„Zmartwychwstanie. To nie żart.”

W książce „Homo deus. Krótka historia jutra”” Yuval Noah Harari snuje rozważania o tym, jak rozwój technologii może wpłynąć na życie człowieka. Jego zdaniem, najważniejszym celem ludzkości jest obecnie próba pokonania śmierci. „Modyfikowany węgiel” Richarda Morgana to doskonała literacka wizja świata, w którym ten cel został osiągnięty.

Śmierci nie ma. Dzięki technice świadomość człowieka można zapisać w stosie korowym i w prosty sposób przesłać do nowego ciała – nie za darmo, oczywiście.

Wyobraź sobie świat, w którym możesz „upowłokowić” swoich bliskich na czas świąt – ale licz się z tym, że twoja prababcia zjawi się na rodzinnej imprezie w ciele wytatuowanego oprycha. W końcu masz dokładnie to, za co zapłaciłeś.

Wyobraź sobie świat, w którym z lustra patrzy na ciebie nieznana twarz… chwileczkę, stop! Naprawdę śpisz na pieniądzach? Jeśli nie, zapomnij o tej supermodelce z reklamy. Zwizualizuj sobie raczej tanie syntetyczne ciało z ograniczoną mimiką twarzy. Że jednak wolisz zostać przy swoim? W twoim chodzi już ktoś inny, sorry, Winnetou. Spodobało mu się i miał więcej kasy. Nic już się nie da zrobić, musisz przywyknąć.

Właściwie… istnieje pewna furtka – jeśli jesteś katolikiem. Specjalnie dla ciebie zachowano jeszcze staromodną śmierć: gdy twoja powłoka nawali, to nie żyjesz i szlus. Jesteś w rękach Boga. Twój wybór.

Teraz rozumiesz, dlaczego główny bohater „Modyfikowanego węgla” ginie na samym początku.

Takeshi Lev Kovacs, były członek elitarnego Korpusu Emisariuszy, odbywający w Świecie Harlana karę pozbawienia… ciała, zostaje dosłownie kupiony przez wpływowego biznesmena, przetransportowany na Ziemię za pomocą transferu strunowego i upowłokowiony w ciele policjanta Rykera (który – notabene – odbywa taką samą karę). Ziemski krezus, Laurens Bancroft, wynajmuje go sobie na okres sześciu tygodni, by rozwiązał dla niego pewną sprawę. Bogacze robią takie rzeczy. Mają władzę i nie widzą powodu, żeby z niej nie korzystać.

„Ponad sto osiemdziesiąt lat świetlnych od domu, w ciele innego człowieka w ramach sześciotygodniowego wynajmu. Przetransportowany, by wykonać pracę, której lokalna policja nie tknęłaby nawet pałką. Zawiodę, a czeka mnie powrót do przechowalni.”

Zadanie Kovacsa polega na rozwiązaniu zagadki śmierci… Bancrofta. Ktoś dostał się do jego świetnie chronionej posiadłości Suntouch House i wypalił mu głowę blasterem cząsteczkowym. Jednak Bancroft to przedstawiciel elity: nie można go zabić, tak po prostu niszcząc jego stos korowy. Posiada zdalną kopię, aktualizowaną co czterdzieści osiem godzin i sporo klonów w przechowalni PsychaSecu, którego jest właścicielem. Bo Laurens Bancroft to nie jest zwykły człowiek. To Mat.

