Złoty Kościej 2019 za okładkę roku.

Nie da się mówić o utworze Campbella bez wspomnienia o filmie Johna Carpentera, zatytułowanym „Coś”. Ten niezwykły, klaustrofobiczny horror został oparty właśnie na opowiadaniu Who goes there? Campbella i w swoim gatunku uznawany jest dziś za arcydzieło. Na mnie wywarł ogromne wrażenie i po latach z przyjemnością stwierdzam, że nie zestarzał się w ogóle. A z opowiadania Campbella uczynił jedną z najgłośniejszych opowieści science fiction.

Antarktyda. „Trzydzieści mil na godzinę wiatru z południowego wschodu, zaostrzonego siedemdziesięcioma pięcioma stopniami Fahrenheita mrozu”. Wysoki płaskowyż, „łysy niczym gardziel sępa”. Druga Stacja Magnetyczna, wydrążona w niebieskim lodzie. Drugi dzień października 1939 roku. Grupa amerykańskich polarników odkrywa uwięziony w lodzie statek obcych.

„Światło, sączące się przez dwadzieścia stóp lodu, odbijało się od odsłoniętego metalu, połyskując na kolosalnej masie idealnie zaokrąglonych arkuszy blachy, połączonych z nieludzkim kunsztem.

Vane wyprostował się i dał krok w tył. Pomiędzy nogami McReady`ego spoczywała częściowo widoczna głowa, rozłupana na pół nieuważnym uderzeniem czekana. Norris zwrócił się ku pomalowanemu słońcem fragmentowi nieba i zawołał do Barclaya:

– Bar, jeśli to, co widziałeś, miało włosy jak niebieskie dżdżownice i troje czerwonych oczu, to jest tutaj.”

Gdy polarnicy wracają z obcym do bazy, wita ich hałaśliwe, rozpaczliwe zawodzenie psów husky. Psy czują to, czego jeszcze nie wiedzą ludzie: wydobyte z lodu „Coś” jest śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla nich, ale dla całego świata. Nie sposób z nim walczyć, bowiem potrafi imitować każdy kształt, a do tego odczytuje umysły i manipuluje myślami. Nie ma naturalnych wrogów, ponieważ staje się tym, czym chce. Mimo że nieziemski stwór jest całą noc pilnowany przez Connanta, bez trudu nawiewa natychmiast po odmrożeniu.

„- Czy ktoś przypadkiem nie widział tu potwora? – zapytał Powell niewinnie. – Około czterech stóp wzrostu, troje czerwonych oczu i wyciekający mózg. Nie sprawdziliście przypadkiem, czy to nie jest jakiś głupi kawał? Bo jeśli się okaże, że tak, to myślę, że wówczas moglibyśmy wspólnymi siłami uwiązać tego zwierzaka do karku Connanta niczym albatrosa do szyi starego marynarza. Osobiście uważam, że to więcej niż prawdopodobne.

– To nie kawał – Connant zadrżał. – Boże, chciałbym, żeby tak było. Wolałbym włożyć… – zamilkł.

Wściekłe, przeciągłe wycie poniosło się po korytarzach. Mężczyźni gwałtownie zesztywnieli i lekko się obrócili.

– Chyba się znalazło – skończył Connant.”

Walka o przetrwanie toczy się w klaustrofobicznych pomieszczeniach, pośród nieprzyjaznego krajobrazu, czemu zarówno opowiadanie jak i film zawdzięczają swój niepokojący, mroczny i przygnębiający klimat. W obu wersjach – literackiej i filmowej – niepewność bohaterów maksymalnie podkręca napięcie: nie wiadomo, kto jeszcze jest człowiekiem, komu można zaufać.

Jako fanka filmu na książkowe wydanie wyczekiwałam z niecierpliwością. Powiem krótko: takich cudów nie spodziewałam się w najśmielszych marzeniach. Od okładki, słusznie nagrodzonej, nie mogłam oderwać wzroku. Ilustracje Macieja Komudy, fantasmagoryczne, groteskowe i przerażające, potęgują wrażenie obcości. Wydanie jest nie tylko ekskluzywne, ale też napakowane bonusami: znajdziemy tu przedmowę Aleca Nevala-Lee, przybliżającą genezę opowiadania, fragment kontynuacji, doskonałe posłowie Piotra Goćka („Ballada o Końcu Świata”), a wprowadzenie napisał sam Robert Silverberg. “Coś” Campbella zaserwowane przez Wydawnictwo Vesper to prawdziwa gratka dla wielbicieli gatunku.