„Bram miał rację: ludzie rzeczywiście są jak domy o wielkich pokojach i mikroskopijnych oknach. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie przestajemy siebie zaskakiwać”.

Bohater książki, sympatyczny i lubiany nastolatek, ukrywa przed wszystkimi swoją homoseksualną orientację. Z tego powodu wokół książki zrobiono wielkie halo, choć akurat samego Simona drażni takie rozdmuchiwanie tej sprawy:

„To bardzo denerwujące, że heteroseksualizm jest orientacją domyślną (tak samo zresztą, jak biały kolor skóry), a jedyni ludzie, którzy muszą myśleć o swojej tożsamości to ci, którzy do niej nie należą. Hetero też powinni mieć swój coming out, a im bardziej żenujący i wstydliwy, tym lepiej”.

„I o co tyle krzyku?”, zdaje się pytać Simon, który buntuje się przeciw stereotypowym schematom, zmuszającym go do do jakiegoś spektakularnego wychodzenia z szafy. Jako nastolatek codziennie mierzy się z problemami dojrzewania, z młodzieńczym kryzysem tożsamości, każdego dnia w jego życiu odbywa się jakiś coming out:

„Tyle, że ja mam dość tego wychodzenia z ukrycia. Robię to bez przerwy. Staram się pozostać taki sam, ale cały czas się zmieniam. Mam dziewczynę. Wypijam piwo. I za każdym razem muszę od nowa się przedstawiać całemu wszechświatowi”.

Kłopoty Simona zaczynają się, gdy jego mailowa korespondencja z tajemniczym Blue wpada w ręce Martina Addisona. Chcąc chronić przyjaciela, Simon niechętnie zgadza się na obrzydliwy dla niego układ, zaproponowany przez szantażystę. Od tej pory problemów tylko przybywa, a osaczany Simon rozpaczliwie próbuje uratować swój dotychczasowy świat, zanim Martin brutalnie go zrujnuje. Tak to bowiem zwykle bywa, gdy ktoś pcha się nieproszony w cudze życie, uzurpując sobie prawo do podejmowania nie swoich decyzji.

„I wiesz co? To nie ty decydujesz, czy to coś wielkiego, czy nie. Bo to cholernie wielka rzecz. To ja powinienem podjąć decyzję, kiedy, gdzie i komu powiem oraz w jaki sposób to zrobię. – Czuję, że zaczyna mnie drapać w gardle. – Pozbawiłeś mnie tej możliwości. A do tego wplątałeś we wszystko Blue. Chcesz wiedzieć, co o tym myślę, Martin? Myślę, że jesteś potworem. I nie chcę nawet na ciebie patrzeć”.

„Twój Simon” Becky Albertalli to książka wyjątkowa właśnie dlatego, że podkreśla prawo każdego człowieka do prywatności. Czy jesteś homo, czy hetero, to wyłącznie Twoja sprawa: nie musisz dokonywać żadnych demonstracyjnych coming outów, a Twoje przekonania, poglądy czy orientacja seksualna nie powinny być tematem publicznych rozważań ani przyczyną społecznego ostracyzmu. Becky Albertalli o homoseksualizmie pisze w sposób normalny, czyli dokładnie tak, jak inni opisują miłość heteroseksualną: Simon jak każdy nastolatek chodzi do szkoły, odrabia prace domowe, ma przyjaciół, psa, rodzinę. Niczym się od innych nie różni – to społeczeństwo chce zrobić z niego „odmieńca” z powodu „niewłaściwej” orientacji seksualnej. Tymczasem niebanalność Simona polega na czymś innym: to inteligentny i bardzo sympatyczny chłopak z dużym poczuciem humoru. Szybko zjednuje sobie serca czytelników. I pod tym względem, owszem, jest wyjątkowy. Jego osobiste problemy są natomiast tak naprawdę typowymi problemami nastolatków, którzy doświadczają pierwszych zauroczeń, radzą sobie (albo nie) z wyzwaniami edukacji, walczą z rodzicami o prawo do stanowienia o sobie i o odrobinę niezależności, zyskują i tracą przyjaciół, bawią się i cierpią, są ciekawi świata, a jednocześnie niepewni i pełni obaw o przyszłość, a przede wszystkim – jak my wszyscy w ich wieku – szukają „brzegu, do którego warto przypłynąć”. Cała reszta zaś to w rzeczywistości nie problemy Simona, ale tych, którzy z Simonem mają problem. I tu jest pies pogrzebany.

Autorka „Twojego Simona” o życiu współczesnych nastolatków pisze tak, jakby sama wciąż nosiła plecak. Docenią to z pewnością młodzi czytelnicy, którym tę lekką, zabawną, a przy tym mądrą książkę polecam.