Bohaterowie „Kronik Wardstone” poświęcili wszystko, by pokonać Złego. Wtedy coś gorszego zajęło jego miejsce – bowiem walka dobra ze złem nigdy się nie kończy…
„Naprzeciw nas staje mroczna armia, większa niźli sama kobaloska machina wojenna, i znacznie potężniejsza niż straszliwe stwory bitewne, które stworzyli Kobalosi.
W jej skład wchodzą bowiem także wspierający ją bogowie – bóstwa takie jak Golgoth, Władca Zimy, który z radością zniszczy wszelką zieleń tego świata, tworząc lodowe szlaki, wiodące ich wojowników do zwycięstwa”.
Kobaloscy magowie, wspierani przez swojego nowego boga Talkusa, ruszają ze swej stolicy Valkarky na podbój ludzkich ziem i nie zamierzają przestać mordować, póki wody, oddzielające obie krainy, nie staną się czerwone. Pragną zniszczyć całą ludzką rasę – prócz kobiet, mających zastąpić im ich własne, które wymordowali, wierząc, że dzięki temu zdobędą pełnię sił. Poruszona losem purrai – ludzkich niewolnic – wiedźma Grimalkin nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel i pokonać Kobalosów. Wykorzystuje Toma Warda, który wraz ze swą uczennicą, młodziutką Jenny, udaje się do Polyzni, największego z królestw sąsiadujących z ziemiami wroga, by stawić opór legionom bestii, pragnącym zesłać na świat niekończącą się zimę.
„Mroczną armię” czytałam już po haniebnym ataku armii Putina na Ukrainę. Dziennikarze donosili o bestialstwach rosyjskich „żołnierzy”, o torturowanych cywilach, gwałconych kobietach. Tymczasem przedstawiciel niemieckiego rządu wił się jak piskorz, a francuski prezydent, ze strachu przed Putinem, nie był w stanie wykrztusić słowa „ludobójstwo” (pamiętamy ekspresową kapitulację Francji podczas II wojny światowej). Trudno nie dostrzec analogii, gdy czyta się o tym, jak sąsiadująca z ziemiami Kobalosów Polyznia staje samotnie do walki, by bronić przyszłości całego ludzkiego świata:
„Mimo wcześniejszych obaw teraz Grimalkin sprawiała wrażenie zadowolonej z tego, co zdołały zmobilizować względnie niewielkie ksiąstewka. Wierzyła, że gdyby większe królestwa południa, zwłaszcza te germańskie, miały dostarczyć proporcjonalnie tyle samo sił, zyskalibyśmy prawdziwą szansę w starciu z Kobalosami.
Znajdowaliśmy się daleko na północny wschód od Hrabstwa, które od pola bitwy oddzielał cały kontynent i wzburzone północne morze. Jeśli jednak nie pokonamy najeźdźców, z czasem mroczna armia zagrozi także jemu”.
„Znów zaczęłam oddychać, ale cała się trzęsłam po tym pokazie brutalności Kobalosów. Jak żołnierz mógł tak zranić związaną, bezbronną niewiastę? Oto, co czeka wszystkie ludzkie kobiety, jeśli Kobalosi wygrają”.
Chociaż siedemnastoletni stracharz i jego piętnastoletnia uczennica woleliby zostać w bezpiecznym domu w Chipenden, walczą na pierwszej linii frontu, dokonując rzeczy niemożliwych. Są świadomi, że gdy niebo na północy ciemnieje, pierwsze płatki śniegu w Hrabstwie mogą być zwiastunami niekończącej się zimy. Szkoda, że tej świadomości (i odpowiedzialności, jaką wykazują się młodziutcy przecież bohaterowie Kronik Gwiezdnej Klingi) tak brakuje niektórym europejskim politykom. Może nie czytają książek. Ale na tym przecież nie da się zarobić…
Dodaj komentarz