„Pełna obsada drugoplanowa: krasnoludy, magowie, trolle, tancerze morrisa oraz jeden orangutan. Mnóstwo trali – dida – nonny – nonny i wszędzie pełno krwi”.
Tak „Panów i damy” reklamuje okładkowy blurb. Zapewniam jednak, że znajdziecie w tej powieści znacznie, znacznie więcej: kolczugowe portki, kamienny krąg (mało efektowny, ale pierońsko skuteczny), skowronka na gorącym letnim niebie i damę w czerwonej sukni, krainę lodu, pole kukurydzy (tak!) i kręgi w polu kukurydzy (tak do kwadratu!), Casanundę (drugiego największego kochanka świata), neurożercę (człowieka żyjącego nerwami), szalonego kwestora („Siup-stokrotka, stary portku. Fasola mi przecieka”), krasnoludzkie słowo (bardzo dobre), Mnichów Luzu, Spodnie Czasu, wszechświaty pasożytnicze, morrisowanie seksualne, obłąkanego jednorożca, okrutne elfy, rozsądne czarownice i niejeden dyskowy hit. Zaczynamy?
„Jest gorąca letnia noc. Kręgi zbożowe otwierają się wszędzie, nawet na hodowli rzeżuchy Pewseya Ogga, lat cztery”.
Gdy kota nie ma w domu, myszy harcują. Pod nieobecność czarownic, które udały się na pamiętną wyprawę (patrz: „Wyprawa czarownic”), młode i spragnione wrażeń dziewczyny z Lancre postanowiły pobawić się w wiedźmy: nadały sobie niepospolite, mroczne imiona, zainwestowały w nowe kiecki i stylową biżuterię oraz potańczyły trochę w kamiennym kręgu, otwierając tym samym drogę do naszego świata okrutnemu Pięknemu Ludowi. Zbliżające się nieszczęście zwiastują liczne znaki: tajemnicze kręgi pojawiają się dosłownie wszędzie – nawet w owsiance kwestora i na głowie nadredaktora. Babcia Weatherwax, Niania Ogg i Magrat mają po powrocie pełne ręce roboty – dwie pierwsze usiłują powstrzymać katastrofę, zaś trzecia szykuje się do królewskiego ślubu.
Terry Pratchett rozprawia się w książce ze współczesnym wizerunkiem elfów – wyidealizowanym i bardzo odległym od ich prawdziwej natury. Pozostawia im zwodniczą urodę i nienawiść do żelaza, ale podkreśla okrucieństwo Pięknego Ludu, o którym pamiętają jedynie najstarsze pokolenia (w tym nasze dwie wiedźmy).
„Mówiło się: Promienni. Mówiło się: Piękny Lud. A potem się spluwało i dotykało żelaza. Ale po kilku pokoleniach wszyscy zapomnieli o pluciu i żelazie, zapomnieli, dlaczego tak nazywali te istoty. Pamiętali tylko, że były piękne”.
Elfy mają lepszą pamięć niż ludzie. Pamiętają na przykład piękne czasy, gdy ludzie byli ich zwierzyną. I wprost nie mogą doczekać się powrotu.
„-Tak to widzą elfy. Kiedy przedostaną się do świata, wszyscy znajdują się na samym dole. Niewolnicy. Gorzej niż niewolnicy. Gorzej nawet niż zwierzęta. Elfy biorą, co chcą, a chcą wszystkiego. Ale najgorsze, zupełnie najgorsze jest… że czytają w myślach. Słyszą, co myślisz, więc w samoobronie myślisz to, czego by chciały. Urok. A to oznacza okratowane nocą okna, jedzenie dla elfów, trzy obroty, zanim zacznie się o nich mówić, i podkowy nad drzwiami.
– Myślałem, że to wszystko to takie, no, wie pani… – Król uśmiechnął się niepewnie. – Zwyczaje ludowe.
– A jak myślisz, dlaczego ludzie się do nich przyzwyczaili? Oczywiście, że zwyczaje ludowe, głupku jeden.
– Tak się składa, że jestem królem – przypomniał z wyrzutem Verence.
– Ty głupi królu, wasza wysokość”.
„Panowie i damy” Pratchetta wypełnione są aluzjami do twórczości Williama Szekspira: królewski ślub zaplanowany jest na wigilię Nocy Letniej, a uświetnić ma go wystawienie Sztuki. Wydarzenia tej dramatycznej nocy zainspirują Hwela, autora sztuk, do napisania „Poskromienia elficy” („bo przecież nikogo by nie zainteresowała sztuka o tytule To, co wydarzyło się w czasie nocy letniej”). Mamy też, oczywiście, trzy czarownice oraz słynną kwestię z „Makbeta”: „Rychłoż się zejdziem znów?”