Matami (od imienia biblijnego Matuzalema) nazywa się w powieści wąską elitę bogaczy, którzy zgodnie z terminem ukutym przez Harariego stali się a-śmiertelni. Stać ich na to. Laurens Bancroft ma trzysta pięćdziesiąt siedem lat, dwudziestu pięciu synów i trzydzieści cztery córki (bo „kiedy ma się czas i pieniądze, wychowywanie dzieci to czysta przyjemność”). Jego żona, Miriam, ma ponad trzysta lat i nosi już jedenaste ciało (tak, teraz jest odpowiedni moment, by wyobrazić sobie tę supermodelkę z reklamy). Miriam i Laurens pozostają w związku małżeńskim od dwustu pięćdziesięciu lat. Potraficie to sobie wyobrazić? Nie musicie się wysilać. Zrobił to za was niezawodny Harari:

„Dzisiaj ludzie nadal zawierają związki małżeńskie z myślą, że będą one trwały, dopóki śmierć nas nie rozłączy, a znaczna część ich życia obraca się wokół posiadania i wychowywania dzieci. Spróbujmy zatem teraz wyobrazić sobie kobietę, która będzie żyła 150 lat. Powiedzmy, że wyjdzie za mąż nawet około czterdziestki: wciąż ma przed sobą 110 lat życia. Czy można realistycznie oczekiwać, że jej małżeństwo przetrwa 110 lat? Nawet katoliccy fundamentaliści mogą się zawahać.”

Z pewnością w takich okolicznościach musiałby się rozwinąć nowy rodzaj relacji małżeńskiej i z czymś takim mamy właśnie do czynienia w przypadku Bancroftów, przy czym ten – bardzo ważny w powieści – wątek porusza tylko jeden z wielu problemów, z jakimi w przyszłości być może przyjdzie nam się zmierzyć. Myślę tu zwłaszcza o powstaniu niespotykanej dotychczas nierówności społecznej i jej konsekwencjach: o wszechwładzy i bezduszności podobnych bogom bogaczy oraz o dramatach zwykłych ludzi, dla których upowłokowienie utraconego dziecka może być z powodów finansowych nieosiągalne (przypadek Elliotów). Myślę o ludziach, którzy w erze maszyn zostaną pozbawieni jakiejkolwiek ekonomicznej wartości. To właśnie o nich chodzi Kovacsovi, gdy decyduje, że ktoś wreszcie musi zapłacić „za to wszystko”:

„O Elizabeth Elliot, którą zadźgano nożem, zbyt biedną, by mogła sobie pozwolić na kolejną powłokę. O Irene Elliot, płaczącą za ciałem, które jakaś biurwa nosiła tylko co drugi miesiąc. O Victora Elliota, którym targały sprzeczne uczucia, bo utracił żonę a potem odzyskał kogoś, kto zarazem był i nie był tą samą kobietą. O Virginię Vidaurę z pogardą odchodzącą do przechowalni, z wysoko podniesionym czołem i papierosem zanieczyszczającym płuca, które właśnie miała stracić, bez wątpienia na rzecz innego korporacyjnego wampira. Chodziło o Jimmy`ego de Soto, który wydłubał własne oko w błocie Innenin i o miliony takich jak on w całym Protektoracie, boleśnie świadomych zmarnowanego ludzkiego potencjału, wyrzuconego na gnojowisko historii.”

Bo jaką wartość w erze maszyn może mieć zwykłe ludzkie życie? Niepokojąco brzmią słowa Reileen Kawahary, jednej z Matów:

„Jego wartość. Wartość ludzkiego życia. Wciąż jesteś młody i głupi. Życie ludzkie nie ma wartości. Czy po wszystkim, co widziałeś, jeszcze się tego nie nauczyłeś? Samo w sobie nie jest nic warte. Żeby zbudować maszyny, potrzeba pieniędzy. Pieniędzy potrzeba na wydobycie surowców. Ale ludzie? – Wydała dźwięk jak przy splunięciu. – Zawsze możesz dostać więcej ludzi. Mnożą się jak komórki rakowe, bez względu na to, czy tego chcesz, czy nie. Takeshi, mamy nadmiar ludzi. Więc po co ich cenić? (…) Prawdziwe ciało ludzkie jest tańsze niż maszyna. To aksjomatyczna prawda naszych czasów.”

Przeczytajcie „Modyfikowany węgiel” Richarda Morgana i przygotujcie się na ten świat. On już nadchodzi.