„Jeśli lawina jest dostatecznie potężna, potoczą się nawet kwadratowe kamienie”.

Witajcie w Borogravii, niewielkim państwie słynącym głównie z konfliktów z sąsiadami. W tym rwącym się do bitki kraju rządzi wielka księżna Annagovia, choć nikt jej nie widział od lat. Podobnie jest z ich bogiem Nugganem: nie wiadomo, czy jeszcze istnieje, a aktualizacje nakazów, pojawiające się w Żywym Testamencie, są coraz głupsze i dotyczą głównie Obrzydliwości. Dla wyznawców Nuggana obrzydliwe powinny być między innymi krasnoludy, czosnek, czekolada, koty, dzieci, ostrygi, kolor niebieski i – jak się zdaje – kobiety, gdyż stosunek tej religii do kobiet jest po prostu obrzydliwy. Mamy więc do czynienia z krajem „próbującym żyć według przykazań boga, który, w opinii mieszkańców, może nosić kalesony na głowie”. Z krajem dyskryminującym kobiety i wikłającym się bez przerwy w konflikty zbrojne (obecnie ze Zlobenią). Krajem kompletnie przez te wojny wyniszczonym, cierpiącym głód i klepiącym biedę.

„Bierzesz ludzi, którzy na oko niczym się nie różnią od ciebie i ode mnie, ale kiedy połączysz ich wszystkich razem, dostajesz wielkiego szaleńca z granicami państwowymi i hymnem”.

W tymże kraju znajduje się gospoda Pod Księżną, a w tej gospodzie haruje za darmo mała Polly Perks. Polly nie może liczyć na odziedziczenie rodzinnego interesu, ponieważ przejąć go może jedynie mężczyzna. Problem w tym, że starszy brat rezolutnej dziewczyny, nieco głupawy Paul, poszedł na wojnę i przepadł. Polly obcina więc swoje złote loki i w przebraniu chłopaka zaciąga się do armii, by odnaleźć brata. Zdesperowana armia przyjmie bowiem każdego – poza, rzecz jasna, kobietą. Razem z przebraną Polly w jej szeregi trafiają więc prawdziwy troll, prawdziwy Igor, a nawet prawdziwy wampir („Jestem wampirem zreformowanym, co oznacza, że jestem kłębkiem tłumionych instynktów, przytrzymywanych na ślinę i kawę”). Wojna ze Zlobenią przebiega tak „pomyślnie”, że rekruci zostają od razu wysłani na pierwszą linię frontu – bez szkolenia, bez racji żywnościowych i właściwie bez broni. Na szczęście mają Jackruma, najchytrzejszego sierżanta w całej armii…

„Każą ci siedzieć cicho, a kiedy już wkurzą jakiś inny kraj, to ty musisz za nich walczyć! Bo ten kraj jest twój tylko wtedy, kiedy chcą, żebyś dał się zabić!”

Konflikty między państewkami zaczynają psuć interesy wielkim graczom, takim jak Ankh-Morpork. Po zniszczeniu przez Borogravian wież sekarowych do Zlobenii przybywa Sam Vimes i wkrótce sprzymierzeni wrogowie zapędzają borograviańską armię w kozi róg. Ta jednak, mimo uwięzienia niemal całego dowództwa, klęski głodu, braków w uzbrojeniu i braków w mężczyznach mniej lub bardziej zdolnych do walki, ani myśli się poddać – przynajmniej dopóki po okolicy pałęta się jej ostatni regiment. Ten potworny…

„Na miłość boską, nie musimy nawet z wami walczyć. Wasz kraj sam się rozleci. Wasze pola są pozarastane, wasi farmerzy są starzy, większa część żywności trafia do armii. A armie nie dbają specjalnie o rolnictwo, co najwyżej chwilowo podnoszą żyzność pola bitwy. Honor, duma i chwała… żadna z nich nie ma znaczenia. Ta wojna się skończy albo Borogravia umrze. (…) Przypuszczam, że macie jeszcze w kraju kogoś, kto słyszał o tego rodzaju kontaktach międzynarodowych, które nie wymagają użycia ostrej broni…”

„Potworny regiment” jest potwornie dobry. Książka opowiada o świecie urządzonym przez mężczyzn, którzy toczą bezsensowne i wyniszczające wojny, ponieważ pozwalają, by rządziły nimi ich… ekhm… skarpety. W tym świecie rolą kobiet jest rodzenie dzieci i posyłanie ich na front. W ryzach trzymają je absurdalne nakazy, które tak naprawdę nie pochodzą od żadnego boga, lecz rodzą się z ludzkich lęków, małostkowości, uprzedzeń, z naszej głupoty i tępoty. Potworny regiment sierżanta Jackruma to pierwsza jaskółka zmian, będących dla takich krajów jedyną szansą na normalność.