Książka Pratchetta spodoba się jednak nie tylko rozmiłowanym w Szekspirze humanistom. W fantastycznej rzeczywistości Świata Dysku nie brakuje bowiem najnowszych teorii naukowych, które – podane w tradycyjnej formie – mogłyby nas przyprawić o zawrót głowy. Weźmy na przykład takie Spodnie Czasu… „Jedna ty idziesz jedną nogawką, a druga ty inną. (…) Że niby nie ma czegoś takiego jak wybór. Decydujesz tylko, w którą nogawkę chcesz skręcić”. Wszystko, co mogło się stać, musiało się stać. Gdy jedna Babcia Weatherwax odrzuciła zaloty Ridcully`ego i została wiedźmą, druga – w innej rzeczywistości – powiedziała „tak” i została jego żoną. Ma to coś wspólnego z wszechświatami równoległymi (nie mylić z wszechświatami pasożytniczymi, które mają swoją szansę, „kiedy kręgi zbożowe rozpryskują się niczym krople deszczu…”). I prawdopodobnie także z bezwładnością historii, konsekwentnie podążającej swoją własną nogawką:
„Zastrzelić dyktatora i zapobiec wojnie? Ale dyktator jest tylko czubkiem ropiejącego pęcherza społecznej materii, z której biorą się dyktatorzy. Jeśli zastrzeli się jednego, inny za chwilę zajmie jego miejsce. Zastrzelić jego także? A może wystrzelać wszystkich i napaść na Polskę? Za pięćdziesiąt lat, trzydzieści lat, nawet za dziesięć lat świat wróci prawie dokładnie na dawny kurs”.
Mądrość podziwianej przez czytelników Babci Weatherwax polega między innymi na tym, że instynktownie rozumie naturę rzeczy i potrafi ją zaakceptować. Doskonale wie, którą nogawką podąża i nie zastanawia się nad tym, co mogłoby ją spotkać w innej (bo nie ma żadnej gwarancji, że byłoby to coś lepszego).
„-Zastanawiałaś się kiedyś, jakie byłoby życie, gdybyś powiedziała tak? – spytał Ridcully.
– Nie.
– Przypuszczam, że byśmy się ustatkowali, mieli dzieci, potem wnuki i w ogóle…
Babcia wzruszyła ramionami. Romantyczni idioci zawsze mówią takie rzeczy. Ale rzeczywiście, tego wieczoru coś unosiło się w powietrzu…
– A co z pożarem? – spytała.
– Jakim pożarem?
– Tym, co wybuchł w naszym domu krótko po ślubie. I zabił nas oboje.
– Jaki pożar? Nic nie wiem o żadnym pożarze!
Babcia odwróciła się do niego.
– Oczywiście, że nie wiesz. Bo on się nie wydarzył. Ale chodzi o to, że mógł. Nie wolno mówić: gdyby to się nie stało, to tamto by się spełniło, bo przecież nie wiesz wszystkiego, co mogło się stać. Może ci się wydawać, że coś było dobre, ale to dobre może się przecież obrócić na gorsze. Nie mów Gdybym tylko…, bo nie wiadomo, do czego by to doprowadziło. Chodzi o to, że nigdy nie wiesz na pewno. Chwila przeminęła. Nie warto już o tym myśleć. Więc nie myśl”.
Jest jeszcze jeden powód, by sięgnąć po czternasty tom Świata Dysku: to słynna i przerażająca scena kąpieli Niani Ogg. Wierzcie mi, nie chcecie tego przegapić.
17 marca 2019 o 09:27
Czytałam dawno temu i muszę sobie koniecznie powtórzyć.
To w ogóle przerażajace, ile rzeczy w człowieku zaszczepia Pratchett tak zupełnie po cichu, gdy czytasz jego książki dla pośmiania się i poradowania z cudownej wyobraźni i stylu. O teorii spodni pisałam na maturze rozszerzonej z polaka, gdy nagle wskoczyła mi do głowy w temacie światów równoległych. Więc jeżeli komuś mam podziękować za dostanie się na studia, to właśnie Prachettowi (czy to znaczy, ze w ofierze muszę poświęcić mu którąś pracę roczną? )
22 marca 2019 o 20:58
Myślę, że nie będzie to konieczne. Pratchett miał podejrzliwy stosunek do wszelkich religii (zwłaszcza takich, które wymagały ofiar). 😉