„Śmiertelnicy i istoty nadnaturalne zamieszkują równolegle ten sam świat, ale nie widzą się nawzajem – jak mieszkańcy domu, którzy bywają w nim o różnych porach i tylko czasem mijają się na wąskich schodach.”

Ależ ten wiktoriański Londyn śmierdzi. O realiach tamtych czasów wiele mówi wygląd podejrzanego kocmołucha na okładce. Charlie Fletcher zadbał o to, by w alternatywnym świecie zachować wszystkie „uroki” najbrudniejszego stulecia w dziejach. Jest więc ponuro, mrocznie i klimatycznie. Co jakiś czas słyszymy niepokojący plusk – to kolejny trup znika dyskretnie w brudnych wodach przecinającej miasto rzeki. Zaczynamy?

Mgła unosząca się nad Tamizą, rzadkie światło gazowych lamp, wędrowne cyrki, podejrzane speluny, mroczne rezydencje, paskudne zaułki pełne zakapiorów i malutka, przetrzebiona grupka „superbohaterów”, mieszańców, którzy zgodnie z wielowiekową tradycją Nadzoru pełnią straż na granicy przenikających się światów. Przed czym nas chronią? Przed magicznymi istotami dybiącymi na nasze życie. Przed kradnącymi ostatni oddech dusiołkami i żądnymi zemsty, piekielnie niebezpiecznymi Sluagh, przypominającymi mroczne stwory z irlandzkich legend. Dajcie spokój z tym Legolasem. To nie ta bajka. Sluagh mają paskudne, wytatuowane gęby, włosy ozdobione czaszkami ptaków i kostkami gryzoni, brązowe, omszałe zęby „przypominające starodawne nagrobki na zaniedbanym cmentarzu”, syczący głos i awersję do żelastwa. Żyją w Dziczy i nazywają się Czystymi. Pogardzają mieszańcami i ludźmi, którzy tłoczą się w miastach jak kurczaki w kurnikach:

„Z roku na rok smród żelaza i maszyn coraz bardziej rozprzestrzenia się po naszych terenach. W kuźniach i manufakturach powstają żelazne tory, które wbija się w ziemię, a nasze terytoria otacza się milami stalowych węży, więżąc dzikość, przełamując przepływ starszych linii. (…) Ale jak lisy nauczyły się korzystać z kurników, tak my wiemy, że miasta mają jedną zaletę: trzymają zwierzynę w jednym miejscu…”

Między Sluagh a ludźmi stoi Nadzór, a raczej to, co z niego zostało po tajemniczej Katastrofie. Wejrzeniec Sara Falk, Kucharka, pan Sharp, Hodge i zamieszkujący moczary Kowal tworzą Ostatnią Rękę, kabalistyczną piątkę, która każdego roku musi zasiąść wokół stołu, by okiełznać Pożogę.

„A gdy będzie ich mniej niż pięcioro… gdy nie będą w stanie utworzyć Ostatniej Ręki, nie będą też mogli pełnić dalszej służby, a ich władza i moc przestaną istnieć.”

Misją Wolnego Bractwa do spraw Regulacji i Nadzoru Enigmatycznych Sytuacji Krytycznych i Ponadnaturalnych Obyczajów jest zachowanie równowagi pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co ponadnaturalne. Równowadze tej zagrażają nie tylko istoty magiczne, ale też zdeprawowani, okrutni ludzie, którzy usiłują posiąść nieprzeznaczoną dla nich wiedzę i doprowadzić Nadzór do całkowitego upadku. Do siedziby tajnego związku podrzucone zostaje kukułcze jajo: nieświadoma swej roli Lucy Harker (ach, ten Bram Stoker…). Powodowana współczuciem Sara Falk przygarnia dziewczynę i w ten sposób pułapka się zamyka… .

„Ludzie noszą w sobie zbyt wiele lęków, by zaakceptować inność. Może kiedyś to się zmieni, może bieda i niewiedza znikną, ale póki życie większości to codzienna walka z głodem i brakiem bezpieczeństwa, każda inność stanowi zagrożenie, bo obcy mogą przyjść i zabrać ci jedzenie albo skrzywdzić rodzinę.”

„Nadzór” Charliego Fletchera reklamowany jest jako „mroczna, dickensowska historia o łowcach czarownic, magach, podróżnikach przechodzących przez lustra i najbardziej zaskakujących bohaterach wygrzebanych z czeluści brytyjskich legend”. Pierwszy tom trylogii potwierdza tę opinię. Największą zaletą powieści jest dla mnie niesamowita atmosfera wiktoriańskiego Londynu, pełna magii i gotyckich rekwizytów, nawiązująca klimatem do kapitalnego „Jonathana Strange`a i pana Norrella” Susanny Clarke. Polecam z mrocznym błyskiem w oku.