Najsłynniejsza historia bożonarodzeniowa w nowym tłumaczeniu i w przepięknym wydaniu.

Świąteczną opowieść Dickensa czytałam wiele razy, jednak nigdy nie zrobiła na mnie tak ogromnego wrażenia. Piękne wydanie i sugestywne ilustracje Lisy Aisato zamieniły lekturę w wyjątkowe przeżycie. Zjawiskowe obrazy norwesko-gambijskiej artystki dopełniają fabułę w niezwykły sposób, który poruszył mnie już przy pierwszym spotkaniu z jej twórczością, podczas lektury wzruszającej „Śnieżnej siostry” Mai Lunde.

„Opowieść wigilijna” ukazała się po raz pierwszy w grudniu 1843 roku, a czas, w którym powstała, nie jest bez znaczenia dla pełnego zrozumienia jej treści, na co w przypisach zwraca uwagę nowy tłumacz, Jacek Dehnel. Na początku XIX wieku populacja Anglii powiększyła się dwukrotnie, a Londyn został zalany przez nowych mieszkańców, zasilających najczęściej szeregi biedoty, zamieszkującej tak zwane „gawroniarnie”, czyli najludniejsze okolice. Słowo „gawronić” (to rook) miało w języku angielskim pejoratywne konotacje: oznaczało tyle, co „oszukiwać, wyłudzać” i tak właśnie postrzegano wówczas najbiedniejszych mieszkańców londyńskich slumsów.

„W latach trzydziestych XIX wieku gwałtowne tempo rozwoju miasta, rosnąca liczba ludności i nierówność dochodów, trzeszcząca w szwach infrastruktura i rozwój protestanckiej moralności przyczyniły się jednak do powszechnego przekonania, iż biedacy byli biedni nie z powodu nieszczęścia lub zbyt niskich zarobków, ale dlatego, że byli pijani i leniwi, zapewne niemoralni i rozwiąźli, a na dodatek niewątpliwie byli łajdakami i złodziejami. Nawet ci, którzy chcieli być wspaniałomyślni i nie uważali, że bycie biednym z definicji czyniło z kogoś złą osobę, używali języka sugerującego, iż pod istotnymi względami postrzegali biedaków jako osoby odmienne od samych siebie”.

(Judith Flanders „Życie codzienne w Londynie Dickensa”)

Echa tej postawy odnajdujemy w słowach siostrzeńca Scrooge`a, który broniąc idei Świąt Bożego Narodzenia, wysuwa następujący argument:

“Nie znam drugiego takiego okresu w całym długim roku kalendarzowym, kiedy wszyscy ludzie zdają się zgodnie otwierać swoje zatrzaśnięte serca i o tych, którym powodzi się gorzej, myśleć jako o swoich współtowarzyszach w podróży do grobu, a nie jako o obcej rasie stworzeń wyprawiających się do zupełnie osobnych celów”.

Ebenezer z kolei, jako przeciwnik filantropii i reprezentant powszechnych w owym czasie poglądów na naturę ubóstwa, odwołuje się do Poor Law Amendment Act z 1834 roku, nowego, nieludzkiego systemu „opieki” nad ubogimi oraz do do filozofii Thomasa Malthusa, kwestionującej zasadność pomocy społecznej i filantropii. Oddajmy głos tłumaczowi, Jackowi Dehnelowi:

„Po pierwsze uznano, że biedni w obozach pracy mają za dobrze i należy ich zniechęcać do korzystania z tej pomocy poprzez pogorszenie warunków i utrudnienie do niej dostępu. Równocześnie zakazano pomocy poza zamkniętymi instytucjami (…). U podstaw tego stała między innymi filozofia Thomasa Malthusa (na przykład pułapka maltuzjańska, czyli pogląd, że wzrost demograficzny prowadzi do klęski głodu i nędzy), dlatego też później Scrooge uważa, że biedni dobrze zrobią, jeśli umrą”.

„Opowieść wigilijna” jest więc nie tylko historią przemiany paskudnego skąpca, zawierającą piękne, ponadczasowe przesłanie, idealnie wpisujące się w pełen ciepła i otwartości klimat bożonarodzeniowych świąt. Stanowi również, a może nawet przede wszystkim, „pełen oburzenia komentarz na temat prawa o ubogich” (Judith Flanders), nie pierwszy w przypadku Dickensa, który, sam zaznawszy biedy, powracał do tej kwestii w wielu swoich powieściach:

„Trzy lata po uchwaleniu nowego prawa o ubogich napisał Olivera Twista i umieścił w nim scenę z wygłodzonymi dziećmi z domu zarobkowego, która do dzisiaj stanowi najsłynniejszy opis tego systemu penitencjarnego przebranego w szaty dobroczynności. W młodości Dickens mieszkał w wynajmowanym pokoju przy Norfolk Street (obecnie Cleveland Street 22), ledwie kilka kroków od wielkiego domu zarobkowego (który przetrwał do naszych czasów w niemal nienaruszonym stanie). (…) W połowie lat pięćdziesiątych XIX wieku Dickens znowu odniósł się do tego tematu w powieści Mała Dorrit. Z kolei w Naszym wspólnym przyjacielu, napisanym w 1865 roku, pięć lat przed swoją śmiercią, pisarz stworzył postać Betty Higden, ubogiej kobiety, która mimo swego podeszłego wieku woli zostać handlarką uliczną niż trafić do domu zarobkowego”.

(Judith Flanders „Życie codzienne w Londynie Dickensa”)

W swojej twórczości, w tym, oczywiście, w „Opowieści wigilijnej”, Dickens odważnie przeciwstawia się powszechnym wówczas poglądom na temat ubóstwa, pojmowanego jako konsekwencja lenistwa i niemoralności. Dobitnym przykładem ubóstwa „niezawinionego” jest rodzina Boba Cratchita. Mimo iż Bob, poniewierany kancelista Scrooge`a, pracuje sumiennie i uczciwie, nie jest w stanie wydobyć bliskich z nędzy, a ciężka choroba najmłodszego dziecka dodatkowo pogarsza sytuację rodziny. Dickens zabiera nas do domu Cratchitów, byśmy naocznie przekonali się, że trudno posądzić ich o lenistwo, niemoralność czy brak wyższych uczuć. To kochająca się, zżyta rodzina, ludzie tacy sami jak inni, a nie jakaś „obca rasa stworzeń”. Słowem i przykładem Dickens przekonuje Scrooge`ów swoich czasów, że tkwią w błędzie, ale jeszcze nie jest za późno na zmianę swoich poglądów – i na zmianę nieludzkich praw. W bardziej uniwersalnym ujęciu zmiana ta dotyczy każdego człowieka, który stracił zrozumienie tego, co naprawdę w ludzkim życiu jest ważne, tego, co nadaje sens naszej krótkiej egzystencji na ziemi. Nie są to pieniądze i dobra materialne, ale więzi z innymi ludźmi: bliskość rodziny i przyjaciół, dobre chwile, które zostaną w naszych sercach na zawsze i do których będziemy mogli wracać u schyłku życia, co pięknie podkreślił również Paco Roca w powieści graficznej „Zmarszczki” (sięgnijcie koniecznie). To ponadczasowe przesłanie sprawia, że klasyczna opowieść dziewiętnastowiecznego pisarza nie poddaje się upływowi czasu, a najnowsze wydanie, przygotowane przez Wydawnictwo Literackie, pozwala w pełni zrozumieć jej przekaz.