W miejscu, gdzie Okrągłe Morze spotyka się z Oceanem Krawędziowym, w skleconej byle jak drewnianej chacie na plaży umiera ostatni Strażnik Wrót. Tara rara rara ra – Ghost Busters!

Pratchettowski Strażnik Wrót (trochę podobny do wujka Oswalda, jak statuetka Oskara do wujka pewnej pani) był rzeczywiście równie nieogarnięty, co postać grana w „Pogromcach duchów” przez Ricka Moranisa. Pustelnicze życie i dwa obowiązki na krzyż okazały się dla niego tak wyczerpujące, że nie zdążył wyszkolić ucznia. To niedopatrzenie wykorzystała dzika idea, radosna i samolubna pozostałość po zatopionym mieście, która opuściła pozbawiony strażnika tajemniczy pagórek i wyruszyła na poszukiwanie głów do opętania. Tak właśnie do Świata Dysku powróciło dawno zapomniane kino.

„Jeden z farmerów szturchnął kolegę w bok.

– Widziołech takie na migawkach – powiedział. – Zawsze to samo. Walom się tacy w stodołe i wyjeżdżajom drugom stronom, coli w kurczokach.

Jego towarzysz w zadumie wsparł się na motyce.

– To bydzie niezły widok – stwierdził.

– Pewno, co bydzie.

– Bo ni mo tam, chopie, nic innygo, ino dwadzieścia ton gówków kapusty.

Trzasnęło; wózek wystrzelił ze stodoły w chmurze piszczących kurcząt i z szaleńczą prędkością skręcił z powrotem na drogę.

Farmerzy spojrzeli na siebie.

– Niech to pieron strzyli – mruknął jeden z nich.”

Kino to magia, emocje, porywające idee i zapierające dech w piersiach sceny. To także wielkie pieniądze, błyskawiczne kariery, kryptoreklamy, bezczelne naginanie zasad prawdopodobieństwa i logiki w imię zysku oraz … pukane ziarna („Zabawne, że człowiek ma ochotę ciągle je zjadać. Takie są… jeszczetrochowe”). Któż mógłby bardziej docenić możliwości kina niż Gardło Sobie Podrzynam Dibbler, uliczny sprzedawca podejrzanych kiełbasek („Świeżutkie! Świnia jeszcze nie zauważyła, że zniknęły!”)?

„Dibbler westchnął.

– Myślę, że wiem, czego chcą ludzie – powiedział. – Na pewno nie mnóstwa małych literek. Chcą widowiska!

– A te literki im zasłaniają? – spytał ironicznie Victor.

– Chcą tancerek! Chcą dreszczu emocji! Chcą słoni! Chcą ludzi spadających z dachów! Chcą marzeń! Świat jest pełen małych ludzików z wielkimi marzeniami.”

Magia Świętego Gaju przyciąga nie tylko Dibblera, ale też trolle, krasnoludy, młodych ludzi, którzy pragną odmienić swoje życie, oraz Gaspoda, Cudownego Psa („Hau, hau jak diabli! – powiedział Gaspode, Cudowny Pies”). To ona sprawia, że ludzie zachowują się jak nawiedzeni, a niektóre zwierzęta (konkretnie: mysz, kot, królik i kaczor) zostają obdarzone umiejętnościami, których wcale nie potrzebowały do szczęścia.

„-Weź nas – odezwała się mysz. – Ściga mnie… to… – wskazała siedzącego obok kota. – Po kuchni. Drapanie, skrobanie, piski, panika. Nagle coś mi skwierczy w głowie, widzę patelnię… Rozumiesz? Jeszcze przed sekundą nie miałem pojęcia, co to jest patelnia, a teraz łapię uchwyt, ten wybiega zza rogu, brzdęk! A on zatacza się i woła: Co mnie uderzyło? Odpowiadam: Ja. Wtedy oboje pojmujemy: zaczęliśmy mówić”.

W Świętym Gaju jak grzyby po deszczu wyrastają budynki odwrócone na lewą stronę, z ekstrawaganckimi frontonami, podpartymi z tyłu gąszczem podpórek. Widzowie mechanicznym gestem wsuwają do ust pukane ziarna, śledząc z przejęciem losy bohaterów „Porwanego wiatrem”. Uwolniona idea sączy się bezustannie do Świata Dysku, a rzeczywistość z niego wycieka, przywabiając… no nie zgadniecie – stwory z Innych Wymiarów. Konkluzja jest oczywista: im głupiej, tym niebezpieczniej.

„Bogowye i Ludzie Powyadali, że To być Nie Może

Ale Oni nie chcieli Słuchać!

Pelias i Melisanda, Historya Zakazaney Miłości!

Gorąca Namyętność, Co Pokonuye Pszeszczeń i Czas!

Wcząśnie wami!

I 1000 słoni!”

„Ruchome obrazki” Terry`ego Pratchetta to doskonała, wielopiętrowa kpina z przemysłu filmowego, pełna odniesień do popkultury i przekomicznych scen. Autor, daleki od dydaktyzmu, ale celujący we wnikliwej satyrze, postawił ludzkości diagnozę, która nie traci na aktualności: kino, to „nowo zawieszone słońce w niebie marzeń” (określenie Melchiora Wańkowicza) ogłupia nas dokumentnie – sprawia, że razem z rozsądkiem i zdrowym dystansem tracimy instynkt samozachowawczy. Dziś naszym dzieciom świecą inne słońca (internet, smartfon), ale mechanizm pozostaje ten sam.