„Kiedyś byłeś ściganym, zwierzyną, teraz stałeś się łowcą Mroku”.

Pośród zielonych wzgórz Irlandii troje uciekinierów z ogarniętego wojną Hrabstwa staje do walki z arcydiabłem. Ósmy tom „Kronik Wardstone” mrocznym nastrojem bije poprzednie na głowę.

Trzeba przyznać, że Joseph Delaney wykorzystuje wszelkie możliwe sztuczki, by wiernych czytelników swojej najpopularniejszej serii nie znużyć. W poprzednim tomie opuściliśmy przedeptane wzdłuż i wszerz Hrabstwo: nasi bohaterowie szukali schronienia na nieprzyjaznej wyspie Monie. Gdy mieszkańcy Mony zaczęli odsyłać do Hrabstwa wszystkich schwytanych uchodźców, Gregory, Tom i Alice postanowili udać się do Irlandii, nazywanej przez niektórych Nawiedzoną Wyspą. Na miejscu stają do walki z potężną i niebezpieczną grupą kozich magów, służących Mrokowi. W trakcie ryzykownej misji przeciwko czarnoksiężnikom Tom odnajduje niezwykły artefakt – Klingę Przeznaczenia, broń zdolną pokonać Złego. Uczeń stracharza potrzebuje jednak wyjątkowego nauczyciela, by zrobić użytek z niezwykłej broni. I tutaj na scenę wkracza Grimalkin, przerażająca wiedźma zabójczyni.

„Świat się zmienia. Może w przyszłości tak właśnie będą postępować stracharze walczący z Mrokiem: wykorzystywać go przeciw samemu sobie. Mnie się to nie podoba, ale pochodzę ze starego pokolenia. Należę do przeszłości, ty jesteś przyszłością, chłopcze. Będziesz miał do czynienia z nowymi zagrożeniami i rozprawisz się z nimi w inny sposób”.

W każdej kolejnej części „Kronik Wardstone” nastrój był mroczniejszy, a okrutnych scen sukcesywnie przybywało – w „Cieniu przeznaczenia” jest ich najwięcej, co może być uzasadnieniem dla okładkowego ostrzeżenia, by książki nie czytać po zmroku. Fruwają ucięte głowy, na sparaliżowanym Tomie żeruje Konal, pokraczne dziecko czarownicy i strażnika kurhanów, a balansująca na krawędzi Mroku Alice chwilowo traci rozum i pożera kury na surowo (o tak). Ta dziewczyna kryje w sobie wiele niespodzianek i stopniowo wyrasta na najbardziej interesującą postać cyklu. „Cień przeznaczenia”, choć mroczny i pesymistyczny, przynosi w zakończeniu nadzieję. Po przeczytaniu ośmiu części wciąż jestem ciekawa, jak potoczą się losy Gregory`ego, Toma i Alice (zwłaszcza Alice). Moja przygoda z „Kronikami Wardstone” jeszcze się nie kończy.