„Usherowie mają wszystko. Wszystko. Lecz ich dusze są martwe”.

Opublikowany w 1839 roku „Upadek domu Usherów” to kwintesencja gotyckiej opowieści. Poe odmalowuje tu portret wiekowej, dziwnej rodziny, a cały utwór ocieka wręcz chorobliwą atmosferą rozkładu, którą dotknięty jest zarówno dom, jak i związani z nim w niemal fizyczny sposób mieszkańcy. Nie trzeba znać tego tekstu, żeby przeczytać „Dziedzictwo Usherów” McCammona, ale nieznajomość kontekstu znacznie zmniejsza przyjemność płynącą z lektury i nie pozwala w pełni docenić kunsztu, z jakim autor „Magicznych lat” odtwarza charakterystyczny klimat jednego z najsłynniejszych utworów grozy.

Prolog książki McCammona przenosi nas do czasów, gdy Nowy Jork był jeszcze młodym miastem. W marcu 1847 roku, podczas upiornej burzy, elegancki mężczyzna z laską, przedstawiający się jako Hudson Usher, przetrząsa nowojorskie knajpy i speluny w poszukiwaniu pisarza, który „tak paskudnie oczernił” jego rodzinę. Konfrontacja z chorobliwie bladym, wątłym „Szekspirem Ameryki” upewnia go, że najmroczniejsze tajemnice Usherów, światowych potentatów na rynku uzbrojenia, są bezpieczne. Owe tajemnice są przynętą, którą czytelnik natychmiast połyka, podążąjąc za fabułą przez ponad pięćset stron, byleby tylko poznać odpowiedzi na mnożące się pytania.

I tak trafiamy do Usherlandu, ogromnej, bajecznej posiadłości, w której rozgrywa się większa część akcji. Jej centralnym punktem jest imponująca Twierdza, niezamieszkana od 1945 roku, bowiem nawet członkowie rodziny Usherów bardziej komfortowo czują się w Stróżowce. Zajmująca niemal całą wyspę potężna budowla przypomina labirynt: łatwo można się w niej zgubić. Z jakiegoś powodu zamurowano w niej wszystkie okna. Mimo iż Twierdza wznoszona była z myślą o pokoleniach, w jej murach już pojawiły się szczeliny, co wyraźnie symbolizuje pęknięcia w rodzinie Usherów. Najwięcej ma o nich do powiedzenia Rix, młodszy potomek rodu, który uciekł z tej złotej klatki i zajął się pisaniem… powieści grozy. Wolność ma jednak swoją cenę: przebywanie poza granicami Usherlandu nie jest dla członków tej rodziny zdrowe. Ich organizmy starzeją się w zastraszającym tempie, a ataki tajemniczej Choroby Usherów są częstsze i mają cięższy przebieg. Owo niewyjaśnione schorzenie prędzej czy później prowadzi do śmierci, co staje się właśnie losem Walena Ushera, głowy rodziny. W tej sytuacji Rix zmuszony jest wrócić do domu, który kojarzy się mu jedynie z traumatycznym dzieciństwem i z pełnymi grozy, nieokreślonymi wspomnieniami związanymi z Twierdzą.

„Kiedy wyjechał z Usherlandu przed niemal siedmiu laty, obiecał sobie, że nigdy tu nie wróci. Ziemie te wydawały mu się do cna przesiąknięte posoką rzezi. Nawet jako dziecko czuł posępne tchnienie śmierci w tych lasach pełnych powykrzywianych drzew, w ozdobnej Stróżówce i w tej szaleńczej Twierdzy. Choć to krwawe dziedzictwo przyprawiało go o mdłości, przez lata nawiedzały go wspomnienia dotyczące Usherlandu. Miał wrażenie, że drzemie w nim coś, co nie doczekało się dotąd spełnienia, i że właśnie dlatego Usherland nie przestaje go wzywać za sprawą szeptanych obietnic. Wprawdzie wrócił tu kilkakrotnie, lecz nigdy nie zabawił dłużej niż dzień czy dwa. Stwierdzał wówczas, że matka i ojciec wciąż są równie niedostępni i nieczuli jak przedtem, brat okazywał się tym samym pyszałkowatym sadystą, jakiego pamiętał z dzieciństwa, a siostra nadal robiła wszystko, żeby tylko nie stawiać czoła rzeczywistości”.

W tym samym czasie nieustępliwa reporterka miejscowej gazety prowadzi śledztwo na temat zaginięć dzieci w okolicy sąsiadującej z Twierdzą góry Briartop. Miejscowi nie chcą puścić pary z ust, nie pozwalają też, by ktokolwiek prowadził na ich terenie poszukiwania, nawet jeśli dla zaginionych oznacza to wyrok śmierci. Co tak bardzo przeraża tych ludzi, że są w stanie poświęcić własne dzieci? Jaki to ma związek z miejscowymi opowieściami o Dyniowatym i o Żarłocznym Bebechu? I – przede wszystkim – jaki to ma związek z Twierdzą? Rix Usher łączy siły z dziennikarką, by wreszcie odkryć prawdę na temat przerażającego dziedzictwa własnej rodziny.

Klimatyczna książka McCammona zachwyca konsekwentnie budowanym nastrojem tajemniczości i grozy. Autor w mistrzowski sposób kontynuuje tradycje powieści gotyckiej, umiejętnie wplatając we współczesną fabułę niemal wszystkie jej rekwizyty i przypominając, jaką moc mają te z pozoru anachroniczne, wyeksploatowane chwyty. Monumentalna, opuszczona Twierdza to przecież nic innego jak nawiedzone zamczysko rodem z gotyckiej powieści grozy. Jej właściciele są potężni, wpływowi, nietykalni, owiani tajemnicą i zafiksowani na punkcie rodowej siedziby. Mają wszystko, a jednak budzą lęk i odrazę. Samo ich istnienie jest obrzydliwe, gdyż wykraczają przeciwko powszechnemu zakazowi, łamią tabu, co budzi w ludziach instynktowny sprzeciw. Bliskość Twierdzy, choć zbawienna dla ciał Usherów, wyraźnie szkodzi ich duszy. Nawet szlachetny Rix podczas swojego pobytu w posiadłości zaczyna ulegać podszeptom rodowej klątwy i stopniowo pogrąża się w mroku. Ta postępująca degrengolada moralna wywołuje w nim przerażenie, ale wiążąca się z nią władza daje mu upajające poczucie siły. Najważniejsza bitwa w odwiecznej wojnie ze Złem rozgrywa się więc w naszych wnętrzach: to ciągła walka z drzemiącymi w nas żądzami i pragnieniami, które musimy trzymać pod kluczem, jeśli chcemy zachować nasze człowieczeństwo. Wymaga ona od nas nieustannej gotowości, ponieważ ta wojna nigdy się nie kończy, co podkreśla niejednoznaczne zakończenie książki. „Dziedzictwo Usherów” Roberta McCammona to majstersztyk, zachowujący klaustrofobiczny, masakrujący psychikę nastrój oryginału i odwołujący się do wciąż aktualnych ludzkich lęków. Warto delektować się nim bez pośpiechu – najlepiej po zmroku.