Druga część trylogii o wampirach, które wyszły z szafy i zgotowały nam apokalipsę.

„Wystarczyło sześćdziesiąt dni, żeby świat się skończył. A my byliśmy temu winni – nasze zaniedbania, nasza arogancja…

Zanim kryzys dotarł do Kongresu, gdzie został przeanalizowany i zamieniony w ustawę, którą ostatecznie zawetowano, zdążyliśmy już przegrać. Noc należała do nich”.

Dla Abrahama Setrakiana i jego drużyny pierwsze spotkanie z Mistrzem zakończyło się porażką, a Nowy Jork zalała fala wampirów (“Wirus”). Ostatnią szansą ludzi jest Occido Lumen, starożytna księga, w której zostały spisane najmroczniejsze sekrety strzyg. Zdobycie owej księgi jest sprawą priorytetową i na niej w drugiej części cyklu koncentruje się Setrakian, wspierany przez szczurołapa Feta i epidemiologa Epha Goodweathera. Ten ostatni musi dodatkowo chronić syna, śledzonego przez zwampiryzowaną matkę na polecenie byłego hitlerowca Eichhorsta, pachołka Mistrza. Równolegle rozwijany jest wątek Augustina Elizalde, któremu Pradawni składają propozycję, by został ich dziennym sługą i razem z Quinlanem, łowcą-wampirem, tropił „nieczysty szczep”. Krwiopijcy ze starego świata wypowiedzieli bowiem wojnę nowojorskiemu Mistrzowi, gdyż ujawnił istnienie wampirów i pogwałcił równowagę, istniejącą całe wieki.

Od razu przyznaję, że mam słabość do tego cyklu: podobają mi się i książki, i serial, który powstał na ich podstawie. Choć drugi tom historii o apokalipsie wampirów nie może wykorzystać efektu zaskoczenia, radzi sobie naprawdę dobrze. Z uwagi na triumf Mistrza nastroje bohaterów są raczej depresyjne, co wpływa na ogólny, dość przygnębiający klimat: obserwujemy ostatnie, rozpaczliwe podrygi ludzkości i narodziny nowego świata, w którym konstruuje się zagrody dla ludzi i „maksymalnie skuteczne” ubojnie (zestawione w powieści z „ludzkimi rzeźniami” w Treblince, które wspomina Setrakian, były więzień). Cykl „Wirus” Chucka Hogana i Guillermo del Toro wyróżnia się ciekawą kreacją krwiopijców – to siejące grozę, odstręczające wyglądem bezwłose potwory, zdecydowanie bliższe swoim kuzynom z „Nekroskopu” Lumleya niż wykwintnemu hrabiemu w czarnej pelerynie. „Upadek” daje nam kilka wskazówek na temat ich pochodzenia, jednak najwyraźniej dopiero tom trzeci w pełni zaspokoi czytelniczą ciekawość. Niestety, jego tytuł – „Wieczna noc” – nie wróży dobrze naszym bohaterom…