To była fantastyczna przygoda. Po „Adepta” Adama Przechrzty trzeba sięgnąć koniecznie.

„Światło gazowych latarni wydobywało z mroku fantastyczne kształty, mamiło oczy, zwodziło umysł. Latarnie w enklawie świeciły dzień i noc, mimo że już dawno odcięto dopływ gazu. Jednak warszawska enklawa rządziła się swoimi prawami. Jak i wszystkie inne. Na szczęście koniunkcja dotknęła tylko największych miast, w imperium rosyjskim ucierpiały jedynie trzy: Petersburg, Moskwa i Warszawa.”

Początek dwudziestego wieku, czasy pary i …magii. Polska nadal znajduje się pod carskim zaborem. W wyniku tajemniczej Koniunkcji w największych miastach pojawiają się niesamowite enklawy – miejsca, które łączą nasz świat z innymi wymiarami. Nie obowiązują w nich prawa fizyki, a występującą tam niebezpieczną faunę powstrzymuje przed inwazją jedynie wysoki mur nabity srebrnymi prętami. Zwykły człowiek nie ma szans na przeżycie w strefie. Zapuszczają się tam jedynie carskie patrole i alchemicy, którzy poszukują unikalnych składników. Jednym z nich jest główny bohater książki, Olaf Rudnicki, aptekarz i adept „królewskiej sztuki” z powodzeniem praktykujący medycynę spagiryczną.

Podczas jednej z takich niebezpiecznych wypraw Rudnicki spotyka niezwykły rosyjski patrol, dowodzony przez oficera elitarnej carskiej gwardii, Aleksandra Borysowicza Samarina. To dzięki umiejętnościom polskiego aptekarza patrolowi udaje się opuścić enklawę. Świadomy tego faktu Samarin proponuje Polakowi współpracę. Granice warszawskiej enklawy zostały sforsowane. Trzeba powstrzymać ekspansję mrocznej fauny, która jest zagrożeniem dla całego świata.

„Nasze wszechświaty cały czas są połączone, być może dlatego, że stworzyła je ta sama dłoń. To raczej kwestia szerokości łączących je… korytarzy. Przez wąskie mogą prześliznąć się tylko małe rybki. Później przychodzi czas na większe, wreszcie rekiny. A na koniec przejdą nimi prawdziwi władcy. Szepczący…”

Adam Przechrzta proponuje nam ciekawą, oryginalną historię, pełną magii, alchemii, przerażających potworów i steampunkowych rekwizytów. Alternatywny świat, wzbogacony o tło obyczajowe i polityczne, prezentuje się bardzo wiarygodnie. Razem z Rudnickim mamy okazję trafić na dwór cara (pod nieobecność Rasputina, niestety), poznajemy również tajemniczą organizację Sztyletników, która faktycznie działała w czasie powstania styczniowego. Należał do niej stryj Rudnickiego – wykonywał wyroki na zdrajcach: Sztyletnicy uważali, że jedyną metodą, dzięki której można pokonać opór niezdecydowanych i przeciwników powstania, jest terror. Więc zabijali. Ojciec głównego bohatera brał udział w powstaniu, ale nie popierał radykalnych metod. Gdy w sześćdziesiątym trzecim przedzierał się do Austrii, uratował z rąk partyzantów Marię Pawłownę, przyszłą księżną Wołkońską i … cioteczną babkę Samarina.

Kolejne zalety powieści to dynamiczna akcja i świetnie skonstruowani bohaterowie. Przechrzta zadbał o zindywidualizowanie postaci, zarówno pierwszoplanowych, jak i epizodycznych. Nawet posługaczka Rudnickiego, Okoniowa, posiada własny, wyrazisty charakter: czytuje pepeesowskie ulotki i należy do kółka książkowego w Zielonce.

„- To tera im powiem, że dobre z was panisko. I nie kora… korabolujecie z Ruskimi.

– Rozumiem, że wystawi mi Okoniowa świadectwo moralności? Bóg zapłać! A co z tą łódką?

– To tylko przenośnik – wyjaśniła kobieta z lekka speszona.

– Przenośnia? – domyślił się Rudnicki. – Zabrała się Okoniowa za literaturę marynistyczną?

– Takom o marynarzach? Ano! Właśnie czytam o statku, co się nazywa Tytan. Nie! Tytanik!

– Mam nadzieję, że to nie omen – wymamrotał pod nosem Rudnicki.

– Znaczy co? – zaniepokoiła się kobieta. – Nieszczęście jakie?

– Titanic zatonął – poinformował sucho alchemik.

– Całkiem i ze wszystkimi?

– Całkiem, choć niektórzy się uratowali.

– A pan Leonardo?

– Co za Leonardo?

– Cudnej piękności pasażer – wyjaśniła z rozmarzeniem Okoniowa. – Blady na gembie, z falującemi włosami.”

„Adepta” Adama Przechrzty czyta się szybko i z prawdziwą przyjemnością. Z pewnością sięgnę po drugi tom cyklu „Materia Prima”, a póki co polecam część pierwszą wszystkim tym, którzy poszukują wciągającej, rozrywkowej fabuły na przyzwoitym poziomie. Wydawnictwu Fabryka Słów gratuluję natomiast kapitalnej okładki.