Graham Masterton zaprezentował własną wersję klasycznej historii o nawiedzonym domu. Czy warto ją poznać?

„W tym domu jest coś, co naprawdę nie lubi, kiedy wchodzi mu się w drogę”.

Ulewa, wiatr, wrzosowiska i szesnastowieczna rezydencja, którą właściciel opuszcza podczas każdej pełni, gdyż w takie noce lepiej w Allhallows Hall nie przebywać. Herbert, były naczelnik więzienia, popełnia ten błąd tylko jeden raz, kiedy wraca po zmierzchu po zapomnianą księgę rachunkową. Ta pomyłka kosztuje go życie, a dla jego dzieci staje się początkiem koszmaru.

Gdy po tragicznej śmierci Herberta Russella do Allhallows Hall przybywają jego synowie i córka, żadne z nich nie zamierza mieć nic wspólnego z przerażającym dworem. Jednak testament nie daje im wyboru: przez najbliższe 13 lat Martin, Rob i Grace mają łożyć pieniądze na utrzymanie rezydencji, która po upływie tego czasu przejdzie na własność… syna Roba, Timothy`ego. Absurdalny zapis wywołuje zrozumiałe oburzenie, a zaraz potem mały Timmy znika…

Niech was jednak nie zwiedzie ten dość klasyczny początek. „Dom stu szeptów” z pewnością nie jest kolejną stereotypową historią o nawiedzonej rezydencji, położonej na klimatycznych wrzosowiskach, pośród których zawodzi wiatr. Graham Masterton mnoży niespodzianki, zaskakując nas raz po raz niespodziewanymi zwrotami akcji i wprowadzając do skostniałego schematu własne pomysły: od przemyślnych kryjówek, służących księżom katolickim za schronienie w razie rewizji domowej, dokonywanej przez śledczych królewskich (tak zwane „księże nory”), przez miejscowe legendy (ta o sforze Czarnych Wizgów miała zainspirować ponoć Doyle`a do napisania „Psa Baskerville`ów”), aż po ciemne sprawki Herberta Russella, rodzinne tajemnice, alchemiczne cuda i nieznane teorie Kopernika. Dzięki temu „Dom stu szeptów” czyta się z zainteresowaniem, choć finał, jak dla mnie, był rozczarowujący, zwłaszcza że poprzedziły go znacznie bardziej spektakularne potyczki ze Złym w wykonaniu księdza, zaklinaczki i kłosarza. Przyznaję jednak, że najnowsza książka Grahama Mastertona, mistrza horrorów klasy B, zaskoczyła mnie pozytywnie. „Dom stu szeptów” broni się oryginalnym ujęciem tematu i niepokojącym klimatem. Warto przeczytać.