworzony do walki z nimi. Obecnie syndrom stresu pourazowego był równie powszechny, co przeziębienie – wszyscy przez to przechodzili. Od dwuletniego dziecka, które stało się świadkiem, jak tatuś pożera mamusię, aż po starego mężczyznę, który zamknął swoją żonę w piwnicy, bo nie miał serca jej zabić – teraz cierpieli wszyscy, którzy mieli odwagę pozostać przy życiu”.

„Rozbita Klepsydra” to godne zwieńczenie „Armagedonu dzień po dniu”. Otwarte zakończenie nie wyklucza, że J.L. Bourne czegoś tam jeszcze nie naskrobie. Nie miałabym nic przeciwko temu.

O poprzednich częściach przeczytacie tutaj i tutaj.