Pruderyjni i powściągliwi w wyrażaniu pozytywnych uczuć – tacy, zgodnie ze stereotypem, jesteśmy. A co jeszcze o Polakach mówi ich język miłości?

„Rzecz aż nazbyt oczywista,

Że jest piękną polska mowa;

Jędrna, pachnąca, soczysta,

Melodyjna, kolorowa,

Bohaterska, gromowładna,

Czysta niby błękit nieba,

Mądra, zacna, miła, ładna,

– Ale czasem przyznać trzeba,

Że ten język najobfitszy

W poetyczne różne kwiatki,

W uczuć sferze pospolitszej

Zdradza dziwne niedostatki.”

Tadeusz Boy – Żeleński „Pieśń o mowie naszej”

W rozmowie z Karoliną Oponowicz Jerzy Bralczyk (językoznawca) i jego żona Lucyna Kirwil (agresolog) zajmująco i dowcipnie opowiadają o wszystkim tym, co jest z miłością związane: o wyznawaniu uczuć i listach miłosnych, o języku seksu i języku kłótni, o czułości i popadaniu w miłosny kicz, o małżeńskich rytuałach i miłości dojrzałej oraz o tekstach „rozstaniowych” porzucanych i porzucających. W jednej tylko książce otrzymujemy analizę językowych przejawów miłości i psychologiczne teorie na jej temat, konfrontację kobiecego i męskiego punktu widzenia oraz piękną historię wieloletniego małżeństwa. Lekka, skrząca humorem, naszpikowana cytatami z literatury, a przy tym mądra i skłaniająca do refleksji lektura.

Bohater cyklu komediowych słuchowisk radiowych Jacka Janczarskiego cyklicznie ponawiane przez panią Elizę wyznanie miłości („Kocham pana, panie Sułku”) kwitował nieodmiennie słowami: „Cicho, wiem!” Reakcja „pszenno – buraczanego Sułka” może uchodzić za polski wzorzec mówienia (niemówienia?) o uczuciach. Być może wynika to z faktu, że dla nas, Polaków, wyznawanie miłości jest czymś krępującym – zdecydowanie łatwiej radzimy sobie z uczuciami negatywnymi:

Karolina Oponowicz: Jak wyznać miłość?

Lucyna Kirwil: Jak to jak? Nożem. „…Kto na ławce wyciął serce i podpisał głupiej Elce…”.

Jerzy Bralczyk: Bardzo dobre. Ale są też inne środki i metody: „On się mnie zalecoł, bo jak szłam po wodę, to za mną gnojem rzucoł”.

K Można też śnieżkami, gwiżdżąc albo oblewając wodą na śmigusa.

B Bije, znaczy kocha.

K Straszne.”

Kuleje również nasza rozmowa o seksie: do dyspozycji mamy albo bogaty zasób wulgaryzmów, kojarzących się często przemocowo, albo „oficjalne słowa o anatomicznych korzeniach”, które są w stanie ostudzić najgorętszy zapał. Dostrzegał ten problem Stanisław Kurkiewicz, ekscentryczny wizjoner polskiej seksuologii. Chciał on umożliwić rodakom prowadzenie „statecznej rozmowy z zakresu płciowego” w taki sposób, by nie raziła ona ucha „rubasznymi wyrażeniami” i dlatego opracował własny „Słownik płciowy”, do wulgaryzmów i terminów fachowych dorzucając tym samym równie nieprzydatne, humorystyczne neologizmy (samieństwo udowe przez spodnie, płcenie, płciwo, tobiectwo, samiarstwo). Ale intencje miał dobre.

Nasza kultura, podporządkowana Kościołowi, nie pozwoliła na wypracowanie własnego języka seksu, jak to miało miejsce we Francji, w Hiszpanii czy w Anglii, gdzie kultura rycerska dawała możliwość wysławiania miłości. U nas to był temat tabu, z którym radzono sobie przez eufemizację: „te myśli”, „ta rzecz”, „to”. Również pod względem języka seksu jesteśmy więc nieco zapóźnieni.

Zdarza się jednak, gdy trafi nas strzała Amora, że „niewstyd jest większy niż normalnie”, a powściągliwość mniejsza niż zwykle – i Polak przemawia. Frazesami. Im bardziej górnolotnie, tym lepiej. Pospolity Jan Kowalski przechodzi płynnie od cielęciny do poezji, która ma uwznioślić uczucie (a przy okazji samego Kowalskiego). I rymem gada. Częstochowskim, ale zawsze to jakiś rym przecież… Kwintesencją tego kiczu jest disco polo. Zauważmy, że teksty piosenek disco polo również utrwalają pewien polski wzorzec miłości, co udowodnił w „Pypciach na języku” Michał Rusinek, dokonując dowcipnej analizy jednego z nich:

„Wprawdzie głównym obiektem poddawanym opisowi w piosenkach disco polo jest ciało kobiety, ale pojawiają się także teksty żeńskie, a w nich – obraz mężczyzny. Najciekawszy wydaje się mężczyzna nieobecny, a więc mężczyzna marzeń. Śpiewa Magda Niewińska (w piosence Dajcie mi chłopa): Źle samotnej jest kobiecie,/ źle na świecie samej być. / Kto przytuli, kto wysłucha?/ Jak tu bez mężczyzny żyć?/Kto uśmiechnie się od progu, / gdy z roboty wróci sam?/ Nawet niech będzie zawiany,/ za faceta wszystko dam. Nie ma tu wprawdzie nic o przemocy, ale gołym okiem widać patriarchalny, arcypolski model związku oraz jego akceptację przez nietknięty feministyczną zgnilizną podmiot liryczny.”

To właśnie ten patriarchalny model powoduje, że dla mężczyzny nie ma gorszej obelgi niż przydanie mu cech żeńskich („baba jesteś, nie chłop”, „ta sierota”, itp.). W patriarchalnym społeczeństwie kobieca rola jest bowiem podrzędna: kobieta nie ma właściwie nic do powiedzenia, znajduje się na samym dole hierarchii. Pięknie wykorzystała to Naomi Alderman w swojej dystopijnej powieści zatytułowanej „Siła”: w matriarchalnym świecie sugeruje się mężczyźnie, by podpisał swoją powieść kobiecym nazwiskiem. To odwrócenie ról wystarcza, by pokazać, że równouprawnienie płci wciąż jeszcze można między bajki włożyć.

O czym jeszcze przeczytamy w książce? Dowiemy się, czym dla mężczyzny jest wyznanie uczuć, co sądzi Jerzy Bralczyk o walentynkach i etapach rozwoju miłości, co ma wspólnego etymologia z fantasy, dlaczego przysłowia spełniają rolę językowego alibi i jak się Adam Mickiewicz niechcący urządził. Warto sięgnąć po „Pokochawszy”, tak jak warto zachować w pamięci słowa profesora Bralczyka:

„Ludzie wciąż czekają, że skończy się jakiś kolejny etap. Albo zdarzy się coś, a potem wszystko już będzie wspaniale. Ale jakie potem?! Nie będzie żadnego potem! To wszystko trwa, nieustannie, jak strzała eleacka, która w każdym pojedynczym momencie jest w określonym punkcie, więc wcale się nie porusza. My też powinniśmy myśleć trochę po eleacku. Że teraz jest teraz. Że zawsze jest teraz.”